[ Pobierz całość w formacie PDF ]

utworzyć jakiś nowy wulkan. A my znajdujemy się w samym jego środku, i wcale bym się nie dziwił.
 Popatrzcie na ten statek!  Eustachy wskazał ręką.  Jakim cudem płynie tak szybko? Nikt nie wiosłuje.
55
 Patrzcie! Patrzcie!  zawołał królewicz.  Statek jest po tej stronie przystani, on jest na ulicy! Patrzcie!
Wszystkie statki wpływają do miasta. Niech padnę trupem, jeśli to nie potop. Morze powstało. Dzięki niech będą
Aslanowi: ten zamek stoi na wysokim wzgórzu. Ale woda szybko przybiera!
 Och, co MO%7łE się stać?  zapytała Julia.
 Ogień, woda i te wszystkie dziwne stwory kręcące się po ulicach.
 Powiem wam, co to jest  rzekł Błotosmętek.  To wiedzma oplotła swoje królestwo całym łańcuchem
zaklęć, tak że rozpadło się natychmiast po jej śmierci. Należała do takich, co to pogodzą się nawet ze swoją
śmiercią, jeśli tylko mają pewność, że ten, kto ich zabił, będzie spalony, zasypany lub utopiony w pięć minut
pózniej.
 Trafiłeś w samo sedno, przyjacielu błotowiju  zgodził się królewicz.  Kiedy nasze miecze odrąbały głowę
Czarownicy, te ciosy położyły kres wszystkim jej czarom i teraz Kraje Otchłani rozpadają się na kawałki. To, na co
patrzymy, to koniec Podziemia.
 Tak jest, panie  rzekł Błotosmętek.  Tak to jest, chyba że to coś więcej, że to koniec całego świata.
 Ale czy mamy tutaj zostać i po prostu... czekać?  zapytała Julia zduszonym głosem.
 Nie, jeśli nam życie miłe  powiedział królewicz.  Pójdę i uratuję mojego konia Węgielka i Znieżkę
Czarownicy... to szlachetne zwierzę zasługuje na lepszą panią. Potem spróbujemy wydostać się stąd i odszukać to
ostatnie wyjście. Na każdego konia mogą wsiąść dwie osoby, a jeśli się wie, jak je zachęcić do biegu, można
wyprzedzić potop.
 Czy wasza wysokość nie włoży zbroi?  zapytał Błotosmętek.  Nie podoba mi się ICH wygląd  tu wskazał
na ulicę.
Wszyscy spojrzeli. Od strony przystani nadchodziły dziesiątki postaci (były już tak blisko, że rozpoznali
Ziemistych). Ale teraz nie poruszali się już jak spieszący za swoimi sprawami przechodnie ludnego miasta. Teraz
zachowywali się jak żołnierze nowoczesnej, dobrze wyszkolonej armii w natarciu, przebiegając szybko odkryte
przestrzenie i natychmiast szukając ukrycia przed obserwatorami z okien zamku.
 Nie zdobędę się na to, by ponownie zobaczyć tę zbroję od środka  rzekł Rilian.  Jezdziłem w niej konno jak
w ruchomym lochu. Cała cuchnie złymi czarami i niewolą. Wezmę tylko tarczę.
Wyszedł z komnaty i po chwili wrócił, a jego oczy płonęły dziwnym blaskiem.
 Spójrzcie, przyjaciele  rzekł wyciągając do nich tarczę.  Jeszcze godzinę temu była cała czarna, bez żadnego
godła, a teraz... spójrzcie!  Tarcza lśniła srebrem, a na jej powierzchni, czerwieńszy niż krew lub wiśnie, widniał
Lew wspinający się na tylne łapy.
 A to oznacza bez wątpienia  dodał królewicz  że Aslan będzie zawsze naszym dobrym panem, bez względu
na to, czy mamy umrzeć, czy żyć. Jest nam więc wszystko jedno. Oto moja rada. Uklęknijmy i ucałujmy jego
podobiznę, uściśnijmy sobie wszyscy dłonie, jak prawdziwi przyjaciele, którzy mają się rychło rozstać. A potem
zejdzmy do miasta i stawmy czoło przygodzie, jaka nas czeka.
I wszyscy zrobili tak, jak radził królewicz. A kiedy Eustachy podał rękę Julii, powiedział:
 Do zobaczenia, Julio. Wybacz mi, że miałem takiego stracha, a potem wściekałem się jeszcze jak głupi. Na
pewno bezpiecznie wrócisz do domu.
A Julia powiedziała:
 Bywaj, Eustachy! I mnie jest przykro, że byłam taką świnią.
