[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mam szczęście. Czemu wtedy nie poszedłem na górę? Zdziwiłaby się. Bardzo by się zdziwi-
ła. A teraz!...
Przewinął się profil jej twarzy i uśmiech darowany tamtemu. Teraz właśnie w głębi tego
automobilu. Tak! Teraz właśnie usta jej schyliły się do jego ust...
Odtrącił nie dopity kieliszek, zostawił na stole pieniądze i wyszedł. W nocną szarugę...
Ciemnymi ulicami, wśród ludzi, wzdłuż obmurowań Sekwany... Patrzał w czarną toń porz-
niętą spiczastymi smugami wielobarwnych świateł. Nakładał na się jak gdyby pętlicę spokoju
i dusił się dobrowolnie, gdy serce zbyt łkało. Ale ręce łączyły się same w ciemności, palce
wyłamywały palce, nieustanny wewnętrzny jęk uchodził jak krew z rozdarcia rany. Na umysł
przyszło grube zaćmienie. Na wzór rąk  wbrew postanowieniom woli  chwila przeżytych
zdarzeń zaczepiała się w drugą chwilę, uczucie doznane chwytało się uczucia, klęska klęski,
ślepa boleść ślepej boleści  i tak powstawało koło ogniste, wirujące w wewnętrznym mroku.
Zapatrzony w ten wieniec męczarni, kręgiem pląsający przed pamięcią, Ryszard szedł kędyś
po mieście pustoszejącym. Myśli zdrowe w tym kolisku udręczenia podobne były do ruchów
i skoków topielca, którego porwał przypływ morza.
W jakim miejscu, o jakiej godzinie nocy te myśli zgmatwały się w kłąb projektu. Rzecz
prosta! Za pieniądze, które leżą bezużytecznie w kieszeni, nająć trzech. Po dwa tysiące fran-
ków na głowę. Ci na pewno wyszukają tę Eurydykę, choćby się w piekle ukryła! Nie głupim
poszukiwaniem po kabaretach, nie wypatrywaniem z imperiałów, lecz swoimi sposoby wy-
tropią ślad tej pani. Znajdzie takich wśród klienteli  Pracy . Cha  cha! Ostatni raz będzie
działał na polach  Pracy ... Wydrą ją z ramion kochanka, przetną ciągłość pocałunków! Zabić
tę kobietę!
Cicha, łagodna, dobrotliwa radość pachniała z plątaniny tych myśli zbójeckich. Marzenie
rysowało dokładny obraz odwetu. Salon jak u Czarncy, lokaje jak u Ogrodyńca lub Halfswor-
dowej. To salon tego człowieka, to jego służba, służba Xeni... Czy to jej mąż? Tamta s w o ł o
c z wejdzie pod jakimś pretekstem, pod wymyślonym pozorem. W uszach rozlegał się rado-
sny huk strzałów, które trupem Xenię położą. Po tych upragnionych strzałach raz w raz w
ognistym kole męczarni zalegała błoga cisza. Spokój nareszcie! Gdy już nie będzie Xeni, nie
będzie jej serce żałowało. Gdy trzeba będzie ukrywać tę sprawkę, nadejdzie zapomnienie o
miłości. Tamci zrobią tę rzecz czysto...
Lecz oto skądsiś, jakby ze drzwi ciemności, wychyliła się twarz wytwornego pana w cy-
lindrze. Jego spojrzenie, jego uśmiech, ruch głowy!... Ryszard zatoczył się w pustej ulicy.
Bezdenność żalu, niewysłowione uczucie, jak u psa, któremu pan umarł... Cóż za pociecha,
gdyby ją nawet zabito? Cóż z tego? Już przecie dokonała się zdrada na zawsze! Nic ma już
Xeni! Jakąż radę poda wymędrkowana zemsta? Jeszcze raz podzwignąć się z tej zapadni
obłąkania ku radzie poprzedniej. Przemocą myśli układał plan szczegółowy, wmyślał się w
knowanie fenomenów czynu.
Zatopiony w tych wybiegach niedoli, krążył wciąż na tym samym miejscu, pod nagimi
drzewami, które deszcz chłostał. Było to na jakimś pustym, nie znanym mu placu. Chodził
sam jeden, zataczał koła jednakie, aż do chwili, gdy mu z całego planu nikłe jakoweś wspo-
mnienia wyrwały podstawę. Znowu runęła nań bezradna męczarnia, upust wzruszeń powo-
dujący nędzę upadku. Odszedł z tego miejsca i wlókł się znowu ulicami, które pózna noc
ogołociła z ludzi. Zlepy, śmieszny i głupi brnął w poprzek olbrzymiego miasta  przez czarne
piekło. Spotykał już tylko włóczęgów i rozpustnice, czatujące na nich. Od widoku rozpustnic
wstrząsała się w nim boleść jak gdyby nasycona nową mocą, wsparta nowym tchem. Przerzy-
29
nał się wtedy sobą, duszą czującą, przez to zjawisko straszliwe w samym sobie, poprzez roz-
pustę. Mierzył je miłością swoją.
Rozsądna walka ze sobą nie dawała nic. Chwile zwycięstwa nad uczuciami były tryumfem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl