[ Pobierz całość w formacie PDF ]
daty.
- Tak. Jeszcze półtora miesiąca i zacznie się poruszać - wyjaśniła, z rozbawieniem
patrząc na jego osłupiałą minę.
- Jak to, nie wiedziałeś? One kopią. Na początku są tylko lekkie tupnięcia, ale potem
mo\na nawet wyczuć maleńkie nó\ki i rączki... hej, Worth, co z tobą? - zawołała z
niepokojem, widząc, \e ma błędne spojrzenie.
Nagle wtulił twarz w jej ramię, a z gardła wydobył mu się krótki szloch.
- Widać krew moich włoskich przodków daje znać o sobie - mruknął wreszcie,
bynajmniej nie zawstydzony. - Ojcostwo to bardzo emocjonująca sprawa. A jak pomyślę o
maleńkich rączkach i nó\kach... - Westchnął z zachwytem, przymykając oczy.
- Więc naprawdę chcesz tego dziecka?
- Tak, Amy. Ju\ kocham je jak szalony.
- Ja te\. - Wzruszona przytuliła się do niego.
- Nareszcie będę miała kogo kochać i kogoś, kto będzie mnie kochał. Rodzice dbali o
mnie, ale byli zbyt zapatrzeni w siebie, by starczyło im uczucia dla innych.
- Tak, zauwa\yłem. I sam a\ za dobrze wiem, jak to jest. Jedyną bliską mi osobą była
babcia, a przecie\ do śmierci Jackiego byłem zawsze na drugim planie. Westchnął cię\ko.
- Była kobieta, która mówiła, \e mnie kocha, tymczasem kochała mój majątek. Tak,
moja miła, zdaje się, \e oboje mamy nie najlepsze doświadczenia z miłością. Niepewnym
ruchem pogładziła jego ciemną głowę.
- Worth, ja... - zająknęła się, szukając słów. W napięciu, wstrzymując oddech czekał,
co powie.
- Czy nie miałbyś mi za złe, gdybym... gdybym pewnego dnia... zakochała się w
tobie? - zapytała wreszcie urywanym głosem. Worth w zakłopotaniu potarł podbródek. - A
myślisz, \e mogłabyś? Przecie\ byłem dla ciebie tak okrutny...
- Tylko dlatego, \e zraniłam twoją dumę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy -
powiedziała szybko. Zaczęła całować jego twarz, coraz goręcej, zachłanniej.
- Och, Worth, gdybyś tylko pozwolił mi się kochać! - wyszeptała. Usta Wortha w
natychmiastowym, odruchu powędrowały ku wargom dziewczyny. Ten ogromny mę\czyzna
dr\ał jak dziecko. Kiedy poczuła mokre ślady łez na twarzy, nie była pewna, czy spłynęły
tylko z jej oczu. - Ja mam ci pozwolić? Bo\e, ty się jeszcze pytasz?! Czy nie wiesz, nie
widzisz, co czuję? - mówił gorączkowo, a potem uniósł głowę i spojrzał jej w oczy tak, \e ju\
wiedziała. - Amy, przecie\ ja cię kocham! Tak bardzo cię kocham! Rzucili się sobie w
objęcia, pieszcząc się i całując w absolutnym zachwycie. Długo tłumione marzenia stały się
rzeczywistością. Znikła szara mgła smutku. Zwiat odzyskał barwy. Nagle poczuli, jak bardzo
chce im się \yć.
- Teraz chcę się z tobą kochać - szepnęła Amy łamiącym się głosem. - Teraz, Worth,
wez mnie i zapomnijmy o wszystkim, co było złe. Uśmiechnął się, ciągle jeszcze niepewny
swojego szczęścia.
- Kochana, wreszcie wiem, co to jest miłość. Miłość... - powtórzył. I szaleństwo
ogarnęło ich od nowa.
Było ju\ po północy, kiedy wreszcie Worth zaniósł \onę do sypialni, beztrosko
zostawiając w salonie porozrzucane wszędzie ubrania.
- Wszyscy się dowiedzą - wymamrotała sennie Amy.
- Wszyscy są ludzmi. I to \onatymi. Niech sobie poplotkują. W końcu mamy miesiąc
miodowy, prawda? Przytulił ją mocniej.
- Och, Amy, teraz ju\ nie pozwolę ci odejść. Nigdy!
- Bardzo się cieszę, kochany. Tylko za du\o mówisz o mnie. Ju\ pewnie zapomniałeś
o dziecku.
Bez słowa, delikatnie uło\ył ją na tapczanie i podszedł do ogromnej ściennej szafy.
- Dobrze, teraz przekonasz się, czy zapomniałem o dziecku - oznajmił z tajemniczą
miną i szeroko otworzył drzwi.
Pluszowe misie, słoniki i tygryski, rękawice baseballowe, piłki, lalki i samochodziki
falą wysypały się na dywan, jak wytrząśnięte z worka Zwiętego Mikołaja.
- No, i co teraz powiesz? - zapytał, wyzywająco opierając ręce na biodrach.
Amy pozostało tylko się roześmiać.
- Nic, kochanie. Nie mam pytań - powiedziała wyciągając ku niemu ramiona.
Worth jednym skokiem dopadł łó\ka. W ostatnim rozbłysku gaszonej nocnej lampki
zalśniły w cieniu oczka pluszowego misia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]