[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Od nas wyjechał parę minut po ósmej. Coś go musiało po drodze zatrzymać. To właśnie
cały Ben. Nigdy nie wiedziałam, gdzie jest, ani kiedy wróci...
Tak, cały Ben. Dziękuję, Claire. Przepraszam, że zawracałam ci głowę. Maggie nie
miała najmniejszej ochoty wdawać się z Claire w konwersację o przywarach Bena.
Emma mówiła, że poświęciłaś im wiele czasu w ten weekend. Claire najwyrazniej
jeszcze nie skończyła i chciała się dowiedzieć czegoś ponad to, co zdążyła wyciągnąć od
szykującej się do szkoły córki.
Tak, wspaniale się bawiliśmy odparła Maggie. Ale muszę już kończyć, Claire. Mam
pacjentów.
Przyjęła jeszcze dwie osoby i miała właśnie połączyć się ponownie z rejestracją, by
zapytać, czy Ben już dotarł, kiedy zadzwonił telefon. To była Fiona.
Masz u siebie pacjenta, Maggie?
Nie. W tej chwili jestem sama.
Dzwonili właśnie z policji.
Z policji... ? Maggie serce podeszło do gardła.
Normalnie taka informacja nie zrobiłaby na niej większego wrażenia. Lokalna policja ze
zrozumiałych względów była w stałym kontakcie z lekarzami z przychodni.
Czego chcieli? spytała.
Powiedzieli, że dostali zgłoszenie od jakiegoś obywatela, że samochód Bena stoi na
poboczu nadbrzeżnej szosy, na klifach. Bena nie ma podobno w pobliżu i samochód wygląda
na porzucony. Obiecali, że będą nas informować na bieżąco... Jesteś tam, Maggie?
Jestem, jestem. Gdzie miałabym być.
Na pewno istnieje jakieś racjonalne wytłumaczenie. Mówią, że nie ma powodu do
niepokoju.
Nie ma powodu do niepokoju. Maggie odłożyła słuchawkę. Serce waliło jej jak młotem.
Gdzie Ben? Dlaczego jego wóz stoi porzucony przy szosie? Co się z nim stało? Na tym
odcinku drogi często dochodziło do groznych wypadków, zdarzały się też samobójstwa... Nie,
Ben by czegoś takiego nie zrobił. To do niego niepodobne...
Odniosła wrażenie, że zimna obręcz ściska jej serce. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby
Benowi coś się stało. Od śmierci Davida był dla niej opoką, oparciem, a on sam? Co
właściwie wiedziała o stanie jego psychiki w ciągu ostatnich kilku lat? Wiedziała tylko, że
bezpośrednio po rozpadzie małżeństwa był zdruzgotany, ale potem jakby się pogodził z
losem, a przynajmniej usiłował robić takie wrażenie.
A jeśli się nie pogodził? Jeśli popadł w depresję, lecz tak się z tym krył, że nikt z nich
niczego nie zauważył?
Ale jeśli nawet, to dlaczego teraz? Podczas weekendu wyglądał na takiego szczęśliwego.
Nawet... O, Boże! Maggie poderwała dłoń do ust, przypominając sobie, co zaszło między
nimi na plaży. To mogła być kropla, która przepełniła czarę? Czyżby aż tak przejął się tym, że
go odtrąciła?
Ze stłumionym okrzykiem poderwała się z fotela i podbiegła do drzwi. Nie będzie
siedzieć z założonymi rękami i biernie czekać na rozwój wypadków. Musi coś zrobić. Nie
wiedziała jeszcze co, ale Ben ma być może kłopoty i potrzebuje pomocy.
Na korytarzu nie było nikogo. Zbiegła po schodach do rejestracji. Jak w każdy
poniedziałek, kłębił się tam tłum pacjentów, ale Maggie nie zwracała na nich uwagi, nie
słyszała też Jackie, która coś do niej wołała. Musiała jak najszybciej znalezć się na tym
odcinku nadbrzeżnej szosy, na którym widziano porzucony samochód Bena.
Pchnęła podwójne drzwi głównego wejścia i zderzyła się z mężczyzną, który wchodził
akurat do budynku. Była tak zaaferowana, że nie spojrzała nawet kto to.
Przepraszam! bąknęła.
Mężczyzna przytrzymał ją za ramiona i dopiero wtedy dotarło do niej, kogo widzi.
Ben?! Gapiła się na niego półprzytomnie.
Co jest, Maggie? spytał z uśmiechem. Pali się?
Co jest... ? Potrząsnęła głową i nagle zalała ją fala złości. Irracjonalnej złości na siebie
samą i swoją nieprofesjonalną reakcję na zaistniałą sytuację.
Gdzie byłeś? krzyknęła i ku swemu przerażeniu uświadomiła sobie, że bębni obiema
pięściami w jego tors.
Hej, o co chodzi? Odsunął ją od siebie na długość wyciągniętych ramion.
Myślałam, że coś ci się stało! wyrzuciła z siebie i łzy popłynęły jej po policzkach.
Myślałam, że nie żyjesz!
%7łe nie żyję? Ben zrobił wielkie oczy. Co ci przyszło do głowy?
Nie było cię i nie było... potem zadzwonili z policji. Powiedzieli... że twój samochód
stoi na klifach, a ciebie nigdzie ani śladu. Zdawała sobie sprawę, że w jej głosie
pobrzmiewa nutka histerii, ale nie miała nad nim kontroli.
Wszystko się zgadza odparł beztrosko Ben. Ratowałem psa Percy ego Northa.
Ratowałeś psa? Maggie gapiła się na niego i nie mogła się zdecydować, czy
roześmiać się, czy rozpłakać.
Coś ty taka roztrzęsiona? Ben pochylił głowę i próbował zajrzeć jej w oczy.
Wejdzmy do środka. Zerknął ponad jej ramieniem na ludzi przyglądających się im ciekawie
z zatłoczonej rejestracji. Albo nie. Wejdziemy od tyłu.
Otoczył ją ramieniem i obeszli budynek. Dotarli do jej gabinetu, nikogo po drodze nie
spotykając. Maggie, z walącym wciąż sercem, opadła na swój fotel. Ben przysiadł na
krawędzi biurka i patrzył na nią z zaniepokojeniem.
Powiesz mi wreszcie, co to wszystko miało znaczyć? zapytał w końcu.
To chyba ja ciebie powinnam o to zapytać!
Doceniam twoją troskę, naprawdę doceniam, ale jak mówiłem, pomagałem tylko
Percy emu ratować Nippera, jego psa...
Widziałeś się z policją? przerwała mu.
Nie, a powinienem?
To chyba logiczne, że zawiadomiwszy nas, że twój samochód stoi porzucony na klifach,
pojechali tam sprawdzić, co się stało?
Kiedy stamtąd ruszałem, jeszcze nie dojechali. Może powinienem do nich zadzwonić z
informacją, że się znalazłem i nie muszą już wysyłać ekipy. Ben zachichotał, ale zanim
zdążył wprowadzić swój zamiar w czyn, zadzwonił telefon na biurku Maggie.
Podniosła słuchawkę. To była Fiona.
Mam policję na linii, Maggie.
Ben jest u mnie, Fiono.
Tak podejrzewałam... Dziewczyny widziały, jak wchodzicie na górę. Policja chce z nim
rozmawiać.
Bez słowa przekazała słuchawkę Benowi. Ten wstał i podszedł do okna. Słyszała, jak
zapewnia policję, że jest cały i zdrowy i dziękuje im za troskę.
Odłożył w końcu słuchawkę i zerknął na zegarek.
Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że już ta godzina mruknął, przenosząc wzrok
na Maggie. Przepraszam. Bardzo cię przepraszam. Powinienem był zadzwonić i
powiedzieć, gdzie jestem i co się stało.
A tak właściwie, to co się stało? spytała.
Wysadziłem dzieci pod szkołą i wracając szosą, zobaczyłem Percy ego Northa. Miotał
się tam i z powrotem przy samej krawędzi klifu i wymachiwał gorączkowo rękami.
Zatrzymałem wóz i pobiegłem. Powiedział mi, że spacerował z Nipperem. Nagle Nipper
rzucił się w pogoń za królikiem i znikł mu z oczu za krawędzią urwiska. Percy słyszał
skamlenie psa, ale jego samego nie widział. Podeszliśmy tam we dwójkę, żeby jeszcze raz
rzucić okiem, i okazało się, że Nipper utknął w gęstych krzakach na skalnej półce. Gdyby nie
one, spadłby na sam dół. Uznałem, że jeśli zachowam ostrożność, to dam radę tam zejść i
wytaszczyć go na górę.
Nie przyszło ci do głowy, żeby wezwać straż przybrzeżną? spytała Maggie.
Jakoś nie przyznał z zażenowaniem. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i
Nipper jest już ze swoim panem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]