[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Si! Si! - mówili tamci.
Pokazał im miejsce, do którego zamierzał się dostać.
53
- Madre de Dios! Las Maristinas? - jęknęła pani, która najwyrazniej miała zwyczaj jęczeć
przy lada okazji.
Wtedy grand powiedział coś, co Vetle tłumaczył sobie jako  studiować ptaki . Kiwał więc
głową i powtarzał w odpowiedzi: - Si, si! - Właśnie się tego słówka od nich nauczył. Na
wszelki wypadek jednak starał się mieszanym norwesko-francuskim z wydatną pomocą rąk
wytłumaczyć im, że ma tam kogoś odwiedzić. Zdawało mu się bowiem, że ptaki jako powód
dla takiej podróży to nie brzmi zbyt poważnie.  Mon pere (mój ojciec), wykrztusił łamiącym
się głosem, gdy dopytywali się a jakieś szczegóły. I prosił w duszy ojca Christoffera, by
wybaczył to małe kłamstwo.
Grand zwrócił się do małżonki:
- W takim razie jedziemy da Barcelony. I tak muszę zawrócić do wioski, którą dopiero co
minęliśmy, żeby oddać policji tego łobuza. Chłopiec może chyba pojechać z nami?
- Oczywiście! - zawołały panie chórem.
Udało im się nawet wytłumaczyć to Vetlemu. A kiedy pokazały na mapie, dokąd oni sami się
udają, Vetle poczuł, że przepełnia go szczęście. Kordoba! To znaczy, że przejedzie z nimi
prawie całą Hiszpanię, niemal do samego celu!
Po samochodzie, po ubraniach wszystkich państwa i po ich manierach Poznawał, że to
ludzie bardzo bogaci i wytworni. Jakie szczęście ma ten Vetle! Niebywałe szczęście!
Kiedy oddali przestępcę w ręce policji i kiedy już wsiedli do samochodu, grand rzekł z
triumfem:
- No, to teraz widzicie! Ja to czułem! Gdybym się nie upierał, że powinniśmy jechać przez
Pireneje, to teraz ten bandyta już by uciekł z pieniędzmi, a chłopiec leżałby martwy na
drodze.
Ktoś tuż obok Vetlego powściągnął uśmiech, lecz podróżni w samochodzie tego nie widzieli.
Pomocnicy Vetlego nie mogli interweniować, ale byli przy nim.
Monstrum uniosło się w górę.
Szukało tego, kto je wzywał.
Nikogo jednak w pobliżu nie widziało.
 Mój niewolniku! wołał jakiś nieprzyjemny głos, dokładnie taki sam jak ten, który kiedyś
wzywał Tamlina, Demona Nocy.  Mój niewolniku! Słuchaj i rób, co ci nakażę! 
Monstrum stało przez chwilę, chwiejąc się lekko, i nasłuchiwało.
54
Znowu głos, powolny, ostry, szepczący głos, a właściwie tylko echo w głowie słuchającego.
 Słuchaj mnie, ty nędzny robaku!
Ale to, do czego przemawiał Tengel Zły, w żadnym razie nie przypominało robaka.
 Pewien chłopiec jest w drodze do tego samego miejsca co ty. Może tam dotrzeć jako
pierwszy, bo ma pomocników. Musisz go powstrzymać, unicestwić go, zanim dojdzie za
daleko. Zrozumiałeś?
Monstrum wysłało w odpowiedzi sygnał informujący, że pojmuje. Wspaniały rozkaz. Dużo
bardziej interesujący niż szukanie jakichś papierów i pilnowanie, żeby nikt nie odegrał
zapisanych na nich nut.
Ale to także musi zostać wykonane.
Pózniej.
55
ROZDZIAA V
Vetle leżał na łóżku w tawernie, gdzie zatrzymali się na nocleg.
Rzucał się niespokojnie. Jakiś nieprzyjemny sen budził w nim niepokój.
Poza tym jednak wszystko powinno układać się dobrze, teraz nie było żadnych problemów,
które by go martwiły. 2robił bardzo sympatyczne wrażenie na hrabiowskiej rodzinie i bardzo
ich wszystkich bawiło uczenie go hiszpańskiego. Vetle był zdolnym chłopcem i uczył się
łatwo. Córka granda po prostu go ubóstwiała. Duży, prawie dorosły chłopak, czegóż mogła
więcej chcieć dziewięcioletnia dziewczynka?
Sen Vetlego znowu powrócił. Trudno powiedzieć, który to już raz.
Ktoś do niego przemawiał w nieskończonej, zdawało się, przestrzeni.
 Monstrum nadchodzi! wołał ktoś żałośnie.  Ono nadchodzi, Vetle. Bądz czujny! Monstrum
nadchodzi a my nie możemy ci pomóc .
 Dlaczego? chciał zapytać. Ale odpowiedz tonęła w rozproszonych, jękliwych dzwiękach,
rozpływała się.
Tylko tamte słowa pamiętał, kiedy się obudził. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl