[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nosem, zapukała do drzwi Dany Starwind.
- Maggie, kochanie! - Dana otworzyła szerzej drzwi i zaraz
cofnęła się z lękiem na widok psa.
- Proszę się nie bać. To tylko mój ochroniarz.
- Duże zwierzę - przyznała Dana i widząc, że oboje ocie
kają wodą, czym prędzej dodała: - Wejdzcie! Musicie się
osuszyć.
Pomogła Maggie zdjąć przemoczone okrycie i otuliła ją du
żym kąpielowym ręcznikiem. Następnie uklękła przed Bninem,
a ten podał jej zabłoconą łapę, jakby się chciał przywitać. Dana
uśmiechnęła się i wytarła ją do czysta. Bruno podał drugą i po
zwolił jej zająć się też tylnymi łapami.
Zaraz potem przeszli do kuchni, gdzie w garnku bulgotały
pulpety w sosie. Wokoło roznosił się zapach czosnku, oregano
NA PEWNO MNIE POKOCHASZ 89
i bazylii. Na blacie obok leżało świeże pieczywo. Wystarczyło,
że Neli raz popatrzyła na zaczerwienione obwódki wokół oczu
Maggie, a od razu wiedziała, czego jej potrzeba. Nic tak nie
podnosi na duchu jak gorący domowy posiłek.
Kobiety usiadły razem do obiadu, nie zapominając, żeby
i Bruno dostał swoją porcję. Potem posprzątały ze stołu, zgodnie
dzieląc się obowiązkami. Ani Dana, ani Neli nie zapytały Mag
gie o powód jej smutku. Zamiast tego pozwoliły jej uczestniczyć
w swoim codziennym rytuale, tak jakby była jedną z nich.
Niedługo potem Neli usiadła w fotelu, aby trochę poczytać,
a Bruno przysnął przy kominku. Dana zaprowadziła Maggie do
pokoju, który służył jej jako pracownia.
Na podłodze leżał ręcznie pleciony chodnik. Surowe płótno
na sztalugach czekało na pierwsze muśnięcie kolorem.
Dana podeszła do drewnianej półki i wróciła, niosąc w ręce
maleńkie figurki.
- Luke je zrobił - powiedziała.
Maggie wzięła jedną z nich, żeby jej się bliżej przyjrzeć.
Mała kamienna figurka przedstawiała wyjącego wilka w chara
kterystycznej pozie, z łbem uniesionym do góry.
- Zliczna.
- To wszystko wilki - powiedziała Dana, uważając, żeby
nie upuścić żadnej figurki na podłogę. - Symbolizują A-ni-wa-
ya, klan, do którego należał ojciec Luke'a. Kiedyś klan Wilków
hodował wilcze szczenięta jak psy.
- Kiedy Luke je wykonał?
- Dawno temu, kiedy był chłopcem.
Kiedy jeszcze żyła Gwen, dodała w myślach Maggie.
- Jaki wtedy był?
Dana rozpromieniła się.
90 SHERIWHITEFEATHER
- Uwielbiał spędzać czas na dworze. Miał konia o imieniu
Pepper. Całymi dniami jezdził po polach, pokrzykując. Jak na
swój wiek był wysoki i nosił długie włosy. Sięgały mu aż za
ramiona... Odkąd skończył szkołę, jesteś pierwszą dziewczyną,
którą przyprowadził do domu.
- Tak? - Maggie była zaskoczona.
- Tak. - Dana postawiła figurki z powrotem na półce i za
cisnęła palce na dłoni, w której Maggie trzymała małego wilcz
ka, dając jej do zrozumienia, że może go zatrzymać. - W jego
życiu były jakieś kobiety, ale nigdy nie wspomniał ani jednej
z nich i żadnej nie przyprowadził do domu. Straciłam nadzieję,
że kiedykolwiek zostanę babcią.
Figurka, którą Maggie trzymała w ręce, nagle jakby ożyła.
Przyłożyła ją do serca.
- Zaproponowałam mu sama, żeby się ze mną ożenił -
wyznała.
Teraz Dana była zaskoczona.
- O mój Boże! I co on na to?
- To taki rodzaj zakładu. Zgodził się, bo nie wierzy, że uda
mi się wygrać. Obiecał, że się ze mną ożeni, jeśli zdołam spra
wić, że przestanie cierpieć.
Dana wyjrzała przez okno. Na dworze deszcz lał strumienia
mi, zacinając o szyby.
- Ale on nie chce przestać cierpieć, prawda?
- Nie chce. Obwinia się za wszystko, co się stało złego. Cały
czas dzwiga to brzemię.
- To z powodu Gwen - powiedziała cicho Dana. - Mówił
ci o niej?
- Tak. - Maggie pokiwała smutno głową.
- Bardzo ją kochał. Opiekował się nią. Gotów był życie za
NA PEWNO MNIE POKOCHASZ 91
nią oddać. - Dana zamilkła na chwilę, bo wzruszenie odebrało
jej głos. - I potem to się wydarzyło i dla niego życie się skoń
czyło...
- Dla ciebie też, Dano.
- Ja... - Chciała coś powiedzieć, ale tylko westchnęła. Za
cisnęła mocno dłonie i skierowała oczy na sztalugi. - Nie zre
zygnujesz tak łatwo, prawda, Maggie?
- Nie - odparła zdecydowanie. - Na pewno nie zrezyg
nuję.
Zapanowało między nimi zgodne milczenie. Wsłuchując się
w odgłosy ulewy za oknem, obie wyglądały tęczy.
Dochodziła już północ, kiedy Maggie wjechała na parking
pod swoim domem. Zdziwiła się, kiedy zobaczyła tam dżipa
Luke'a. Co robił u niej o tej godzinie i dlaczego w końcu zde
cydował się skorzystać z kluczy do jej mieszkania?
Kiedy otworzyła drzwi, Bruno poszedł przodem. Od razu
zaprowadził ją do kanapy, gdzie, zmorzony głębokim snem,
spoczywał Luke. Obok na ławie leżała jego kabura i broń.
Maggie podeszła bliżej. Nawet we śnie robił wrażenie silne
go, niezłomnego mężczyzny. Zdjął buty, ale poza tym wyglądał,
jakby położył się tylko na chwilę. Nie mogąc się powstrzymać,
pogładziła go po włosach.
Luke poruszył się niespokojnie i popatrzył na nią spod przy
mrużonych powiek.
- Maggie? Która godzina?
- Już po północy.
- Cholera. - Usiadł na łóżku. - Nie chciałem spać tak długo.
Chciałem się tylko zdrzemnąć.
- Przecież nic się nie stało. Co tutaj robisz?
92 SHERIWHTTEFEATHER
- Zaraz po pracy przywiozłem ci materiały, ale cię nie
zastałem. - Podniósł się, żeby upchnąć w spodnie końce wy
płowiałej dżinsowej koszuli. - Wróciłem do domu, ale po
nieważ nie odpowiadałaś na moje telefony, przyjechałem je
szcze raz.
Miała ochotę pogładzić go po policzku, ale chyba nie przy
jąłby tego dobrze.
- Martwiłeś się o mnie?
Wzruszył ramionami.
- Domyśliłem się, że pojechałaś do przyjaciółki albo gdzie
indziej, ale chciałem mieć pewność, że nic ci się nie stało. Lało
jak z cebra.
- Trzeba było zadzwonić na komórkę.
- Na komórkę też dzwoniłem, ale nie odpowiadałaś.
- Ach! - Maggie włożyła rękę do torebki i wyjęła telefon
komórkowy. - No tak, zapomniałam naładować.
Nie przyszło jej też na myśl, żeby sprawdzić wiadomości
w telefonie, który miała w wozie. Nie przywykła, żeby ktoś się
o nią niepokoił. Rodzina uznała jej niezależność dawno temu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl