[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pana pewnej niedzieli w Kundraticach na szosie pchnęli nożem przez pomyłkę,
gdy powracał z wycieczki z Bartuńkowego Młyna. Z tym nożem w plecach wró-
cił ten pan do domu, a gdy żona pomagała mu zdjąć surdut, to przy sposobności
wyjęła i ten nóż i nazajutrz krajała nim już mięso na gulasz, ponieważ nóż ten
był ze stali solingeńskiej i dobrze był wyostrzony, a oni mieli w domu wszystkie
noże tępe i szczerbate. Ta niewiasta chciała potem mieć cały komplet takich noży
i zawsze w niedzielę wysyłała męża do Kundratic na wycieczkę, ale pan Hau-
ber był człowiekiem tak skromnym, że nie chodził nigdzie na dalsze wycieczki,
lecz wybierał się najdalej do gospody  U Banzetów w Nuslach, bo wiedział, że
gdy siedzi w kuchni, to Banzet wyrzuci go wcześniej, niż ktokolwiek zdążyłby
podnieść na niego rękę.
 Tyś się wcale nie zmienił  rzekł do Szwejka jednoroczniak.
 Nie zmieniłem się  odpowiedział Szwejk  bo nie miałem na to czasu.
Chcieli mnie nawet rozstrzelać, ale najgorsze to, że od dwunastego nigdzie jeszcze
nie dostałem żołdu.
 U nas teraz żołdu w ogóle nie dostaniesz, ponieważ idziemy na Sokal,
a żołd będzie wypłacany dopiero po bitwie, bo musimy oszczędzać. Jeśli, przy-
puśćmy, do awantury dojdzie za dwa tygodnie, to na każdym poległym żołnierzu
oszczędzimy razem z dodatkiem 24 korony i 72 halerze.
 A co prócz tego słychać u was?
 Po pierwsze, zgubiliśmy straż tylną, następnie korpus oficerski ma na
plebanii wyżerkę, bo tam zarżnięto wieprza, zaś szeregowcy porozłazili się na
214
wszystkie strony i nurzają się w nieprawościach z miejscową ludnością płci żeń-
skiej. Przed południem dostał słupka jeden żołnierz z waszej kompanii za to, że
lazł na strych za jakaś siedemdziesięcioletnią babą. Ale człowiek ten jest niewin-
ny, ponieważ w rozkazie dziennym nie było o tym mowy, do jakich lat to jest
dozwolone.
 I myślę, że jest niewinny  rzekł Szwejk  ponieważ gdy taka wiekowa
baba lezie po drabinie na strych, to jej twarzy człek nie widzi. Taki sam przypa-
dek zdarzył się na manewrach pod Taborem. Jeden z naszych plutonów kwatero-
wał w gospodzie, a jakaś kobieta szorowała podłogę w sionce. Otóż przypatoczył
się do niej niejaki żołnierz Chramosta i poklepał ją  jak by ci to powiedzieć?
No, poklepał ją po kieckach. Do tego szorowania musiała się bardzo podkasać.
Klepnął ją raz, ona nic, klepnął drugi raz, znowuż nic, jakby to wcale jej nie do-
tyczyło. Więc on wziął i zaryzykował, a ona nic, tylko dalej szorowała podłogę
na kolanach, a potem zwraca się do niego twarzą i powiada:  A tom cię nabrała,
żołnierzyku! Babina ta miała przeszło siedemdziesiąt lat i pózniej rozpowiadała
o tym po całej wsi. A teraz pozwoliłbym sobie zapytać, czy podczas mej nieobec-
ności nie dostałeś się, bracie, i ty do paki?
 Nie było okazji po temu  tłumaczył się Marek  ale za to, o ile o ciebie
chodzi, batalion porozsyłał za tobą listy gończe.
 To nic nie szkodzi  wtrącił Szwejk  postąpili całkiem słusznie. Batalion
winien był właśnie tak postąpić i rozesłać za mną listy gończe, bo przecież przez
tak długi czas nie wiadomo było, gdzie przebywam. Nie można powiedzieć, aby
batalion postąpił nierozważnie. Mówisz, że wszyscy oficerowie są na plebanii i na
świńskiej wyżerce? Trzeba tam będzie pójść i przedstawić się im, że już jestem,
bo i tak się pan oberlejtnant Lukasz z pewnością dość namartwił o mnie.
Krokiem żołnierskim ruszył Szwejk ku plebanii i, a po drodze śpiewał:
Popatrz na mnie, panno moja,
Popatrz jeszcze raz.
Oj, zrobili ze mnie pana,
Oj, zrobili, panno moja!
Czy mnie znasz?
Nie zatrzymując się Szwejk wszedł po schodach na górę i zmierzał ku
drzwiom, zza których odzywały się głosy oficerów.
Rozmawiano tam o wszystkim możliwym i właśnie plotkowano o brygadzie
i o nieporządkach, jakie w niej panują, a adiutant brygady dołożył od siebie także
coś niecoś, mówiąc miedzy innymi:
 Telegrafowaliśmy niby z powodu tego Szwejka. . .
 Hier!  zawołał Szwejk otwierając drzwi i wchodząc do poko ju, po czym
powtórzył meldunek:  Hier! Melde gehorsam. Infanterist Szwejk. Kompanie-
215
ordonnanz 11 Marschkompanie!* [przyp. Jestem! Melduję posłusznie, strzelec
Szwejk, ordynans 11 kompani marszowej! (niem.)]
Widząc zdziwione twarze kapitana Sagnera i porucznika Lukasza, których
opanowywała jakaś cicha rozpacz, Szwejk nie czekał na pytanie i zawołał:
 Posłusznie melduję, że chcieli mnie rozstrzelać za to, że miałem zdradzić
najjaśniejszego pana!
 Jezus Maria, Szwejku! Co też wygadujecie?!  krzyknął blednąc porucz-
nik Lukasz.
 Posłusznie melduję, że to było tak, panie oberlejtnant. . .  I Szwejk
zaczął szczegółowo opowiadać, jak to się stało. Wszyscy spoglądali na niego
oczyma wytrzeszczonymi, on zaś nie zapomniał o najdrobniejszych szczegółach
i przytoczył nawet takie spostrzeżenie: na grobli tego stawu, nad którym, przy-
trafiła mu się owa przygoda, kwitły niezapominajki. Potem wymieniał nazwiska
tatarskie tych ludzi, z którymi spotkał się podczas swej wędrówki, jak na przykład
Hallimulabalibej, a do tego nazwiska dodał cały szereg nazwisk zmyślonych: Wa-
liwulawaliwej, Malimulamalimej itd. Porucznik Lukasz nie wytrzymał i zawołał
na Szwejka:
 Ach, ty bydlę głupie! Gadaj krótko i zwięzle, bo cię kopnę!
Ale Szwejk mówił dalej z wielką dokładnością, a gdy doszedł w swym opo-
wiadaniu do sądu polowego i mówił o sędziach, dodał, że generał zezował na lewe
oko, a major miał modre oczy.
 Czerwone jabłuszko po stole się toczy, lubię takie dziewczę, co ma modre
oczy. . .  dodał Szwejk do rymu.
Dowódca 12 kompanii Zimmermann rzucił w Szwejka garnuszkiem, z którego
pił mocną wódkę, kupowana u %7łyda.
Szwejk opowiadał dalej całkiem spokojnie o tym, jak następnie doszło do po-
ciechy religijnej i jak pan major spał w jego objęciach. Potem świetnie obronił
brygadę, do której został wyprawiony, gdy batalion upomniał się o niego jako za-
ginionego. Wreszcie złożył kapitanowi Sagnerowi dokumenty, z których okazało
się, że przez tę wysoką instancję, przez brygadę, został uwolniony od jakiejkol-
wiek odpowiedzialności i oczyszczony z podejrzeń.
 Pozwalam sobie posłusznie zameldować  zakończył swoje sprawozda-
nie  że pan lejtnant Dub znajduje się w brygadzie ze wstrząśniętym mózgiem
i wszystkich panów kazał pięknie pozdrowić. Proszę o żołd i pieniądze na tytoń.
Kapitan Sagner i porucznik Lukasz wymienili z sobą pytające spojrzenia, ale
w tej chwili otworzyły się drzwi i żołnierze wnieśli w dużym kociołku dymiącą
polewkę podgardlankową.
Był to początek wszystkich tych rozkoszy, jakie czekały tego wieczora zebra-
nych na plebanii i oficerów.
216
 Ach, ty przeklęty włóczęgo!  zawołał kapitan Sagner będący w ogromnie
dobrym usposobieniu przed nastającymi uciechami.  %7łebyś sobie zapamiętał, że
cię uratowała tylko ta świńska wyżerka!
 Szwejku  dodał do tego porucznik Lukasz  jeśli przydarzy ci się jesz-
cze coś podobnego, to będzie z tobą zle.
 Posłusznie melduję, że ze mną musi być zle  zasalutował Szwejk  bo
gdy człowiek jest na wojnie, to powinien wiedzieć i rozumieć. . .
 Zniknij!  ryknął na niego kapitan Sagner.
Szwejk znikł i zszedł na dół do kuchni. Wrócił tam także zgnębiony Baloun
i prosił, aby mu pozwolono obsługiwać przy uczcie porucznika Lukasza.
Szwejk wszedł akurat w chwili, gdy rozpoczynała się polemika między ku-
charzem Jurajdą a Balounem.
W sporze Jurajdą używał wyrazów dość niezrozumiałych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl