[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przynosi największe zyski w branży odzieżowej. Ja mam te wyniki czarno
na białym i najwyższy czas, aby rada wykonawcza wzięła te liczby pod
uwagę. Ponadto miałam zamiar powrócić dzisiaj do sprawy kontraktu z
Penny Walker, ponieważ jeśli się z nią nie zwiążemy, nasz sklep poniesie
wielkie straty. Taka okazja trafia się raz w życiu.
Howard Bowman zakłopotał się jeszcze bardziej. Rzucał ukradkiem
zdenerwowane spojrzenia Frances Chatfield, która poczuła, że jej
koniunktura spada.
- Wiesz przecież, jaką decyzję podjęliśmy w piątek, Howardzie -
przypomniała mu ostro. - A jeżeli mnie teraz nie poprzesz, złożę
sprawozdanie o wszystkim, co zaszło, prezesowi.
- Prezes nie był w piątek tobą zachwycony, Sarah - podchwycił
ochoczo dyrektor. - A twoja wczorajsza nieusprawiedliwiona nieobecność
121
RS
- Powinno się ją zwolnić - wtrąciła złośliwie Frances. - Albo ona,
albo ja, wybieraj, Howardzie. Masz dość dowodów na to, jak bardzo jest
nieodpowiedzialna. I sam widzisz, jak bezczelnie się do mnie odnosi.
Dotychczasowy wysiłek poniesiony we własnej obronie sprawił, że
Sarah zakręciło się w głowie. Objęła ją rękami, mając nadzieję, że będzie
w stanie nadal walczyć.
- Moja wczorajsza nieobecność...
- Sarah!
Głośny, gwałtowny krzyk zaskoczył wszystkich i wszyscy odwrócili
się tam, skąd dochodził. Ben Haviland pędził w ich stronę, a na jego widok
Sarah odczuła taką ulgę, że zadrżały pod nią nogi. Powiedział, że dzisiaj
do niej przyjdzie i dotrzymał słowa.
- Och, Ben - westchnęła z nadzieją i odruchowo wyciągnęła do niego
rękę.
Otoczył ją łagodnie opiekuńczymi ramionami, jednocześnie z troską
omiatał oczyma jej twarz.
- %7łebyś mi tego więcej nie robiła! - rozkazał. - Myślałem, że oszaleję
z niepokoju. Kiedy Penny i ja przyjechaliśmy do szpitala i ciebie tam nie
było...
- Penny? - przerwała zaskoczona Sarah. Fantastycznie jej było w
ramionach Bena, jemu naprawdę na niej zależało. Naprawdę. Ale co on
robił z jej ulubioną projektantką mody?
- Zabrałem ją, aby porozmawiała z tobą o interesach. Ciebie już w
szpitalu nie było. Nie powinnaś się była wypisywać na własną prośbę,
Sarah. Lekarze ostrzegli mnie, że może ci grozić wylew. Co ty sobie
właściwie wyobrażasz, tak bardzo ryzykując naszą przyszłością?
122
RS
Nasza przyszłość. Jakie to piękne słowa, pomyślała rozmarzona
Sarah.
- Natychmiast zabieram cię do domu - mówił dalej Ben. -
Nieodwołalnie. I upewnię się, że będziesz o siebie dbać, nawet jeśli będę
cię musiał pilnować dzień i noc.
- O co chodzi? - odezwał się Howard Bowman. - Jaki szpital? Jaki
wylew?
- Kim pan jest? - zapytał ostro Ben.
- Jestem dyrektorem tego domu towarowego.
- Wobec tego powinno się pana oćwiczyć za to, że pozwolił pan jej
wrócić do pracy.
Howard natychmiast poczuł się obrażony.
- Proszę łaskawie wyjaśnić to stwierdzenie. Niech się pan dowie...
- Kim pan tu kieruje? Niewolnikami? - przerwał mu z pogardą Ben. -
Sarah miała w niedzielę wypadek samochodowy, nie ze swojej winy, i
jeśli pan...
- Nikt mi nic nie mówił o wypadku samochodowym!
Ben rzucił oskarżające spojrzenie Frances Chatfield.
- Angela dzwoniła do ciebie. Wiedziałaś, że Sarah jest w szpitalu ze
wstrząsem mózgu. Przypuszczam, że ucieszyłabyś się, gdyby umarła. Tak
jak dobry stary Tramp.
- Jak śmiesz! - parsknęła Frances.
- Chyba musisz mi coś niecoś wyjaśnić, Frances - wtrącił się Howard
Bowman. - Dałaś mi do zrozumienia, że Sarah...
- Niech pan nie wierzy w ani jedno słowo Frances. To kłamczucha! -
zawołał z obrzydzeniem Ben.
123
RS
- A ty jesteś oszustem, Haviland! - Julian wyszedł z cienia i stanął u
boku Frances Chatfield z wyrazem triumfalnej złośliwości na twarzy. -
Wiem wszystko o twoim planie, żeby nie płacić podatku i załatwię cię na
czysto.
- Ach, nie! - zawołała Sarah, tak przejęta sprawą Bena, że zaczęła
wyrywać się z jego bezpiecznych ramion. - Musisz pozwolić mi odejść,
Ben. Wiem, jak bardzo nie cierpisz nacisków. Nie mogę za ciebie wyjść,
gdyby miało cię to zrujnować.
Ben uśmiechnął się i objął ją jeszcze mocniej.
- Niczym się nie martw, Sarah. On nie może nam nic zrobić.
- A właśnie, że mogę - warknął Julian. - Wiem od twojej siostry, że
każde małżeństwo, jakie zawrzesz, będzie fikcyjne, po to, aby podzielić
dochody.
- Angela! - powiedział zaskoczony Ben, a potem głośno się
roześmiał. - Wielki Boże, człowieku! Angela uwielbia robić kawały. Jeśli
faktycznie tak powiedziała, robiła sobie z ciebie żarty. A ty się dałeś
nabrać!
- Mówiła to serio - upierał się Julian. - To podpada pod wykręty.
Fikcyjne małżeństwo nie będzie się podobało w wydziale podatkowym.
Dopadnę cię z paragrafu 260A.
- A ja mu pomogę - wtrąciła się Frances. - Mogę poświadczyć, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]