[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wała pierścionek, żeby mu oddać. Poza tym nie wyglądała najlepiej.
- Zrobię, co w mojej mocy - zapewnił. - Ale ostatnio trudno go złapać. Wziął sobie
kilka dni wolnego. Za dzień lub dwa ogłosi do publicznej wiadomości, że przekazał bratu
swoje udziały w Beaumont Minerals. Od tego czasu praktycznie nie bywa w firmie.
Bridget zrobiła wielkie oczy.
- Przecież to chyba wbrew woli jego stryja - zauważyła.
Mark Levy wzruszył ramionami.
- To tylko moja prywatna opinia, ale uważam, że nie można pozwolić, by ktoś rzą-
dził człowiekiem zza grobu.
- Muszę panu przyznać rację - odparła po chwili namysłu. - Ale nic z tego nie ro-
zumiem. Czy coś nowego wydarzyło się w rodzinie?
Prawnik przez chwilę zwlekał z odpowiedzią. Wszyscy prawnicy wiedzieli, że
Adam zrzekł się Beaumont Minerals. Nie potrafił tylko powiedzieć dlaczego.
- Niestety, nic mi nie wiadomo. Nie kontaktowałaś się z samym Adamem?
- Nie - wykrztusiła przez ściśnięte gardło. Przerwała, niepewna, czy powinna mu
wyznać prawdę. - Miałam nadzieję, że tego uniknę. Czy wie pan, czy Marie-Claire wró-
ciła do Henry'ego?
Mark wreszcie pojął, co ją trapi. Serdecznie jej współczuł, lecz zawodowa uczci-
wość nie pozwoliła mu jej okłamywać.
- Sądzę, że nie - odparł.
Bridget nie wróciła do domu. Poszła na plażę. Usiadła w swoim ulubionym miej-
scu na wydmie, słuchając szumu fal i śpiewu ptaków. Liczyła na to, że widok morza i
błękitnego nieba ukoi skołatane nerwy.
Położyła rękę na brzuchu i skierowała myśli ku nienarodzonemu maleństwu. Czy
urodzi chłopca czy dziewczynkę? Czy będzie miało niebieskie oczy Beaumontów, czy
R
L
T
zielone jak ona? W gruncie rzeczy wygląd czy podobieństwo nie miało dla niej wielkiego
znaczenia. Liczyło się tylko jego dobro. Ponieważ nie istniała możliwość założenia
szczęśliwej rodziny z jego ojcem, musieli dojść do jakiegoś porozumienia, żeby zabez-
pieczyć jego przyszłość.
Nurtowało ją też, co skłoniło Adama do rezygnacji z zarządzania Beaumont Mine-
rals. Dał wprawdzie jasno do zrozumienia, że nie chce dostać stanowiska w prezencie,
ale dlaczego nie uszanował ostatniej woli stryja?
Do tej pory była przekonana, że po namyśle postanowi ją spełnić. Wierzyła prze-
cież święcie, że przejęcie kontroli nad Beaumont Minerals znaczyło dla niego więcej niż
ona i dziecko, a nawet Marie-Claire. Nic innego nie mogło zrekompensować mu dozna-
nych rozczarowań: zdrady ukochanej, perfidii brata czy niechęci ojca.
Tylko co teraz zrobić z tą wiedzą?
Wzięła garść piasku i przesypała ją przez palce. Doszła do wniosku, że wydarzenia
w rodzinie Beaumontów nie mają wpływu na jej sytuację. Odtworzyła w pamięci list,
który napisała do Adama:
Rezygnuję z zawarcia związku małżeńskiego. Pragnęłabym jednak dojść z Tobą do
porozumienia, aby zapewnić naszemu dziecku Twoją opiekę i wsparcie.
Na koniec dodała:
To moja ostateczna decyzja.
Azy napłynęły jej do oczu. Przyszły jej do głowy słowa piosenki Dolly Parton, roz-
sławionej przez Whitney Huston: Zawsze będę cię kochać.
