[ Pobierz całość w formacie PDF ]

proszę o zbyt wiele?
- Ależ nie, skądże. Kiedy chciałby się pan spotkać? Obawiam się, że większą
część popołudnia mam już zajętą.
- To może teraz? Zrezygnuję z lunchu.
- Cóż za poświęcenie. Nie mogłabym odmówić. Mój pokój znajduje się w skrzydle
administracyjnym na parterze.
- Och! To znaczy, że mógłbym się natknąć na pana Kelleya.
- Wątpię. Mamy gości, grube ryby z AmeriCare. Szef będzie zajęty przez cały
dzień.
- W takim razie już jadę - odparł Jack i odłożył słuchawkę.
Wyszedł z budynku frontowym wyjściem na Pierwszą Avenue. Był obserwowany przez
Slama, który opierał się niedbale o ścianę sąsiedniego budynku, jednak Jack
był zbyt zaaferowany, by zwrócić na to uwagę. Zatrzymał taksówkę i wsiadł do
niej. W ostatniej chwili zauważył Slama, który zrobił dokładnie to samo.
BJ widział doktora tylko raz, w czasie piątkowej wizyty, i nie był pewien, czy
rozpozna go na ulicy, ale gdy tylko Jack pojawił się w drzwiach budynku
medycyny sądowej, BJ wiedział, że to on.
Czekając na ofiarę, starał się odkryć, kto pilnuje doktora. Przez dobrą chwilę
przyglądał się jakiemuś muskularnemu gościowi sprzedającemu losy na loterię na
rogu Pierwszej Avenue i Trzydziestej Ulicy. Facet palił papierosa i od czasu
do czasu spoglądał na budynek medycyny sądowej. BJ pomyślał, że to jego druga
ofiara, gdy nagle mężczyzna odszedł. BJ zdziwił się, kiedy zauważył, jak Slam
wyprostował się gwałtownie na widok Jacka.
- Przecież to jakiś cholerny dzieciuch - wyszeptał BJ pod nosem. Był
zdegustowany. Spodziewał się bardziej odpowiedniego przeciwnika.
Złapał za kolbę pistoletu, który trzymał w kaburze pod workowatą bluzą. W tej
samej chwili Jack, a po nim Slam, zatrzymali taksówki i wsiedli do nich. Dał
spokój broni, wskoczył na ulicę i także złapał taksówkę.
- Na północ - rzucił kierowcy. - No, ruszaj, człowieku.
Taksówkarz, Pakistańczyk z pochodzenia, rzucił pytające spojrzenie w stronę
pasażera, ale natychmiast odwrócił głowę i zrobił, co mu kazano. BJ miał na
oku taksówkę Slama. Nie było to trudne, gdyż miała stłuczone tylne światło.
Jack wyskoczył z auta i zniknął w hallu szpitala. Zaprzestano używać masek,
kiedy uznano, że meningokoki nie stanowią już zagrożenia. Jack nie mógł więc
ukryć twarzy. Obawiając się rozpoznania, starał się spędzić jak najmniej czasu
w powszechnie dostępnej części szpitala.
Przeszedł pospiesznie do części administracyjnej, mając nadzieję, że Kathy nie
myliła się co do Kelleya. Odgłosy szpitalne zamarły, gdy drzwi za nim zamknęły
się. Stał na korytarzu wyłożonym miękką wykładziną dywanową. Szczęśliwie jak
dotąd nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Wszedł do pierwszego pokoju, na który trafił, i zapytał o pokój Kathy McBane.
Skierowano go do trzeciego pokoju po prawej stronie korytarza. Nie tracąc
czasu, podszedł do wskazanych drzwi i wszedł do środka.
- Cześć - powiedział, wchodząc i zamykając za sobą drzwi. - Mam nadzieję, że
nie gniewa się pani za to, że tak wtargnąłem. Wiem, że to niegrzeczne, ale jak
już wspominałem, parę osób ze szpitala nie przepada za mną i nie chciałbym ich
spotkać.
- Nie gniewam się, jeśli poprawi to panu samopoczucie. Proszę, niech pan
siada.
Usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Pokój był mały. Mieścił ledwie biurko, dwa
krzesła i szafę na dokumenty. Na ścianie wisiały liczne dyplomy i świadectwa
potwierdzające imponujący dorobek zawodowy Kathy. Wystrój był spartański, ale
funkcjonalny. Całość dopełniały stojące na biurku fotografie rodzinne.
Kathy, podobnie jak za pierwszym razem, okazała się chętna do rozmowy i
przyjaznie nastawiona. Miała okrągłą buzię o delikatnych rysach. Często się
uśmiechała.
Jack przeszedł od razu do sedna:
- Bardzo zaniepokoił mnie przypadek pogrypowego zapalenia płuc. Jak zareagował
Komitet Kontroli Chorób Zakaznych?
- Jeszcze nie spotkaliśmy się w tej sprawie. Zresztą pacjent zeszłej nocy
zmarł.
- A rozmawiała pani o tym z którymś z członków komitetu?
- Nie. Dlaczego to pana tak niepokoi? Mamy wiele przypadków grypy w sezonie.
Szczerze powiedziawszy, ten przypadek nie zaniepokoił mnie nawet w
przybliżeniu tak jak poprzednie, szczególnie infekcje wywołane meningokokami.
- Niepokoi mnie z powodu pewnej prawidłowości. Tak jak poprzednie choroby,
również i to zapalenie płuc miało piorunujący przebieg. Problem w tym, że
prawdopodobieństwo zarażenia się grypą jest znacznie wyższe. Nie jest
potrzebny nosiciel. Roznosi się drogą kropelkową, od człowieka do człowieka.
- Rozumiem, ale jak już powiedziałam, z grypą mamy do czynienia przez całą
zimę.
- A z pogrypowym zapalenie płuc?
- No cóż, nie, z tym nie - przyznała Kathy.
- Rano sprawdziłem, że w szpitalu nie było żadnego podobnego przypadku oprócz
tego z nocy. Czy teraz coś się w tej kwestii zmieniło?
- W każdym razie ja nic o tym nie wiem.
- Może pani sprawdzić?
Kathy odwróciła się do komputera i wywołała odpowiednią informację. Komputer
potwierdził, że nie odnotowano kolejnych zachorowań na pogrypowe zapalenie
płuc.
- Dobrze. Spróbujmy zrobić coś jeszcze. Pacjent nazywał się Kevin Carpenter.
Gdzie znajdował się jego pokój?
- Leżał na oddziale ortopedycznym.
- Pierwsze symptomy pojawiły się o osiemnastej. Sprawdzmy, czy któraś z
pielęgniarek z popołudniowej zmiany nie zachorowała.
Kathy zawahała się przez moment, ale ponownie odwróciła się w stronę
komputera. Wyświetlenie listy nazwisk z numerami telefonów zabrało kilka
minut.
- Chce pan, abym teraz do nich zadzwoniła? Mają jeszcze kilka godzin do
rozpoczęcia swojej zmiany.
- Jeśli byłoby to możliwe - poprosił Jack.
Kathy zaczęła więc wydzwaniać po pielęgniarkach. Już druga z kolei, Kim
Spensor, przyznała, że jest chora. Właśnie miała zamiar zawiadomić szpital o
chorobie. Przyznała, że objawy są typowe dla grypy, z temperaturą ponad 40
stopni.
- Czy mógłbym z nią porozmawiać?
Kathy zapytała Kim, czy zechciałaby porozmawiać z lekarzem, który właśnie jest
u niej w gabinecie. Kim najwidoczniej zgodziła się, gdyż Kathy wręczyła
słuchawkę Jackowi.
Przedstawił się, lecz nie przyznał się, że jest patologiem sądowym. Wyraził
współczucie z powodu choroby, a następnie zapytał o objawy.
- Zaczęło się niespodziewanie. W jednej chwili byłam zdrowa, a w następnej
poczułam przejmujący ból głowy i dreszcze. Zaczęły mnie boleć mięśnie,
szczególnie w dole pleców. Chorowałam już na grypę, ale nigdy nie czułam się
tak zle jak tym razem.
- Kaszel? - zapytał Jack.
- Lekki, ale mam wrażenie, że będzie narastał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl