[ Pobierz całość w formacie PDF ]
korzeni ukrytych pod naszymi stopami bardzo starego prywatnego lasu. A przed nami
jasność, baldachim runął, jakby kiedyś spadł z nieba jakiś wielki ciężar.
Jasne półkole, gałęzie drzew i małe gałązki opadają na ziemię jasną kaskadą, a gdzieś w
połowie tego strumienia, wybielone przez słońce, nagie na tle matowej szarości lasu kości,
białe kości spoczywającego tam stworzenia, płaska czaszka z dziurami oczodołów, długi,
zagięty kręgosłup, zwężający się do cienkiego koniuszka, a po jego bokach delikatne kiście
innych kości.
***
Palce Leecha mają uporczywość pazurów kurczaka. Kiedy je odrywam od swojego
ramienia, kurczą się bezosobowo. Czy to jest samotny mężczyzna?
Z którym po dotknięciu jego ramienia czuję potrzebę rozmowy, tak jak para
kochanków o roziskrzonych oczach leżąca na wznak pod prześcieradłami zaczyna
rozmowę.
Trzymam ręce na kolanach i obserwuję drobiny kurzu wirujące w promieniu światła.
***
Czasem patrzę na nią i zastanawiam się, kto pierwszy umrze& twarzą w twarz zimując
w kotłowaninie puchu i patchworka, kładzie mi dłonie na uszach, najpierw jedną, potem
drugą, bierze moją głowę w ręce, obrzuca mnie spojrzeniem dużych czarnych oczu,
uśmiecha się zesznurowanymi ustami, spoza których nie widać zębów& po czym myślę, że
to ja, ja umrę pierwszy, a ty możesz żyć wiecznie.
***
Leech stawia filiżankę (jak bardzo pobrudził jej brzeg na brązowo), siada na powrót,
prostuje nogi, aż drżą z wysiłku, i wraz ze mną obserwuje drobinki kurzu tańczące w
promieniu światła, a za nim dziura w lodzie, tam na zewnątrz, gdzie leżę obok mojej
śpiącej kochanki, leżę, patrząc do wewnątrz, spoglądając za siebie.
Poznaję puch i patchwork, uroki żelaznego łóżka& Leech stawia filiżankę, rozsiada się,
strzela stawami palców za głową, którą rusza, żeby zasygnalizować chęć ruszenia się z
miejsca, świadomość pustej przestrzeni przy drzwiach, życzenie, by w drodze ktoś mu
towarzyszył.
***
Jakiś głos przerywa ciszę, jaskrawoczerwony kwiat upadł na śnieg, jedna z jej córek
woła we śnie: Niedzwiedz! Dzwięk trudny do odróżnienia od sensu. Cisza, a po chwili
znów: Niedzwiedz, ale tym razem nie tak głośno, w opadającej tonacji rozczarowania&
teraz znów milczenie, dramatyczne, z powodu braku tego zwięzłego głosu& teraz
niezrozumiale& obecnie zwykła cisza, żadnych oczekiwań, ciężar bezruchu, świetlisty
powidok niedzwiedzi w spłowiałym oranżu. Patrzę, jak idą i kładą się w oczekiwaniu
obok mojej śpiącej przyjaciółki, obracam głowę na poduszce i patrzę w jej otwarte oczy.
***
Wreszcie wstaję i idę za Leechem przez pusty pokój, a potem korytarzem bez drzwi,
gdzie go widywałem podczas częstych konsultacji, przechadzającego się, wyprostowanego
albo zgiętego.
Dyrektor i jego podwładny, nie sposób odróżnić nas od tych, których się boimy&
zrównuję się z Leechem, a on maca palcami tkaninę, z której uszyty jest jego garnitur. Palec
wskazujący i kciuk obracają się po dwóch stronach klapy, ale ten ruch zanika, w miarę jak
Leech rozpamiętuje swoje słowa: co myślisz o tym, o moim garniturze którym
towarzyszy bardzo słaby uśmiech. W korytarzu zatrzymujemy się, stajemy twarzą w twarz,
a pod nami nasze karłowate odbicia w wyfroterowanej podłodze. Widzimy swoje odbicia
nawzajem, ale nie widzimy własnych.
***
Gruby pas włosów jest czarniejszy od nocy, a jasna skóra na grzbiecie kości
policzkowej w ciemności przypomina kształtem psią nogę. Czy to byłeś ty? szepcze
czy dzieci?
Nieznaczny ruch w okolicy jej oczu mówi o tym, że są one zamknięte. Rytm jej oddechu
jest teraz mocniejszy, to skutek nieuchronnej automatyzacji śpiącego ciała. To nic, to był
sen, głos w ciemności jak czerwony kwiat na śniegu& przewraca się do tyłu, opada na dno
głębokiej studni i spoglądając w górę, może obserwować cofające się półkole światła,
nieba przeciętego zarysem mojej obserwującej głowy i ramion gdzieś daleko. Opada w
dół, jej słowa szybują w górę, mijając ją po drodze, i dosięgają mnie, przytłumione przez
echa. Woła: Wejdz we mnie, podczas gdy ja zapadam w sen, wejdz we&
***
Za pomocą podobnego manewru palca wskazującego i kciuka sięgam i dotykam tej
klapy, a potem swojej, znajomy dotyk każdego z materiałów, ciepło ciała, które
przewodzą& zapach słodkich dojrzałych czereśni, melancholia samolotów pasażerskich
podchodzących do lądowania; to jest praca, nie można nas odróżnić od tych, których się
boimy. Leech łapie mnie za wyciągniętą rękę i nią potrząsa. Otwórz oczy, otwórz oczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]