Gdy w końcu łzy obeschły, długo jeszcze obserwowała żaglówkę na horyzoncie,
nim zdecydowała, że najwyższa pora wracać do domu.
Wstała, otrzepała ubranie z piasku i wyszła na drogę. Ponieważ jej myśli nadal
krążyły wokół Adama Beaumonta, nieświadomie zeszła z chodnika. Omal nie wpadła
pod koła przejeżdżającego samochodu.
Ktoś ją uratował. W mgnieniu oka pochwyciła ją para silnych ramion. Oczy wy-
bawcy rzucały grozne błyski. Adam nigdy nie wydawał jej się wyższy, potężniejszy i
grozniejszy niż teraz, w dżinsach i granatowym swetrze.
R
L
T
- Czyś ty rozum postradała? Jak można wchodzić na jezdnię, nie patrząc, czy coś
nie nadjeżdża?! - ofuknął ją, nie kryjąc wściekłości. - Nie po to przemierzyłem cały kraj
wzdłuż i wszerz, szukając cię, żeby zobaczyć, jak giniesz pod kołami!
Nim skończył reprymendę, porwał ją w ramiona i przytulił tak mocno, że ledwie
mogła oddychać. Słyszała, jak mocno bije mu serce, bez wątpienia z gniewu i ze strachu.
- Adamie... - wyszeptała. - Nie przypuszczałam, że ci na mnie zależy.
- To byłaś w błędzie - odburknął, ale szybko opanował wzburzone nerwy. - Prze-
praszam. Wystraszyłaś mnie.
- Jak mnie znalazłeś? Przez przypadek?
- I tak, i nie. - Wypuścił ją z objęć i ujął jej dłoń. - Wróćmy na plażę.
Po chwili skinęła głową. Adam przemówił, dopiero gdy dotarli na miejsce.
- Poszedłem do Marka Levy'ego. Dostałem od niego twój list i dowiedziałem się,
że wróciłaś do miasta. Ponieważ nie zastałem cię w domu, przyszedłem tutaj, gdzie cza-
sami chodziliśmy razem. Pamiętasz?
- Tak... - Bridget nie powstrzymała ciekawości: - Dlaczego oddałeś bratu firmę?
Myślałam, że zależy ci na niej bardziej niż na czymkolwiek innym.
- %7łeby ci udowodnić, że nie potrzebuję do życia niczego prócz ciebie.
Bridget aż otworzyła usta ze zdumienia. Adam w zakłopotaniu potarł brodę.
- Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale dopiero kiedy znikłaś, zrozumiałem, jak
wiele tracę. Nie wiedziałem, gdzie cię szukać. Ogarnął mnie strach, że nigdy cię nie od-
najdę. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jakim byłem głupcem. Nie pojmowałem, jak
to możliwe, że nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo cię kocham. Przeklinałem własną
głupotę, że nie zrobiłem wszystkiego, by udowodnić ci moją miłość.
Bridget chciała odpowiedzieć, ale zabrakło jej słów.
- Gdzie byłaś? - dopytywał Adam.
- W Perth, u pasierbicy mamy.
- Pewnie mi nie uwierzysz, ale poszukują cię dwie prywatne agencje detektywi-
styczne. - Uśmiechnął się, ale tylko ustami. Oczy pozostały poważne. - Kiedy zrozumia-
łem, jak wiele dla mnie znaczysz, przysiągłem sobie, że zrobię wszystko, co w mojej
mocy, żeby cię odzyskać.
R
L
T
- Ale... czy to możliwe, że z mojego powodu oddałeś Beaumonts? - wykrztusiła z
trudem, wciąż nie wierząc własnym uszom.
Adam ponownie ujął jej dłoń.
- Usiądzmy.
Siedli na piasku obok siebie.
- Nie żałuję swojej decyzji - oświadczył, po czym zamilkł, jakby analizował całe
swoje życie. - Beaumonts było moim przekleństwem, zakałą, solą w oku, odkąd sięgam
pamięcią - powiedział powoli, odwracając wzrok ku morzu. Potem znów popatrzył jej w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]