Po raz pierwszy mówili sobie po imieniu; w szkole wszyscy używali tylko nazwisk.
Królewicz odryglował drzwi, dobyli mieczy (Julia trzymała w ręku swój harcerski nóż) i zeszli po schodach.
Wartownicy gdzieś znikli, a wielka komnata na dole była pusta. Szare, smutne lampy wciąż płonęły i w ich świetle
bez trudu przeszli przez wszystkie schody i krużganki. Odgłosy z miasta, tak niepokojące i natarczywe na górze,
tutaj ledwo dochodziły. Cały zamek sprawiał wrażenie cichego i opuszczonego. Dopiero gdy weszli do wielkiej sali
na parterze, spotkali pierwszego Ziemistego  tłuste, białawe stworzenie z niezwykle prosiakowatą twarzą 
który zbierał pospiesznie resztki jedzenia ze stołów. Na ich widok zakwiczał (kwik był również bardzo
prosiakowaty) i dał nura pod ławę, wciągając swój długi ogon, zanim Błotosmętek zdołał go schwycić. Potem
56
wynurzył się w odległym końcu sali i wybiegł przez drzwi tak szybko, że nie warto było go ścigać.
Z wielkiej sali wyszli na dziedziniec. Julia, która chodziła do wakacyjnej szkółki jezdzieckiej, poczuła właśnie
zapach stajni (bardzo prawdziwy, swojski i kochany zapach, mile rozpoznany w miejscu takim jak Podziemie),
kiedy Eustachy zawołał:
 O, holender! Popatrzcie na to!  Wspaniała raca wystrzeliła gdzieś spoza murów zamku i rozprysnęła się na
zielone gwiazdy.
 Fajerwerki?  zdumiała się Julia.
 Tak  rzekł Eustachy  ale nie wyobrażaj sobie, że ten lud ziemi puszcza je dla zabawy. Jo musi być sygnał.
 I założę się, że nie wróży nam nic dobrego  mruknął Błotosmętek.
 Przyjaciele  odezwał się królewicz  kiedy człowiek zostanie pochwycony przez wir przygody takiej jak ta,
musi porzucić zarówno nadzieje, jak i lęki, gdyż w przeciwnym razie śmierć lub ratunek nadejdą za pózno, by
ocalić jego honor i cel, jaki mu przyświecał. Hoo! Moje piękności!  otwierał teraz bramę stajni.  Hej, kuzyni!
Spokojnie, Węgielek. Bądz miła, Znieżko! Pamiętałem o was.
Konie były wyraznie zaniepokojone dziwnym światłem i hałasem. Julia, która tak bała się przejścia przez czarną
dziurę między jedną jaskinią a drugą, teraz odważnie weszła między bijące kopytami i rżące zwierzęta, aby pomóc
Rilianowi założyć im uprząż i siodła. Były to piękne rumaki i przyjemnie było na nie patrzyć, kiedy, wstrząsając
łbami, wyszły na dziedziniec.
Julia dosiadła Znieżki, zabierając na siodło Błotosmętka, a królewicz wskoczył na Węgielka, pomagając usiąść za
sobą Eustachemu. Potem z łoskotem podków, odbijającym się głośnym echem po dziedzińcu, wyjechali przez
główną bramę na ulicę.
 Nie musimy się obawiać spalenia żywcem. Oto jaśniejsza strona sytuacji  zauważył Błotosmętek, wskazując
w prawo. A tam, mniej niż sto metrów od nich, bulgotała czarna woda, napierając na ściany domów.
 Odwagi!  zawołał królewicz.  Droga opada tu bardzo stromo. Woda podniosła się dopiero do połowy
najwyższego wzgórza w mieście. Być może podeszła tak blisko przez pierwsze pół godziny i nie sięgnie dalej w
ciągu następnych dwu godzin. Bardziej obawiam się tego...  i wskazał mieczem na wielkiego Ziemistego z kłami
jak u dzika, wiodącego sześciu innych (różnego wzrostu i kształtu). Grupa przebiegła szybko przez ulicę i skryła
się w cieniu domów.
Rilian prowadził ich nieco w lewo od zródła czerwonej łuny. Jego plan polegał na obejściu pożaru (jeśli to był
pożar) i dostaniu się w wyższe rejony Podziemia w nadziei odnalezienia drogi do nowego tunelu. W
przeciwieństwie do pozostałej trójki zachowywał się tak, jakby przygoda go cieszyła. Pogwizdywał beztrosko, a od
czasu do czasu śpiewał urywki starej pieśni o Korinie Piorunorękim z Archenlandii. Prawdę mówiąc, tak cieszył się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl