[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziękuję, moja córeczko - szepnęła i wpiła mi się w usta.
Ratunku! Nigdy w życiu nie całowałam się z własną
teściową, a co dopiero na pierwszej randce! Prawdę mówiąc,
czułam się jeszcze bardziej zażenowana niż przed chwilą, gdy
całował mnie ojciec, ale nie chciałam, żeby teściowa poczuła
się odepchnięta, więc odpowiedziałam na jej pocałunek,
najpierw jedynie grzecznościowo, ale szybko mnie to
wciągnęło. Nie opierałam się, gdy przyparła mnie kroczem do
ściany i całowała, ocierając się o moje udo. Nigdy bym nie
pomyślała, że Ogr ma taką matkę. Ogr też się zdziwił, kiedy
wszedł do kuchni.
- Matko Boska, co wy tu wyprawiacie! Baśka, czy dla
ciebie nie istnieją żadne świętości? Chociaż moją starą matkę
zostaw w spokoju!
Mama odskoczyła ode mnie jak oparzona.
- Przepraszam, synku, to ja nie mogłam się opanować.
Masz taką cudowną żonę.
Ogr kazał nam natychmiast iść do salonu.
- Baśka, wezmiesz mnie do telewizji? - zapytał ojciec. -
Chciałbym zobaczyć swoje prącie na telebimie.
- Niestety, tato, nie mogę, bo tam jest limit wieku. Ale
zapraszam na badanie osobowości do Kliniki Prącia, jeśli
mama się zgodzi.
- Nie mam nic przeciw temu, jeśli i ja będę mogła być
przy badaniu. - Mama spoglądała zalotnie to na mnie, to na
męża. - Chcę się w końcu dowiedzieć, za kogo wyszłam. A
może już teraz mogłabyś go przebadać? Oczywiście uiścimy
za wizytę.
- Teraz zapraszam do stołu - starałam się rozładować
sytuację, widząc, że Ogr ma już dosyć. Bałam się, że wyrzuci
z domu własnych rodziców.
- Baśka nie będzie więcej zajmować się tymi
idiotycznymi badaniami - obwieścił przez zaciśnięte zęby.
- Co ty mówisz! Dlaczego? - zaczęli wykrzykiwać
teściowie. - Dzięki niej nasz kraj stał się pogodniejszy, dzieci
przychodzą na świat, a i my doczekaliśmy się odrobiny
przyjemności na starość!
- To jest moja żona i nie będzie więcej popisywać się w
telewizji! Ani przyjmować w tej idiotycznej klinice!
- Zwariowałeś! - ojciec próbował wybić Ogrowi z głowy
te głupie pomysły. - To tak jakbyś chciał trzymać w domu
dobra narodowe! Na przykład Bitwę pod Grunwaldem". Albo
ołtarz Wita Stwosza. Albo Dodę Elektrodę, która w końcu
przekonała do siebie wszystkich poza panem Kubą
Wojewódzkim, z czego musiał się gęsto tłumaczyć we
własnym programie, i zdobyła Bursztynowego Słowika, nim
przechwycił go ksiądz Janicki! Show must go on! - ojciec był
już nieco wstawiony i porwał mnie do tańca, śpiewając na
melodię Jolka, Jolka, pamiętasz". Szło jakoś tak:
Baśka, Baśka, królowo ty z moich snów,
W telewizji widziałem cię,
Obudziłaś me prącie do życia znów,
Choć myślałem, że skończyło się.
Teść śpiewał, tańczył, przytulał mnie, tarł prąciem o moje
udo, czułam je wyraznie, moje dłonie rwały się do badania, ale
musiałam je trzymać na wodzy, Ogr bowiem patrzył mi na
ręce, jakby domyślał się, że znając prącie ojca, rozwiążę
zagadkę syna. Byłam pewna, że w spodniach ojca tkwi
tajemnica poślubnej przemiany Ogra, której w jego prąciu nie
umiałam dostrzec, bo najciemniej, jak wiadomo, jest pod
latarnią oraz wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi miłość. Nie
mogąc posłużyć się ręką, wyostrzyłam zmysły na moim udzie
i kiedy teść otarł się o nie znowu, wszystko stało się jasne.
Zaśmiałam się triumfalnie, choć w gruncie rzeczy nie było mi
do śmiechu. Obydwa prącia były bardzo podobne do siebie,
jednak lekkie przegięcie żołędzi, do którego u Ogra nie
przywiązywałam wagi, u jego ojca od razu rzuciło mi się w
oczy, a właściwie wyczułam je udem. Stary Ogra też był
ekstrawertykiem i optymistą, ale nachylenie główki w
kierunku brzucha, a więc w kierunku samego siebie,
wskazywało wyraznie na silne poczucie własności, potrzebę
dominacji, chęć zawładnięcia partnerką. Przecież Ogr też miał
ten charakterystyczny przechył do wewnątrz, jakby chciał
zagarnąć wszystko, co nadzieje na prącie, co odczuwałam na
własnej skórze! Od dawna wiedziałam, że Ogr jest nie tylko
pogodnym, pewnym siebie ekstrawertykiem i stabilnym
emocjonalnie, wrażliwym optymistą. Wiedziałam, że jest
także dobrym, poczciwym Ogrem, do którego miło się
przytulić, ale po ślubie okazało się, że jest także specjalistą od
tego, jak ma być w naszym małżeństwie, a ja miałam się tylko
dostosować! Zagięcie prącia sprawiło, że traktował mnie jak
swoją własność. Odkąd byłam jego żoną, chciał decydować o
moim życiu i wszystko wiedział lepiej. Nie zdążyłam
rozerwać szat nad tym odkryciem, bo nagle uświadomiłam
sobie, że ten charakterystyczny przechył główki do wewnątrz,
to filuterne zerkanie jednym oczkiem w oczy właściciela, nie
jest wyłącznie właściwością Ogra i jego ojca, ale większości
prąci, co widać wyraznie, jeśli kierować się czuciem, które
wnika w istotę rzeczy, a nie już dawno skompromitowanym
okiem, którym bez sensu posługiwałam się do tej pory. A więc
to tak! Tyle prąci miałam w swoich rękach, a nie widziałam
tego, co najważniejsze. Mężczyzni ciągle chcą nas sobie
podporządkować, zamiast zobaczyć w nas równoprawne
istoty. Nawet jeśli tego nie mówią, uważają nas za swoją
własność, jakbyśmy powstały z ich żebra. Partnerstwo? Tak,
ale na ich warunkach.
Oni wiedzą lepiej, czego my chcemy i do czego jesteśmy
stworzone. I co mamy robić, żeby im było wygodnie. Czułam
się jak Marks i Engels w jednym, a właściwie w jednej.
Odkryłam, że te wszystkie czarownice, sufrażystki, kurwy,
feministki i ladacznice to kobiety, które chciały się wyrwać
spod męskiej dominacji i dlatego zostały napiętnowane!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]