[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niego z daleka. Nie musiała wcale znać teorii Freuda, \eby zauwa\yć, jak reagują ciało i zmysły w jego
obecności. To on przypominał jej, \e jest nie tylko matką, przedsiębiorcą budującym swoje małe
imperium czy miłą towarzyszką wieczornych potańcówek. Obudził w niej kobietę. I dlatego właśnie
Zuzanna przysięgła sobie unikać go w przyszłości.
Wzięła do ręki rachunek z drogerii Walkersa i zatopiła wzrok w cyfrach, zapominając o
rozpatrywanym przed chwilą problemie samotności. W przeciwieństwie do mę\ów i kochanków liczby
były zawsze stałe. Ich wartościom mo\na ufać, a jeden plus jeden daje dwa, bez względu na to, z której
strony patrzysz na cyfry.
Od pracy oderwał ją telefon. Spojrzała na aparat z mieszanymi uczuciami. Mo\e to on. A mo\e
jednak nie. Poczuła nagły ucisk w \ołądku. Podniosła słuchawkę. Dzwonił przyjaciel Dellie, który
chciał się koniecznie dowiedzieć, czy Zuzanna umówiła się z tym przystojnym Włochem. Szybko za-
przeczyła.
Zdą\yła przejrzeć kolejne dwie kolumny cyfr, kiedy telefon zadzwonił ponownie. Tym razem
telefonowała Reesa Dunbar, kole\anka z dzieciństwa. Okazało się, \e jej ciotka, Rachel, widziała
Zuzannę w restauracji w towarzystwie właściciela sklepu ze sprzętem wideo. Gdy tylko wyjaśniła oko-
liczności, które zmusiły ją do zjedzenia kolacji z Mattem, obie panie przeszły do omawiania zbli\ającej
się wiosennej potańcówki w miejscowym klubie i obiecały zjeść razem obiad w nadchodzącym
tygodniu.
Prawie natychmiast telefon znów zadzwięczał. Zuzanna z trudem powstrzymała opryskliwy ton.
Rozpoczęła rozmowę mniej ni\ zachęcającym głosem.
- Nie jesteś dziś w najlepszym humorze? - zapytał Scott Cantrell, jeszcze jeden stary przyjaciel.
- Przepraszam. Pracuję. Co nowego?
- Dokładnie o to samo chciałem zapytać. Słyszałem, \e spotykasz się z właścicielem sklepu ze
sprzętem wideo. Zastanawiam się więc, czy w związku z tym pójdziesz z nim na tańce w przyszłym
tygodniu. Powiedz mi od razu, \ebym mógł umówić się z kimś innym. O ile wiem, Reesa nie ma nikogo
na ten wieczór. Chyba zgodziłaby się pójść ze mną.
Zuzanny nie zmartwiły wcale zamiary Scotta. Odkąd sięga pamięcią, ich trójka przyjazniła się na
dobre i złe. Chciała postawić sprawę jasno, \eby uniknąć niedomówień.
" Nie spotykam się z tym mę\czyzną - powiedziała zniecierpliwiona. - Zupełnie przypadkowo
zjedliśmy razem kolację. To wszystko. A swoją drogą, ciekawa jestem, kto cię tak dokładnie
poinformował?
" Dziś rano jadłem śniadanie z Reesą i jej ciotką. Według Gęby wyglądaliście na dobraną parę.
Stara Rachel mówiła...
" Scott, odkąd słuchasz paplaniny Gęby Południa? Na miłość boską, przecie\ tylko natknęłam się
na tego mę\czyznę. Spotkamy się w sobotę o siódmej, chyba \e chcesz wziąć na tańce kogoś innego.
Odło\yła słuchawkę i pomyślała: Właściwie wszyscy mę\czyzni, a jeden szalony Włoch w
szczególności, potrafią zadawać ból". Wróciła do papierów nieco sfrustrowana.
Zdą\yła ju\ przejrzeć sporą część, kiedy usłyszała dzow-nek do drzwi. Skrzywiła się z
niezadowolenia i rzuciła trzymany w ręku ołówek. Schodząc do foyer, była gotowa zabić ka\dego, kto
ośmielił się zakłócić jej spokój. Otworzyła drzwi z większym ni\ potrzeba zamachem.
Na schodach stał Fred Kendall, właściciel pobliskiej kwiaciarni. Za nim dyndał w powietrzu
olbrzymi balon, na którym namalowana była uśmiechnięta twarz.
- Dzień dobry, Zuziu - powiedział, wychylając głowę zza ogromnego bukietu czerwonych
amerykańskich ró\. - To dla ciebie - zaczął, ciskając je prosto w ramiona Zuzanny. -Dziś rano,
przyszedł do mnie twój nowy adorator i wybrał je osobiście. Ten chłopak z pewnością powa\nie o tobie
myśli.
Zuzanna poczuła, jak odpływają od niej siły. Nie wiedziała, czy powinna teraz usiąść na podłodze i
śmiać się histerycznie, czy te\ zrobiłaby lepiej, gdyby nakrzyczała na starego Freda i wysłała go do
wszystkich diabłów. Facet z jaguara doprowadzał ją do szału!
Nagły podmuch wiatru poruszył zawieszony w powietrzu balon. Fred poczuł lekkie szarpnięcie.
Wyglądało na to, \e kolorowy przedmiot koniecznie chce przypomnieć mu o swojej obecności.
-Aha! Ten balon te\ jest twój - dodał, wciskając Zuzannie nitkę w rękę. - Matt nie był pewny, czy
go przyjmiesz, a moja Marta od razu powiedziała, \e lepiej będzie nie próbować. Pomyślałem nawet o
sprzeda\y tego balonu. - Zrobił chwilę przerwy, potem ciągnął: - Twój młody mę\czyzna zrobił
olbrzymie wra\enie na mojej Marcie. Gdyby była dwadzieścia lat młodsza, z pewnością
zainteresowałaby się nim. Powiedziałem jej, \e i tak mo\e spróbować. Wiesz przecie\, jak ukrywa
przed wszystkimi swój wiek. A ona mi na to...
- Fred, Fred - prawie zawołała Zuzanna. - Nie mogę przyjąć tych rzeczy. Zwróć je panu
Martinellemu. Nie chcę ich.
Fred delikatnie poklepał ją po policzku.
- Wiesz, \e nie mogę tego zrobić, Zuziu. Wez kwiaty, kochanie. Daj Mattowi szansę. Wygląda na
bardzo zrównowa\onego młodego człowieka. Według Marty to bardzo dobry materiał na mę\a. Dla
ciebie - dodał.
Zuzanna skrzywiła twarz. Ze te\ musiała spotkać tego wstrętnego faceta. Przypadkowa kolacja,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]