[ Pobierz całość w formacie PDF ]

matką absolwentki uniwersytetu.
Wszystko wydawało się tak idealne i wspaniałe, że
Daphne pozazdrościła im takiego życia. Czy nie o tym właśnie marzyła? Prawdzi-
wy dom z ogrodem, pies? Matka wychwalająca córkę i kochający ojciec?
A przede wszystkim mężczyzna, który patrzyłby na nią tak, jak Cade spoglądał na
żonę.
Odwróciła się, czując na sobie wzrok Cartera. Serce zabiło jej mocniej, gdy
uśmiechnął się do niej. To idiotyczne! Przecież prawie go nie zna.
Jednak pijąc koktajl i tłumacząc Carterowi, jakie lubi steki, zastanawiała się, czy
Reilly nie miał przypadkiem racji, że za dużo czasu poświęca na myślenie, zamiast po
prostu żyć.
Godzinę pózniej, gdy ostatnie kolby kukurydzy zostały już zjedzone, Cade wygrał
zaimprowizowany naprędce konkurs, w którym pokonał brata, udowadniając, że męż-
czyzni potrafią wciąż zachowywać się jak mali chłopcy. Potem Grover spałaszował
resztki steków, a Daphne i Carter spacerowali po ogrodzie, wdychając zapach kwiatów i
podziwiając nowe grządki, aż wreszcie usiedli na huśtawce.
- Dziękuję - powiedział Carter, wprawiając w ruch huśtawkę.
- Za co? - zdziwiła się Daphne.
- Za to, że tu przyjechałaś, a zwłaszcza za to, że sekundowałaś mi w pojedynku z
Cade'em.
Roześmiała się, wygładzając spódnicę.
- Chciałam ci także podziękować - oznajmiła. - Od dawna nie brałam udziału w ta-
kiej rodzinnej uroczystości.
- Naprawdę? A gdzie jest twoja rodzina?
R
L
T
- Daleko. - To był smutny temat stanowiący zamknięty rozdział w jej życiu. - Moi
dziadkowie urządzali takie uroczystości, ale mieszkali w Maine, więc widywałam ich
tylko raz lub dwa razy w roku. Dziadek zmarł, gdy miałam dwanaście lat. Moja babcia
bardzo to przeżyła. Nigdy nie pogodziła się z odejściem dziadka. Przez całe życie byli
razem. Kilka lat spędziła w domu spokojnej starości w Arizonie, a potem zmarła. Moja
matka i ojczym także mieszkają w Arizonie, ale często podróżują po całym świecie.
- Masz siostry i braci?
Potrząsnęła głową.
- A kuzynów?
- Tata umarł, kiedy byłam mała. Matka wyszła potem kilka razy za mąż, jakby szu-
kała ideału. Ale nie miała więcej dzieci.
- Zdaje się, że coś nas łączy - powiedział Carter, wiercąc czubkiem buta w trawie. -
Matka odeszła od nas, kiedy ja i Cad byliśmy mali.
- Och, Carter, tak mi przykro. - Położyła rękę na jego dłoni.
Spojrzał na jej drobną rękę, czując, że serce topnieje mu jak wosk. Przez całe życie
starał się zapomnieć ten dzień, ale teraz, gdy Daphne była obok, to wszystko nie wyda-
wało się już takie straszne.
- Jestem dorosły - powiedział. - Teraz wszystko jest w porządku.
- Myślę to samo o swoim dzieciństwie - odparła krótko.
Odniósł wrażenie, że Daphne lubi rozmawiać o przeszłości tak samo jak on - czyli
wcale.
- Ciekawa jestem, dlaczego zdecydowałeś się kierować fabryką zabawek. Nie mo-
głeś po prostu zatrudnić jakiegoś menedżera?
Uśmiechnął się.
- Widzę, że nie bardzo podobam ci się w tej roli.
Na ustach Daphne zadrgał uśmiech. Na jej twarz padały promienie słońca przezie-
rającego przez liście jabłoni.
- Widzę cię raczej w roli dealera porsche.
R
L
T
- Pewnie lepiej bym się wtedy spisał. - Pchnął mocniej huśtawkę, wywołując wie-
trzyk. - Możesz mi wierzyć, że byłem bardzo zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że
wuj zapisał mi tę firmę.
- Z powodu twojej reputacji - odparła bez złośliwości.
- Tak. Ojciec był pewien, że poniosę klęskę.
- I postanowiłeś, że do tego nie dopuścisz?
- Przez całe życie uważał mnie za nieudacznika, więc chciałem zrobić mu na złość,
udowadniając, że się myli.
Daphne zaśmiała się z nutą zrozumienia w głosie.
- Dlatego tak bardzo zależy ci na sukcesie?
- Z początku rzeczywiście chciałem udowodnić ojcu, że się myli, ale potem coś so-
bie uświadomiłem. - Przestał kołysać huśtawką i spojrzał na Daphne. - Ci ludzie, moi
pracownicy, są ode mnie zależni. Muszą pracować, żeby spłacić kredyty, wyżywić rodzi-
ny i wychować dzieci.
- To wielka odpowiedzialność, prawda?
Nagle Daphne zrobiła mu się tak bliska jak żadna inna kobieta. Mówili tym samym
językiem, mieli podobne problemy. Nikt nigdy tak go nie rozumiał.
- A ty? - spytał, patrząc jej w oczy. - Dlaczego zostałaś trenerką kreatywności, a
nie reprezentantką handlową porsche?
Roześmiała się, wzruszając ramionami. Carter odniósł wrażenie, że Daphne nie lu-
bi mówić o sobie. Potem westchnęła i odepchnęła się obcasem od ziemi, puszczając huś-
tawkę w ruch.
- Moja matka zawsze uwielbiała zmiany. Zmieniała miasta, mężów, domy.
- Czy dlatego zajęłaś się kreatywnością? Daphne roześmiała się ponuro.
- O nie, wręcz przeciwnie. Pragnęłam stabilizacji. Uwielbiałam jezdzić latem do
dziadka. Lubiłam się bawić, ale kiedy dorosłam, chciałam wykorzystywać zabawę w po-
żyteczny sposób.
- Pomagając firmom?
Skinęła głową.
- Tak.
R
L
T
- A czy ty sama dobrze się bawisz?
- Nie mam na to czasu. Nie chcę wikłać się w żaden związek.
- Ale teraz siedzisz obok człowieka, który znany jest z tego, że uwielbia zabawę.
Może czegoś cię nauczę.
W jej oczach błysnął lęk. Czy myśl o zabawie powinna przestraszyć kobietę uczącą
ludzi, że spontaniczność prowadzi do sukcesu?
- W każdym razie - odparła, zmieniając temat - chciałam stworzyć podobne warun-
ki dzieciom, ale moje fundusze były skromne. Pół roku temu kupiłam biuro przy Prince
Street, wykładając na to całą gotówkę. Miałam nadzieję, że znajdę sponsorów na sfinan-
sowanie reszty przedsięwzięcia. Nawet jeśli to mi się nie uda, znajdę sposób na stworze-
nie tego centrum.
- Chcesz, żeby każde dziecko miało dziadka Wallace'a?
Azy zaszkliły się w jej oczach.
- Tak. - Uśmiechnęła się. - A przynajmniej każde dziecko w południowej Indianie.
Carter kołysał huśtawką, przyglądając się Daphne. Może do tej pory spotykał nie-
odpowiednie kobiety albo rozmawiał z nimi tylko o głupstwach, bo Daphne za-
intrygowała go swoją osobowością.
Myślę, że to naprawdę wspaniały pomysł - oświadczył.
- Ale może skończyć się fiaskiem. Potrząsnął głową.
- Na pewno nie, skoro ty się tym zajmiesz.
- Dziękuję.
Huśtawka kołysała się łagodnie.
- Skoro mówimy o spontaniczności, muszę cię przeprosić za to, że zupełnie zgłu-
piałem, mówiąc o małżeństwie.
Oboje wybuchnęli śmiechem, ale mimo to Carter zastanawiał się, co by było, gdy-
by Daphne się zgodziła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl