[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z grubego półprzezroczystego pleksiglasu, przez który widać było poruszające się po drugiej
stronie postaci na deskorolkach.
Odwróciłam się od półprzejrzystej ściany i spojrzałam na Josha. Czułam mrowienie w
końcach palców, ale może tylko dlatego, że zbyt mocno zaciskałam je na amulecie. Może
jednak przesadziłam z optymizmem, sądząc, że uda mi się nauczyć czegoś użytecznego w tak
krótkim czasie, ale miałam już naprawdę dość polegania wyłącznie na innych. Chciałam sama
troszczyć się o swoje bezpieczeństwo, a Josh chciał mi w tym pomóc.
Widzisz mnie teraz? spytałam z nadzieją. Spojrzał mi prosto w oczy.
A więc znowu nic z tego.
Myślę, że za bardzo się starasz powiedział. Powoli wypuściłam amulet z dłoni.
Zostało nam już niewiele czasu. A do tego amuletu nie dołączono instrukcji obsługi.
Przygnębiona, musnęłam palcami kubek z woskowanego papieru, żeby zetrzeć z niego
wilgoć. Barnaba nie był zbyt pomocny, kiedy spytałam go, jak to zrobić, po pewnej
wyjątkowo frustrującej nocnej sesji. Powiedział tylko, że on .. przywołuje ryzykowne myśli i
że ja powinnam raczej się nauczyć przywoływać go myślami, bo to bardziej mi się przyda,
kiedy znajdę się w niebezpieczeństwie. Ryzykowne myśli tak, a jeśli przywołam radosne
myśli, dostanę skrzydeł i odlecę.
Próbujesz zaledwie od godziny. Nie wymagaj od siebie zbyt wiele. Mamy jeszcze
trochę czasu powiedział Josh, ale w jego oczach dostrzegłam niepokój.
Czas, pomyślałam i zgniotłam w palcach tekturową osłonkę na kubek. Może
powinnam spróbować nauczyć się, jak spowalniać czas, ale to wydawało mi się jeszcze
trudniejsze niż czytanie w myślach.
Nie przejmuj się pocieszał mnie, ale był coraz bardziej nerwowy. Spotkanie ze
śmiercią nie jest czymś, z czego łatwo się otrząsnąć. Znowu przypomniał mi się Kairos,
stojący w świetle księżyca z obnażonym mieczem, gdy ja tkwiłam, bezbronna, w rozbitym
kabriolecie. Moja dłoń powędrowała z powrotem do amuletu. Może należał wcześniej do
strażnika czasu ciemności, ale dzięki niemu byłam tu i w pewnym sensie nadal żyłam.
Chwila, w której ocknęłam się w kostnicy, na zimnym stole, była najbardziej przerażającym
momentem w całym moim życiu. Co gorsza, wiedziałam, że sama jestem sobie winna, bo
dobrowolnie wsiadłam do tego samochodu, tak oczarował mnie jego właściciel. Teraz Kairos
nie wydawał mi się już tak atrakcyjny. Nie mogłam uwierzyć, że się z nim całowałam.
Zacisnęłam palce na amulecie. Teraz, kiedy miałam go już od kilku miesięcy, jego
znajomy kształt i ciężar dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Bez niego byłabym nie tylko
niewidzialna, ale też zupełnie bezcielesna. Jak duch. Jak przynęta na czarne skrzydła. Może w
tym rzecz. Może nie chodzi o ryzykowne myśli, ale raczej o znalezienie sposobu na odcięcie
się od wpływu amuletu.
Wbiłam wzrok w stolik i skupiłam się na wspomnieniu tej strasznej chwili w kostnicy.
Czułam wtedy uderzenia serca i ruch powietrza odruchowo wciąganego w płuca, ale moje
ciało leżące w czarnej plastikowej torbie w ogóle nie reagowało na zimno granitowego blatu
ani gładkość plastikowej torby. Zupełnie jakbym została od niego oddzielona, jakby łączność
między nami została zerwana. Moje ciało już do mnie nie należało. I wtedy, przerażona,
rzuciłam się do ucieczki.
Miałam wrażenie, że wypełnia mnie powietrze; że stałam się tak lekka i bezcielesna
jak ono. Kolana ugięły się pode mną, dotyk przedmiotów ranił mnie, jakby stykały się z żywą
tkanką. Dopiero kiedy przyszedł po mnie Barnaba, znowu poczułam się w miarę normalnie.
Dopiero wtedy też byłam w stanie zrozumieć, co utraciłam. Kiedy zostałam pozbawiona
ciała, wszechświat przestał mnie rozpoznawać. Było tak do czasu, kiedy zbliżyłam się
wystarczająco do amuletu Barnaby i jego moc pozwoliła mi znowu odnalezć swoje miejsce w
świecie.
Może kiedy oddzieliłam się od ciała, utraciłam to, co zakotwiczało mnie w świecie.
Może amulety są jak sztuczne punkty orientacyjne w czasie i przestrzeni, które pozwalają
związać umysł i duszę z terazniejszością. Gdyby jednak udało mi się zerwać tę więz...
Poruszyłam się niespokojnie na krześle. Wydawało mi się, że jestem na dobrym
tropie. Z zamkniętymi oczami zapadłam się w swoje myśli, próbując wyobrazić sobie siebie
spojoną z terazniejszością więzami przeszłości. Słyszałam wszystkie dzwięki wokół mnie:
siorbanie Josha, dzwonek czyjegoś telefonu i po wielu miesiącach nauki koncentracji
wreszcie nastąpił przełom.
Podekscytowana, ujrzałam nagle linię, którą tworzyło moje życie. Patrzyłam w
napięciu, jak staje się ono rzeczywiste; podziwiałam sposób, w jaki przeplatało się z życiem
innych ludzi; dostrzegłam brzydką narośl w miejscu, w którym umarłam, jakby czas i
przestrzeń musiały się zabliznić po tym, jak wycięto z nich moje istnienie. Miałam wrażenie,
że pamięć innych nadaje kształt pustce, która po mnie została. Stałam się duchem, który
wrócił nagle do świata za sprawą skradzionego amuletu. Teraz czas nie potrzebował już ciała,
by odnalezć moją duszę i poprowadzić ją dalej; teraz wykorzystywał w tym celu amulet
odebrany przeze mnie Kairosowi. Jednak kolor, czy też może dzwięk, był już inny. Do chwili
mojej śmierci był to ciemny błękit, który potem w mgnieniu oka zmienił się w fiolet tak
głęboki i wibrujący, że niemal wpadający w czerń. Taki sam kolor miała Nakita.
To moja aura, uświadomiłam sobie nagle. Miałam ochotę rzucić to wszystko i
spróbować połączyć się w myślach z Barnabą, powstrzymałam się jednak. Zadrżałam, kiedy
zdałam sobie sprawę, że moja dusza rzuca w przyszłość błyskawice myśli a więc myśl musi
poruszać się szybciej niż czas. Wyraznie widziałam fioletowe linie wystrzeliwujące ze mnie
w przyszłość, łączącą mnie z resztą wszechświata. Tym, co sprawiało, że wszystko to zaczęło
działać, co od chwili kiedy umarłam, nadawało barwę moim myślom, był amulet. To dzięki
niemu czas mógł o coś zahaczyć i wciągnąć mnie w swój bieg.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]