[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jak sobie poradziłaś?
- Postanowiłam zapoznać się ze szczegółami testamentu moich rodziców. Musiałam
się przekonać, czy wuj i ciotka mieliby po co mnie zabić. Poszłam więc do adwokatów
prowadzących nasze sprawy. Tak się złożyło, że prawnik, z którym się umówiłam, niestety
zachorował. Przyjął mnie jego młody asystent. Byłam taka roztrzęsiona, że nie wiadomo
kiedy opowiedziałam mu całą swoją historię, nie ukrywając podejrzeń wobec wujostwa.
Powiedziałam też o obawach związanych z moim stanem psychicznym, o napadzie i sugestii
tamtego policjanta. Gdy skończyłam, byłam niemal pewna, że adwokat wezwie facetów w
białych kitlach. Ale on wyjął z sejfu testament i dokładnie mi wyjaśnił, dlaczego jest
możliwe, że wujostwo pragną mojej śmierci.
- Usiłował mi pomóc i... i po pewnym czasie... zakochaliśmy się w sobie. Okazało się,
że wuj usiłował umieścić mnie w prywatnym zakładzie psychiatrycznym. Mój lekarz
zamierzał poprzeć ten wniosek. Wtedy mój przyjaciel...
- Jakoś się nazywał?
- Stephen. Na razie tylko tyle, dobrze? - powiedziała po krótkim namyśle, a Norbert na
moment zacisnął usta.
- I co dalej?
- Stepehen poruszył niebo i ziemię, żeby powstrzymać moją rodzinę. Starsi wspólnicy
z jego kancelarii nie wierzyli w moją historię. Ciotka i wuj uchodzili za szanowanych
obywateli i mieli po swojej stronie psychiatrę. Natomiast ja byłam młoda i prawie oszalała ze
strachu, więc istotnie mogło się wydawać, że trzeba mnie leczyć.
Celestine umilkła. Nie zostało wiele do opowiadania, ale te wspomnienia były
najgorsze. Wiedziała, że dziś znów - podobnie, jak wiele razy przedtem - przyśni się jej
śmierć Stephena.
- Stepehen zginął tego dnia, gdy formalnie wystąpił o nakaz sądowy pozbawiający
moją rodzinę prawa do zamknięcia mnie w zakładzie psychiatrycznym. W budynku, gdzie
mieszkał, było sporo włamań. Aupem padały sprzęt audiowizualny, biżuteria... Policja
stwierdziła, że Stepehen prawdopodobnie zaskoczył włamywacza. Ale mnie ta wersja nie
przekonała. Z mieszkania Stephena niczego nie zabrano, nadal miał przy sobie zegarek i
portfel. A zginął od jednej kuli.
- Mówiłaś, że byłaś świadkiem morderstwa.
- Zmarł na moich rękach, ale zabójca zdążył uciec. Tego wieczoru umówiłam się ze
Stepehenem, ale coś mi wypadło, więc zadzwoniłam i uprzedziłam, że się spóznię. Gdy
przyszłam, drzwi były otwarte na oścież, a w korytarzu zaczęli zbierać się ludzie. Weszłam i
stwierdziłam, że Stephen jeszcze żyje. Zobaczył mnie i usiłował coś wyszeptać. Uklękłam,
położyłam jego głowę na kolanach i wtedy znów się odezwał. Po czym umarł.
- Co powiedział? - Norbert objął ją mocniej.
- Tylko jedno słowo: Uciekaj . Kazał mi uciekać. Na pewno to oni go zabili, moja
ciotka i wuj. Oczywiście sami nie pociągnęli za spust, ale są za to odpowiedzialni.
- Ale dlaczego zabili jego? Dlaczego nie ciebie?
- Co do tego nie mam pewności. Może zamierzali mnie zgładzić, ale się nie zjawiłam,
albo postanowili trochę poczekać, żeby moja śmierć nie wzbudziła podejrzeń. Nie wątpię, że
gdyby zdołali umieścić mnie w zakładzie psychiatrycznym, to żywa nigdy bym go nie
opuściła. Ale Stephen stanął im na drodze. Dopóki żył, nie zdołaliby nic mi zrobić. On jeden
mi wierzył i postarałby się ujawnić ich machinacje.
- Kto obecnie ci pomaga?
- Stephen powiedział mi kiedyś, że gdyby coś mu się stało, to mam zwrócić się do
jego najlepszego przyjaciela, również zatrudnionego w tej kancelarii. To właśnie przyjaciel
Stephena pomógł mi uciec i od tego czasu mnie wspiera. Ma dostęp do małej części mojego
majątku, ponieważ zajmuje się niektórymi inwestycjami. Czasami trochę żongluje tymi
pieniędzmi, żeby dyskretnie przekazać mi drobne sumy. Byłby zawodowo skończony, gdyby
ktoś to odkrył.
- On przysłał ci pieniądze?
- Tak.
- Więc orientuje się, gdzie przebywasz?
- To nie on, Norbert. Na pewno nie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]