[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrócili, Lacey podała mu książkę.
Nie, niech Lacey czyta zaprotestował Riley.
To jej książka.
Ustawiwszy lampkę naftową na stoliku obok
dużego bujanego fotela, usiadła wygodnie, a chłopcy
bez jakiegokolwiek zaproszenia wgramolili się jej na
kolana. Przez moment Lacey nie była w stanie
wydobyć z siebie żadnego dzwięku, tak była bo-
wiem oszołomiona błogością i szczęściem, jakie ją
Stara miłość 133
ogarnęły. Czuła, że tak właśnie powinny wyglądać
jej wieczory spędzane w towarzystwie Matta
i jego synków, pachnących miętową pastą do zę-
bów, czystymi ubrankami i tym charakterystycz-
nym, zachwycającym zapachem, który roztaczają
tylko małe dzieci. Jakże żałowała, że nie były to jej
dzieci. Przynajmniej jeszcze nie teraz...
Jestem pewna, że polubicie Maxa odezwała
się nieco drżącym głosem. Już na samym początku
książki pakuje się w straszne kłopoty i zmuszony
jest iść spać bez kolacji.
Chyba go rozumiem przyznał Riley, układa-
jąc głowę na jej ramieniu. Za chwilę brat poszedł za
jego przykładem.
Zdaje się, że najgorsze mamy już faktycznie za
sobą oznajmił Matt. Wiatr chyba się uspokaja.
Lacey właśnie wyszła na palcach z sypialni chłop-
ców, upewniwszy się, iż włącznik światła ustawio-
ny był w pozycji wyłączonej, na wypadek gdyby
nocą przywrócono dostawy prądu.
Jak sądzisz, prześpią całą noc?
Na pewno. Byli już wykończeni, chyba jeszcze
nigdy w całym swoim życiu tyle się nie napracowali
roześmiał się Matt.
Wydaje mi się, że to jedyny sposób, żeby nie
psocili. Po prostu trzeba ich zająć, a nie będą mieli
czasu na wymyślanie figli.
To chyba nie takie proste zauważył Matt,
ujmując ją za rękę i prowadząc po schodach na dół.
Naprawdę? zdziwiła się. A dlaczego nie?
134 Emilie Richards
Bo tu chyba mniej chodzi o ciężką pracę,
a więcej o szacunek.
Szacunek? powtórzyła, nie rozumiejąc do
czego zmierzał.
Lacey, okazałaś im dziś dużo szacunku, a oni
nie są do tego przyzwyczajeni, rzadko kto traktuje
ich w ten sposób wyjaśnił. Zauważyłaś, w czym
są mocni i wykorzystałaś to w dobrym celu. Domyś-
liłaś się, że potrafią pomóc, jeśli im się dokładnie
pokaże, o co chodzi i faktycznie tak było. Nawet
umiałaś im wytłumaczyć, skąd się biorą huragany,
w taki sposób, że wszystko zrozumieli. Do tego
wszystkiego kupiłaś im książkę o chłopcu, z którym
mogą się identyfikować. Kiedyś to też była moja
ulubiona książka, ale kompletnie zapomniałem o jej
istnieniu, a ty pamiętałaś.
Pomyślałam, że Max wyda im się pokrewną
duszą. W końcu sama przecież raz posłałam ich spać
bez lunchu przypomniała ze śmiechem.
Czy mam rozumieć, że już wybiłaś sobie
z głowy te brednie o domowych ciasteczkach i ręcz-
nie szytej pościeli? zapytał, sięgając po jej dłonie.
Powiedzmy, że to raczej chłopcy wybili mi je
z głowy.
To świetnie. W jego głosie słychać było
wyrazną ulgę.
To był ciekawy i dobry dzień, ale musimy
pamiętać, że nie zawsze grozba huraganu powstrzy-
ma ich przed łobuzowaniem. Musimy uzgodnić
zasady, które będziemy wspólnie egzekwować, że-
by chłopcy wiedzieli, co im wolno, a czego nie.
Stara miłość 135
Przede wszystkim nikomu od tej pory nie wolno się
nad nimi litować. W ich przypadku litość powoduje
tylko same szkody, nie wnosi nic pozytywnego,
a oni zasługują na coś lepszego.
Już czuję, że jutro znajdę cały dom obwieszony
kopiami nowego rodzinnego regulaminu? zażar-
tował ze śmiechem.
Nie, jeszcze na nic stałego się nie zgodziłam.
A co mogę zrobić, żebyś się jednak zgodziła?
Hmm... Możesz na przykład kontynuować to,
co zaczęliśmy na Wyspie Skarbów. Uśmiechnęła
się lekko. Dziś chyba żaden statek nie przypłynie.
Chcesz się kochać wśród odgłosów huraganu?
Jestem do usług.
Przyciągnął ją do siebie, a ona podniosła pełne
wyczekiwania spojrzenie. Wyczytawszy w jej
oczach nie wypowiedzianą prośbę, pocałował ją
słodko i namiętnie, tak że aż poczuła rozkoszną
słabość w nogach. Powoli, niespiesznie, pocałunek
po pocałunku wędrowali po stopniach na górę, gdzie
mieściła się sypialnia Matta. Gdy się tam znalezli,
przerwali na moment, by zapalić kilka świec. W ich
świetle po raz pierwszy ujrzeli się nawzajem jako
kochankowie, zachwyceni swą bliskością, dotykiem
nagiej skóry, promieniującym ciepłem ciał. Lacey
była szczęśliwa, że czekali tak długo, by cieszyć się
sobą, bo to oczekiwanie nadało niezwykłej podnios-
łości chwili, gdy wreszcie stali się jednym.
Warto było czekać wyszeptał Matt, kiedy
leżeli wtuleni w siebie.
Naprawdę?
136 Emilie Richards
Naprawdę. Choć nie, może w sumie żal, że
czekaliśmy, bo straciliśmy wiele takich nocy.
Nie martw się, jakoś to nadrobimy pocieszyła
go, całując przelotnie w ramię. Ożenisz się ze
mną?
Myślałem, że nie zgadzasz się na nic stałego
przypomniał.
Ale teraz wszystko się zmieniło.
Matt roześmiał się wesoło.
W takim razie podaj datę, chętnie się dostosuję.
Chcę kupić dom babci. Jest duży, więc znajdzie
się w nim miejsce i na moją kancelarię, i na twoje
biuro, a w dodatku chłopcy będą mieli się gdzie
wyszaleć.
O ile pamiętam, w domu twojej babci znajdzie
się nawet miejsce na jeszcze jedną dziecinną sypial-
nię. Uśmiechnął się znacząco.
Lacey wpatrzyła się w sufit, próbując sobie
wyobrazić siebie jako matkę dziecka Matta. Była to
bardzo kusząca perspektywa, ale najpierw chciała
poświęcić czas na zaprzyjaznianie się z blizniakami,
którzy przecież także potrzebowali wreszcie matki.
Kocham cię. Obiecuję, że zrobię wszystko,
żebyśmy byli szczęśliwi zapewnił ją żarliwie Matt.
Ja też cię kocham. Może trudno ci będzie w to
uwierzyć, ale nigdy nie przestałam cię kochać.
Gdy wróciłaś, wystarczyło tylko jedno spoj-
rzenie na ciebie, a zdałem sobie sprawę, że zawsze
cię kochałem.
Dzisiejszy wieczór zawdzięczamy właściwie
tobie.
Stara miłość 137
Mnie? zdziwił się. Wydawało mi się, że ty
też byłaś aktywna. Roześmiał się wesoło.
Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi.
Bo nie wiem...
Mówię o liście wyjaśniła.
Napisałaś do mnie list? Nie dostałem go.
Bo to ja go dostałam sprostowała. To
znaczy nie ja konkretnie, został podrzucony na próg
domu babci następnego ranka po tym, jak się
spotkaliśmy przed sklepem Wallace a.
Czyżbym miał konkurenta? Udawał oburze-
nie Matt.
Lacey zajrzała mu głęboko w oczy, aby zorien-
tować się, czy żartuje, czy też może faktycznie nie
miał nic wspólnego z listem.
A więc to jednak nie był list do mnie uznała.
Może do Deanny, a może do Marti. W każdym
razie natchnął mnie do działania.
%7łałuję, że sam nie wpadłem na pomysł z lis-
tem. Gdybym tylko mógł przypuszczać, że znaj-
dziesz się w moich ramionach, napisałbym i ze sto,
żeby tylko mieć pewność, że się tak stanie.
Niepotrzebnie, przecież i tak stało się, co się
miało stać.
A to dopiero początek zapowiedział, przytu-
lając ją do piersi. Zobaczysz, co będzie dalej.
Już się nie mogę doczekać wyszeptała, gdy
znów ją całował.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]