[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Burke usiadł za biurkiem i pogrążył się w myślach.
Maggie spojrzała przelotnie na Joan, a potem skierowała wzrok na
szefa, który wstał znowu i zaczął przechadzać się po pokoju. Wreszcie
zatrzymał się i zwrócił do Maggie:
- Ze względu na twoje dotychczasowe osiągnięcia postanowiłem
zaufać ci jeszcze raz. Wciąż jesteś jednym z naszych najlepszych
specjalistów. Zakładam, że to, co spotkało ciebie, mogło przydarzyć się
każdemu z nas. Nie zabieram ci tego projektu, ale pilnuj, by nie było w nim
więcej potknięć.
- Dziękuję za zaufanie - uśmiechnęła się z ulgą Maggie. -Będę miała
nad wszystkim pieczę.
Burke skierował swoje spojrzenie na Joan.
- Tobie, Joan, idzie całkiem dobrze. Administracja jest bardzo
zadowolona z twojej pracy. Gdyby Maggie miała tyle taktu, co ty, z
pewnością poszłoby jej lepiej.
Wyraziwszy tę opinię, Burke dał dziewczynom sygnał, że spotkanie
dobiegło końca. Obie wstały i skierowały się do wyjścia. Kiedy były przy
drzwiach, Maggie usłyszała na odchodnym:
- Pamiętaj, żadnych wpadek więcej.
Na korytarzu Joan spojrzała zaskoczona na kwaśną minę swej
koleżanki.
- Coś nie tak? - spytała. - Sądziłam, że będziesz wniebowzięta.
Przecież dostałaś to, co chciałaś.
141
RS
- No tak&
- Nie rozumiem.
- Po raz pierwszy, od kiedy tu pracuję, muszę udowadniać, ze jestem
coś warta - wyrzuciła z siebie rozdrażniona i zaczęła iść korytarzem.
- Aż tak się tym przejmujesz?
- Słyszałaś przecież. Jeżeli coś się nie uda, stracę wszelką
wiarygodność.
- Oczywiście, że się uda - pocieszyła ją Joan.
- Muszę porozmawiać z Jaredem - ciągnęła Maggie. - On jeden może
mi pomóc.
Wyszły z budynku i udały się w stronę parkingu. Joan zaczęła coś
mówić, ale urwała w pół słowa.
- Co takiego? - dopytywała się Maggie.
- Właśnie się zastanawiałam. A może zmieniłabyś posterunek i zaczęła
wszystko od nowa?
- Wykluczone - stwierdziła stanowczo. - Po pierwsze, niewiele by to
zmieniło, a po drugie, nie chcę uciekać. Muszę uporządkować ten cały
bałagan, który powstał również i z mojej winy. Muszę i zapewniam cię, że
to zrobię!
- To mi się podoba.
Joan wyjęła kluczyki z torebki i zwróciła się ponownie do swej
koleżanki.
- Daj mi znać, jeżeli będziesz potrzebowała mojej pomocy. Zawarłam
kilka nowych przyjazni.
- Naprawdę?
142
RS
- Nie rób takich oczu. Po prostu spotkałam kilka interesujących osób.
Będziesz miała okazję je poznać, bo złożą mi wkrótce wizytę.
- Szczęściara jesteś.
- Dobry Bóg dał ci urodę, za to mnie obdarzył czymś innym.
- No wiesz. Przecież nie jesteś brzydka.
- O, dziękuję - zachichotała Joan. - No cóż, muszę wracać do biura.
- A ja mam ważne spotkanie. - Maggie zmieniła ton na poważny. -
Zobaczymy się pózniej.
Wsiadła do samochodu i ruszyła w kierunku posterunku. Pogrążona w
myślach nie spostrzegła nawet, że przejechała znak stopu. Dopiero głos
policyjnej syreny wyrwał ją z zadumy. Zjechała na bok i czekała,
przeklinając własną nieostrożność. W policjancie, który podszedł do niej,
nie rozpoznała nikogo znajomego.
- Proszę prawo jazdy - usłyszała jego szorstki głos. Maggie wyciągnęła
dokumenty i wręczyła je lekko łysiejącemu mężczyznie w średnim wieku.
- Proszę, sierżancie. Co ja właściwie zrobiłam? - spytała.
- Przeoczyła pani znak stopu. Nie wiem, czy pani wiadomo, że należy
się przed nim zatrzymać.
Policjant wziął prawo jazdy Maggie i poszedł do swego samochodu.
Wrócił po kilku minutach.
- Teraz już wiem, kim pani jest - powiedział.
- Czy to znaczy, że nie dostanę mandatu? - spytała z nadzieją w głosie.
- Nie widzę powodu, by traktować panią w uprzywilejowany sposób.
Maggie domyśliła się, że mężczyzna zna przedstawione przez nią
propozycje zmian w policji.
- Naprawdę nie zauważyłam tego znaku.
143
RS
- Proszę jezdzić uważniej. Daję pani mandat jako upomnienie.
Maggie przyjęła mandat z niechęcią i przyjechawszy na posterunek,
poszła z nim prosto do Jareda.
- Czy możesz to jakoś załatwić? - zwróciła się do niego. Policjant
rzucił okiem na mandat i wybuchnął śmiechem.
- Nie. Zapłać go po prostu.
- Wielkie dzięki za pomoc.
- Zarobiłaś na niego - stwierdził i szybko zmienił temat -Ale jak ci
poszło z szefem?
- Dostałam reprymendę - odpowiedziała poważnie. - Jeżeli
wszystkiego nie wyprostuję, mogę skończyć jako maszynistka w dziale
administracji.
- Aż tak zle? - Odchylił się do tyłu.
- Aż tak.
- Zdecydowałaś się pójść za moją radą?
- Czyli zwrócić się o pomoc bezpośrednio do policjantów?
- No a cóż innego miałbym na myśli?
- Tak - uśmiechnęła się. - Chyba się na to zdecyduję. Skoro moje
metody zawiodły, czas wypróbować twoje.
- A kiedy chcesz zacząć je stosować?
- Jutro na odprawie. Co o tym myślisz?
- Zwietny pomysł. Mam jeszcze trochę pracy, ale spotkajmy się po
mojej zmianie.
- Nie mogę. Muszę jeszcze załatwić coś w biurze burmistrza.
- A może u samego burmistrza? - zaśmiał się głośno. Maggie, czując,
że czerwienieje, wyjąkała:
144
RS
- Chciałam powiedzieć...
- Nie tłumacz się - droczył się dalej.
- Do widzenia, Jared.
Wyszła energicznym krokiem i udała się do swojego biura. Chwyciła
aktówkę, a potem pobiegła przez korytarz w stronę wyjścia, ignorując
pytające spojrzenia kilku policjantów.
Właśnie włączyła silnik samochodu, gdy Jared zapukał do okna.
- Co ty knujesz? - zapytał.
- Mówiłam ci, że jadę do biura burmistrza.
- Tu chodzi o coś więcej. Coś ukrywasz. Masz to wypisane na twarzy.
- Masz rację - zachichotała cichutko. - Trzymaj kciuki. Jeżeli wygram,
wygrają i twoi ludzie.
- Ach, rozumiem. Chcesz ich obłaskawić kostką cukru, a potem prosić
o pomoc.
Posłał dziewczynie szeroki uśmiech, który złagodził nieco wymowę
jego słów.
- Owszem, ale jeśli mi się uda, będzie to wielka kostka cukru.
- Jesteś tego pewna?
- Idę o zakład. A teraz pozwól mi jechać. Jared zrobił krok do tyłu.
- Dobrze, ale gdy tylko będziesz mogła, zdradz mi, o co chodzi.
Umieram z ciekawości.
- W porządku.
Maggie czekała w poczekalni. Burmistrz, zajęty rozmowami
telefonicznymi, długo nikogo nie przyjmował. Postanowiła uzbroić się w
cierpliwość, sądząc, że prędzej czy pózniej będą musieli ją wpuścić.
145
RS
Minęło trzydzieści minut, a Maggie czekała nadal, co jakiś czas
obrzucając sekretarkę znaczącym spojrzeniem. Wreszcie kobieta zwróciła
się do niej.
- Burmistrz Templeton przyjmie panią teraz.
Maggie uśmiechnęła się i spróbowała przybrać miły wyraz twarzy.
- Dziękuję-odparła.
Gdy weszła do gabinetu burmistrza, od razu dostrzegła, że ten wysoki,
bardzo szczupły mężczyzna jest w dość ponurym nastroju. Nie zapowiadało
to nic dobrego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl