[ Pobierz całość w formacie PDF ]

złociste brwi, nie chciałem w to wierzyć, drażniłem siebie i było mi szkoda, że tak mało mnie
dręczyła i tak szybko uległa.
Usłyszałem nagle ciężkie kroki. Na alei pojawił się mężczyzna średniego wzrostu i od razu
poznałem w nim Czterdziestu Męczenników. Usiadł na ławce i głęboko westchnął, potem trzy
razy przeżegnał się i położył. Za chwilę wstał i położył się na drugim boku. Komary i nocny
chłód nie dawały mu zasnąć.
 Co za życie!  powiedział.  Marne, paskudne życie!
Patrząc na jego wychudłe, skręcone ciało i słuchając ciężkich, zachrypniętych westchnień,
przypomniałem sobie jeszcze o jednym marnym, paskudnym życiu , które dziś wyspowiadało
się przede mną, i zrobiło mi się nieprzyjemnie i strasznie przykro, że tak wspaniale się czuję.
Zszedłem z górki i skierowałem się w stronę domu.
 %7łycie według niego jest straszne  myślałem  więc nie cackaj się z nim, korzystaj z
okazji i bierz wszystko, co możesz od niego wyrwać, póki cię nie zniszczyło .
Na werandzie stała Maria Sergiejewna. Objąłem ją bez słowa i zacząłem namiętnie
całować jej brwi, skronie, szyję...
Przyznała mi się w moim pokoju, że od dawna mnie kocha, ponad rok. Wyznawała mi
miłość, płakała, błagała, żebym ją zabrał ze sobą. Co chwilę ciągnąłem ją do okna, żeby przy
świetle księżyca przyjrzeć się jej twarzy, wydawała mi się pięknym snem, więc śpieszyłem ją
mocno objąć, żeby uwierzyć w rzeczywistość. Od dawna już nie przeżywałem takiego
uniesienia... Ale głęboko w sercu czułem zakłopotanie i niepokój. W jej miłości do mnie było
coś krępującego i uciążliwego, jak w przyjazni Dmitrija Pietrowicza. Była to wielka, poważna
miłość ze łzami i zapewnieniami o miłości, a ja nie chciałem niczego poważnego  ani łez, ani
zapewnień, ani rozmów o przyszłości. Chciałem, żeby ta noc przemknęła przez nasze życie
jak świetlisty meteor  i na tym koniec.
93
Wyszła ode mnie dokładnie o trzeciej, a kiedy stojąc w drzwiach patrzyłem w ślad za nią,
na końcu korytarza pojawił się nagle Dmitrij Pietrowicz. Zobaczywszy go wzdrygnęła się i
ustąpiła mu z drogi i cała jej postać wyrażała wstręt. On jakoś dziwacznie się uśmiechnął,
zakaszlał i wszedł do mojego pokoju.
 Zapomniałem tu wczoraj czapki...  powiedział nie patrząc na mnie.
Znalazł ją i obiema rękami założył sobie na głowę, potem spojrzał na moją zmieszaną
twarz, na moje pantofle i powiedział nie swoim, a jakimś dziwnym, zachrypniętym głosem:
 Widocznie taki już mój los, że nic nie rozumiem. Jeżeli pan coś z tego rozumie...
gratuluję. Mam mgłę przed oczami.
I wyszedł pokaszlując. Widziałem pózniej przez okno, jak własnoręcznie zaprzęgał koło
stajni konie. Jego ręce drżały, śpieszył się i oglądał na dom; widocznie się bał. Potem wsiadł
do powozu i z dziwną miną, jakby obawiając się pościgu, pognał konie.
Trochę pózniej i ja wyjechałem. Wschodziło już słońce i wczorajsza mgła nieśmiało tuliła
się do krzaków i pagórków. Na kozle siedział Czterdziestu Męczenników, który zdążył już się
upić i plótł jakieś bzdury.
 Jestem wolnym człowiekiem!  krzyczał do koni.  Hej, złociutkie! Jestem urodzonym
szlachcicem, jeżeli chcecie wiedzieć!
Cały czas myślałem o strachu Dmitrija Pietrowicza, aż w końcu sam zacząłem się bać.
Rozmyślałem o tym, co się stało i nic nie rozumiałem. Patrzyłem na gawrony i byłem
zdziwiony i przerażony, że latają.
 Po co to zrobiłem?  pytałem siebie z zakłopotaniem i rozpaczą.  Dlaczego wszystko
stało się tak, a nie inaczej? Komu i po co było potrzebne, żeby ona zakochała się we mnie, a
on zjawił po czapkę? Co wspólnego ma z tym czapka?
Jeszcze tego samego dnia wyjechałem do Petersburga i nigdy już nie spotkałem ani
Dmitrija Pietrowicza, ani jego żony. Powiadają, że nadal żyją razem.
1892
94
WOAODIA DU%7łY I WOAODIA MAAY
 Puśćcie mnie, sama chcę powozić! Siądę obok woznicy!  mówiła głośno Zofia Lwowna.
 Woznica, czekaj, siadam obok ciebie na kozle. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl