[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej korek.
 Posłuchajcie teraz, co powiem  ciągnął, napełniając trzy szklaneczki.  Toastem
lo\y załagodzimy kłótnię. Koniec waszych nieporozumień. Z lewą ręką na grdyce pytam cię,
Ted, jaka\ to krzywda cię spotkała?
 Ciemne chmury nawisły.
 Ale się rozproszą na zawsze.
 Przysięgam na to.
Wypili szampana i tę samą formułę powtórzyli między sobą Baldwin i McMurdo.
 No!  wykrzyknął McGinty, zacierając ręce  koniec z gniewem. Gdybyście o tym
zapomnieli, lo\a się wami zajmie, a ma cię\ką rękę, jak brat Baldwin wie, a ty, bracie
McMurdo, prędko się przekonasz, je\eli szukasz guza.
 Przysięgam, \e nie będę szukał  odparł McMurdo i wyciągnął rękę do Baldwina. 
Szybko wybucham i szybko zapominam. Przypisuję to mojej gorącej irlandzkiej krwi. Ale ju\
mi przeszło i nie \ywię złości.
Baldwin pod groznym spojrzeniem straszliwego Szefa przyjął podaną mu rękę. Ale po jego
mrocznej twarzy widać było, \e słowa McMurdo nie zrobiły na nim najmniejszego wra\enia.
McGinty klepnął jednego i drugiego po ramieniu.
 Sza, sza  rzekł.  Te kobiety, te kobiety!  Pomyśleć tylko, \e jakaś tam
spódniczka mogła poró\nić moich dwóch chłopców. A to ci pech! Dziewczyna sama musi
wybrać, bo mistrz, dzięki Bogu, nie mo\e wtrącać się w takie sprawy. Dość mam kłopotu bez
bab. Bracie Murdo, wejdziesz do lo\y 341. Rządzimy się tu innymi prawami ni\ w Chicago.
Zebranie lo\y odbędzie się w sobotę wieczór i wtedy na wieczne czasy wyzwolimy cię w
Dolinie Vermissy.
III
LOśA 341, VERMISSA
Nazajutrz, po dniu bogatym w tak denerwujące wydarzenia, McMurdo wyprowadził się od
Jakuba Shaftera i zamieszkał u wdowy MacNamara, na odległym przedmieściu. Scanlan, jego
znajomy z pociągu, wkrótce potem przeniósł się do Vermissy i odtąd mieszkali razem. Byli
jedynymi lokatorami wdowy, prostodusznej Irlandki, która się w nic nie wtrącała; mogli więc
mówić i robić, co im się \ywnie podobało  rzecz nad wyraz po\ądana dla ludzi, co mają
wspólne tajemnice. Shafter zmiękł na tyle, \e pozwolił McMurdo jadać u siebie, dzięki czemu
mógł się nadal widywać z Ettie. Tote\ łączące ich węzły nie tylko nie osłabły, ale jeszcze się
zacieśniły w miarę upływu tygodni. W swojej sypialni na nowym mieszkaniu McMurdo z
zupełnym poczuciem bezpieczeństwa zabrał się do bicia dolarów, a wielu braci z lo\y
odwiedzało go pod straszliwą przysięgą zachowania tajemnicy, ka\dy zaś, wychodząc, unosił
w kieszeni parę sztuk fałszywych monet, tak wiernie skopiowanych, \e nigdy nie było
najmniejszej trudności czy ryzyka z puszczeniem ich w obieg. Nikt z braci nie mógł
zrozumieć, czemu McMurdo, będąc tak wspaniałym artystą, para się jeszcze pracą. Pytany
odpowiadał, \e pracuje dla zamydlenia oczu policji, bo gdyby \ył bez widocznych zródeł
dochodu, ściągnąłby na siebie uwagę. Pewien policjant ju\ wpadł na jego trop, ale dziwnym
trafem wyszło to młodemu Irlandczykowi bardziej na dobre ni\ na złe. Po pierwszej bytności
w barze McGinty ego zaglądał on tam prawie co wieczór, aby bli\ej poznać się z
 chłopcami , jak dobrodusznie sami się nazywali członkowie bandy terroryzującej całą
okolicę. Zuchowatością i śmiałym językiem od razu pozyskał sobie ich sympatię, a szybkość i
umiejętność, z jaką rozprawiał się ze swoimi przeciwnikami w barze podczas najgorętszych
zwad i utarczek, zjednała mu szacunek tych brutali. Wspomniany jednak incydent z
policjantem jeszcze bardziej podniósł jego wagę w ich oczach.
Pewnego wieczoru w czasie największego tłoku drzwi się otworzyły i do baru wszedł
człowiek w niebieskim, skromnym mundurze i spiczastej czapce Policji Kopalnianej. Była to
specjalna organizacja, stworzona przez właścicieli kopalń i linii kolejowych do pomocy
zwykłej policji, zupełnie bezradnej wobec zorganizowanej szajki opryszków, nie dającej
ludziom \yć. Wejście to wywołało poruszenie na sali. Niejeden ciekawym okiem spojrzał na
przybyłego, ale w Stanach stosunki między policją a przestępcami układają się dość
dziwacznie. McGinty, za ladą, wcale się nie zdziwił, kiedy inspektor wmieszał się w tłum
gości.
 Jedna whisky, tu przy ladzie, bo ziąb na dworze  rzekł inspektor.  Chyba widzimy
się po raz pierwszy, panie radco?
 Pan tu jest nowy, kapitanie?
 Zgadł pan. Spodziewamy się po panu i po innych znaczniejszych w mieście
obywatelach, \e pomo\ecie nam w utrzymaniu porządku i w przestrzeganiu prawa. Nazywam
się Marvin& kapitan Marvin z Kopalnianej.
 Lepiej dalibyśmy sobie radę bez pana, kapitanie  chłodno odparł McGinty.  Mamy
własną policję w mieście i nie potrzebujemy importowanych towarów. Czym\e pan jest, jeśli
nie płatnym narzędziem kapitalistów, wynajętym przez nich do bicia i zabijania biedniejszych
współobywateli?
 Nie mówmy o tym  pogodnie odrzekł kapitan.  Myślę, \e wszyscy, choć patrzymy
na to inaczej, na swój sposób spełniamy nasz obowiązek.  Wychylił szklaneczkę i odwrócił
się do wyjścia, kiedy wzrok jego padł na Jacka McMurdo, który zasępiony i ponury stał tu\
obok.
 Kogó\ ja widzę!  wykrzyknął, mierząc go wzrokiem od stóp do głów.  Stary
znajomy!
McMurdo odsunął się gwałtownie.
 Nigdy nie byłem pańskim przyjacielem, pańskim ani \adnego innego przeklętego łapsa
 rzekł.
 Znajomy to nie zawsze przyjaciel  uśmiechnął się Marvin.  Nie zaprzeczy pan
chyba, \e mówię do Jacka McMurdo z Chicago?
McMurdo wzruszył ramionami.
 Nie zaprzeczę  odparł.  Myśli pan, \e się wstydzę swego nazwiska?
 Miałby pan powody.
 O czym pan mówi, u licha?  ryknął młodzieniec, zaciskając pięści.
 No, no, Jack, to nie ze mną! Przed przyjazdem do tej dziury słu\yłem w policji w
Chicago i doskonale znam tamtejszych gagatków. Wystarczy mi tylko spojrzeć.
Twarz McMurdo wydłu\yła się.
 Nie jest pan chyba kapitanem Marvinem z chicagowskiej centrali?  wykrzyknął.
 Tym samym poczciwym Tedem Marvinem, do usług. Nie zapomnieliśmy tam
zabójstwa Jonasa Pinto.
 Ja go nie zabiłem.
 Naprawdę? To zupełnie wiarygodne, obiektywne stwierdzenie. Có\, jego śmierć
przyszła w samą porę dla pana, bo inaczej odpowiadałby pan za fałszowanie pieniędzy. Ale
zapomnijmy o tym, albowiem między nami mówiąc  zdaje się, \e popełniam teraz
wykroczenie  nie zdołano zgromadzić dowodów przeciwko panu. Mo\e więc pan wracać
do Chicago.
 Tu mi dobrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl