[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nic z tego nie wynikało. Teraz nie dzwoni już tak często, najwyżej raz, dwa razy do roku. Nie
chciałem za każdym razem wzbudzać w tobie fałszywych nadziei. Odetchnęłam głęboko. Miałam
ochotę rzucić się na niego z pięściami. To moja sprawa, jak reaguję na wieści dotyczące mojej
zaginionej siostry. Mam prawo przeżywać.
Ale zaraz przyszło mi do głowy coś innego. Rzeczywiście, z perspektywy Tollivera czy
naprawdę miałoby to jakiś sens? Czy nie było lepiej, że nie wiedziałam? Czy nie byłam
spokojniejsza, szczęśliwsza, licząc na znalezienie Cameron na swój sposób? Czy to takie złe,
oszczędzić trochę bólu, mimo że oznacza to niewiedzę w kwestii tak istotnej? Bardzo to wyszło
zawiłe. Ale wiedziałam, o co mi chodzi, i rozumiałam decyzję Tollivera. I pomyślałam, że może
miał rację. Przynajmniej w zakresie pobudek.
W końcu kiwnęłam głową. Ulżyło mu, bo napięcie widoczne w jego uniesionych ramionach
natychmiast opadło. Usiadł na łóżku, zdjął skarpetki i rzucił je do torby na brudy, co przypomniało
mi o konieczności zakupu proszku do prania.
Zanim byłam gotowa do snu, przewinęło mi się przez głowę jeszcze kilka takich
nieistotnych myśli. Ostatnio czytałam powieści Charlie Huston i Duane'a Skwierczynskiego, ale
działały na mnie jak spora dawka kofeiny, a dzisiaj nie potrzebowałam już żadnych podniet.
Dlatego, zrezygnowawszy z czytania, sięgnęłam po krzyżówki. Przebrałam się w koszulkę i
spodnie od piżamy, położyłam na brzuchu i przykryłam kołdrą, zagłębiając się w rozwiązywanie.
Tolliver jest w tym zdecydowanie lepszy i trudno było mi się powstrzymać od pytania go o coś co
chwilę.
Kolejny ekscytujący wieczór z życia Harper Connelly, poszukiwaczki zwłok, pomyślałam. I
sprawiło mi to szczerą przyjemność.
ROZDZIAA CZWARTY
Następnego dnia, w niedzielę, mieliśmy w planach zabranie Marielli i Gracie na wrotki, ale
dopiero po drugiej. W soboty dziewczynki sprzątały swój pokój i śpiewały w chórze, zanim mogły
gdzieś wyjść, a w niedziele najpierw szły do kościoła i jadły rodzinny lunch. Zasady Iony były
pod tym względem nienaruszalne. I dobrze, pomyślałam. Zrobiłam przebieżkę, wzięłam prysznic i
właśnie zaczynałam się ubierać, gdy zadzwoniła komórka Tollivera. Wylegiwał się jeszcze w
łóżku, więc odebrałam.
Cześć, o, Harper?
Rozpoznałam ten głos.
Tak, Tolliver jeszcze gnije w łóżku. Co u ciebie, Victoria?
Pradziadkowie Victorii byli imigrantami, ale ona sama urodziła się i wychowała w Teksasie.
Mówiła zupełnie bez akcentu.
Miło cię usłyszeć powiedziała. Nie, nie mam nic nowego o twojej siostrze, przykro mi.
Dzwonię w sprawie tych klientek, które do mnie przysłaliście. Joyce'ów.
Już zdążyły się z tobą skontaktować?
Zdążyły nawet pojawić się w moim biurze i wypisać czek, słonko.
To świetnie. Ale nie biorę za nie żadnej odpowiedzialności. To Tolliver im o tobie
powiedział i dał namiar.
Tak właśnie mówiła Lizzy. Rodowita Teksanka, nie? A ta jej siostra, Katie, chyba ma oko
na twojego brata.
Tolliver nie jest moim bratem sprostowałam machinalnie, choć sama często tak go
nazywałam. Odetchnęłam głęboko. Właśnie się zaręczyliśmy dodałam.
Tolliver przekręcił się na materacu, spoglądając na mnie bystro.
Och& to& to wspaniale. Gratuluję. Victoria nie była szczególnie zachwycona. Czyżby
sama miała chrapkę na Tollivera? Dajcie znać, kiedy ślub i gdzie, dobra? rzekła już weselej.
Jeszcze niczego nie zaplanowaliśmy. Chwilowo wytrącona z równowagi, wzięłam się w
garść, odzyskując twardy grunt. Chcesz porozmawiać z Tolliverem? Jest przy mnie. Tolliver co
prawda kręcił głową, ale kiedy wyraziła chęć rozmowy z nim, ponuro przyjął słuchawkę.
Cześć, Victorio. Nie, już nie spałem. Tak, jesteśmy razem. Nie, nie ustaliliśmy jeszcze
daty, ale zrobimy to wkrótce. Nie spieszy się nam. Skinął głową, patrząc mi znacząco w oczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]