[ Pobierz całość w formacie PDF ]

triady, czy to na Kauai, czy w Tokio, sterowane są z Hongkongu.
- Skąd wiedzieli, gdzie będziemy?
- Wśliznęliśmy się niezauważeni na terytorium Chin, ale najłatwiej jest się stąd wydostać
przez lotnisko Kai Tak. Skorzystaliśmy z tajnego pasa startowego, ale triada wiedziała, że
bardzo się nam spieszy. Ci ludzie tu mieszkają, tu prowadzą swoje szemrane interesy.
Wiedzieli, w której części lotniska nas szukać.
87
- No to dochodzimy do podstawowego pytania: czy wiedzą, dokąd lecimy?
- Musimy przyjąć takie założenie - powiedział Travis. - Dlatego trzeba będzie zmienić plany.
Hunter, znasz lotnisko Barking Sands, zgadza się?
- Oczywiście. Do lądowania podchodzi się nad oceanem, a za bazą rozciągają się gęsto
zalesione góry. Idealna kryjówka dla wyrzutni rakiet ziemia-
-powietrze.
- No właśnie. Dlatego nie polecimy tam bezpośrednio, mimo że każda minuta jest dla nas na
wagę złota. Kiedy wejdziemy na pokład V-22, poinformuję, kogo trzeba, o zmianie planów.
Nawet jeśli gotowe są zapasowe zestawy, nie dotrą na Kauai na czas. Przystąpimy do akcji
bez połączenia z satelitą, bez niewidzialności. Będziemy mieli kombinezony chroniące przed
sarinem, ale poza tym zostały nam tylko implanty z urządzeniami nadawczo-odbior-czymi i
 inteligentna" broń. Przez resztę misji musimy polegać przede wszystkim na naszym
wyszkoleniu.
Lecąc wśród gromadzących się na niebie chmur burzowych, członkowie oddziału
zastanawiali się, jak rozumieć jego słowa.
Rozdział dwudziesty trzeci
19 kwietnia 1998, godzina 1.15
Cambridge, Massachusetts
Porucznik Sarah Greene patrzyła na drzewa i budynki kampusu Massachusetts Institute of
Technology, wydobywane z ciemności przez przecinające niebo błyskawice. W Nowej Anglii
dopiero co nadeszła wiosna i od prawie tygodnia panowała zmienna pogoda, której
towarzyszyły potężne burze. Dla Sarah nie miało to jednak znaczenia, nie zamierzała bowiem
wychodzić na zewnątrz ani w dzień, ani teraz, w środku nocy. Była sama, przygotowywała się
do egzaminów ze związków alifatycznych z chemii organicznej i zamierzała zdać je celująco.
W końcu za to płacił jej Wuj Sam.
Po powrocie do Niemiec z Tokio w pamięci pozostały jej dwa obrazy. Pierwszym z nich był
widok oddziału szpitalnego pełnego umierających ludzi. Drugim - chwila, w której generał
Krauss odrzucił jej prośbę o włączenie do prowadzonej przez niego tajnej operacji. Sarah nie
miała pojęcia, co straciła, ale świadomość poniesionej porażki nie dawała jej spokoju. Generał
był zainteresowany medycznymi kwalifikacj ami Sarah, postanowiła więc j ak naj -
88
bardziej je rozszerzyć. Kiedy tylko wojsko zgodziło się przenieść ją do MIT, wyjechała z
Niemiec. Wyglądała jak chochlik, ale siłą woli i poczuciem własnej godności dorównywała
każdemu.
Huk grzmotu, który rozległ się nad jej głową, wstrząsnął szybą w oknie i zlewkami stojącymi
z tyłu. Odwróciła się, by sprawdzić, czy nie zostały zakłócone prowadzone przez nią
doświadczenia. Tuż za kręgiem światła rzucanym przez palnik Bunsena stał mężczyzna.
Pioruny zagłuszyły jego kroki. Sarah bezszelestnie podeszła do swojej torebki, w której nosiła
pistolet.
Kiedy włożyła do niej rękę, mężczyzna zniknął. Dosłownie rozpłynął się jak cień.
Sarah wyjęła barettę i znieruchomiała. Błyskawica rozświetliła pomieszczenie na ułamek
sekundy. Nie było w nim nikogo. Ona jednak doskonale wiedziała, że nie uległa złudzeniu.
Ktoś tu z nią był. Przywarła plecami do ściany, rozglądając się na wszystkie strony. Kolejny
błysk rozproszył na chwilę ciemności i Sarah dostrzegła dziwne drganie powietrza przy
bocznej ściance szafy z książkami, stojącej za stolikami laboratoryjnymi.
Porucznik Greene pobiegła tam bez namysłu i wykonała zamach, ale jej ręka przecięła tylko
powietrze. Usłyszała ciche kroki oddalające się spowitym w ciemnościach korytarzem między
półkami. Odwróciła się i ruszyła w tamtym kierunku, skradając się krok po kroku, z barettą
gotową do strzału. Nie przyszło jej do głowy, by zawołać tego fantoma albo rzucić mu
wyzwanie. Skoro milczał i był niewidzialny, najwyrazniej nie miał ochoty na pogawędkę. Ale
co do tego, że tu był, nie miała wątpliwości.
Dotarła na koniec korytarza i bez wahania wyszła zza szafy, z podniesionym pistoletem.
Kiedy niczego nie zauważyła, odwróciła się w stronę biegnącego równolegle przejścia
między półkami... i zobaczyła, kto przed nią uciekał.
- Generał Krauss! - wykrztusiła Sarah ze zdumieniem.
Był to ten sam człowiek, którego spotkała w Tokio, ale miał na sobie coś w rodzaju skafandra
kosmicznego. Zrobił krok do przodu.
- Dobrze pani wygląda, pani porucznik. Lepiej niż w czasie naszej ostatniej rozmowy.
- Dziękuję panu, generale. U mnie wszystko w porządku - odparła z godnym podziwu
spokojem. - Ale, z całym szacunkiem... przecież mogłam pana zastrzelić!
Krauss wskazał swój skafander.
- Jestem zabezpieczony.
Sarah uświadomiła sobie, że jej oddech stał się płytki.
- Co pan tu robi, panie generale? I dlaczego ma pan na sobie ten... ten...?
- Należy do zestawu bojowego. Jest ściśle tajny.
- Czy ma to coś wspólnego z pańskim projektem?
89
- Tak - odparł Krauss,
- Chce pan, żebym brała w tym udział. - To było stwierdzenie faktu. -Nie pokazałby mi pan
tego sprzętu, gdyby...
- Tak.
- Dziękuję, panie generale! - Sarah niemal krzyknęła. Po chwili, kierowana ciekawością,
która skłoniła ją do poświęcenia się pracy badawczej, dodała:
- Dlaczego robi pan to właśnie teraz, panie generale? Dlaczego nie wtedy, kiedy byliśmy w
Tokio?
- Wtedy w podobnej sytuacji postrzeliłaby mnie pani - powiedział Krauss.
- Bo byłam bliska wyczerpania?
- Dlatego że nie w pełni panowała pani nad sobą. Jako lekarka opiekująca się pacjentami,
owszem, ale jako wojownik, nie. Najpierw chciała pani uniknąć zabijania kogokolwiek, a
potem pałała żądzą zmiecenia plagi z powierzchni ziemi. Potrzebni mi są ludzie, którzy
stawią czoło każdemu niebezpieczeństwu ze spokojem, panując nad emocjami. Nie chcę
fanatyków, dla których liczy się coś więcej niż dobra robota. Dlatego poddałem dziś panią
małemu sprawdzianowi. I zachowała się pani tak, jak na to liczyłem, okazując odwagę
pozbawioną brawury, inteligencję w obliczu nieznanego. -Uśmiechnął się po ojcowsku. - Ale
nie zawracałbym sobie tym głowy, gdyby nie entuzjastyczne opinie na pani temat, które
otrzymywałem po pani powrocie z Tokio.
- Miał mnie pan na oku, mimo że odrzucił pan moją prośbę?
- Dla mnie liczy się tylko dobra robota. - Wyciągnął rękę. - Witaj w TALON Force.
25 lipca, godzina 1.15 Tajwan
#
Przesiadka na Tajwanie zajęła niecałe siedem minut. Cessna pana Singha wylądowała w
pobliżu oczekującego V-22 i podjechała do niego tak szybko, jak tylko się dało. Kiedy
zatrzymała się, z opon uniósł się dym, a członkowie grupy Eagle TALON Force wyskoczyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl