[ Pobierz całość w formacie PDF ]

S
R
- Zupełnie nie potrafię sobie wyobrazić, jak to miejsce wygląda w zimie.
- Zabieraj się do jedzenia. - Vito otworzył koszyk z wiktuałami.
- Mimo wszystko powinniśmy jak najszybciej wracać do miasta - upierała się
Lily. - Twój dziadek został tam zupełnie sam.
- Znajomi go czasami odwiedzają - pocieszył ją Vito. - Zanim cię poznał, też
nie żył w izolacji.
- Wiem. - Lily zaniepokoiła się ostrą nutą w jego głosie. - Ale zdawało mi się,
że lubisz, kiedy dotrzymuję towarzystwa Giovanniemu.
- A ja myślałem, że dobrze ci ze mną w górach. No, ale jeśli koniecznie
chcesz wracać, to dziś wieczorem lecimy do Wenecji.
- Dlaczego ty zawsze tak stawiasz sprawę: wszystko albo nic?
Nie ukrywała, że zrobił jej przykrość. Cieszyła się, że jest silny, że szybko
podejmuje decyzje, ale wolałaby, żeby choć czasami widział świat w kolorach, a
nie tylko w czerni i bieli.
- Nie wiem, o co ci chodzi. - Podał jej talerz z kanapkami, które jeszcze przed
chwilą wyglądały bardzo smakowicie, lecz teraz straciły swój poprzedni powab.
- Chodzi mi o to, że jest mi tu bardzo dobrze - tłumaczyła Lily. - Jeszcze nig-
dy nie byłam taka szczęśliwa. I wcale nie chcę wracać do Wenecji. Tylko nie mogę
zapomnieć o Giovannim. Czy to takie straszne przestępstwo?
- Przecież on ma wokół siebie ludzi - odparł Vito, zapatrzony w rysujące się
w oddali szczyty gór. - Przez całą dobę zawsze ktoś nad nim czuwa.
Nie miał pojęcia, czemu go ta rozmowa rozdrażniła. Kochał dziadka i
wszystko mu zawdzięczał, ale nie miał pojęcia, czy starszemu panu rzeczywiście
zależy na spotkaniach z Lily. A może naprawdę za nią tęsknił? Tymczasem on,
podły egoista, chciał ją mieć wyłącznie dla siebie.
Nie ma co, trzeba wracać do miasta, postanowił.
- Pokochałam twojego dziadka - odezwała się Lily. - Zaakceptował mnie od
pierwszej chwili, chociaż wcale mnie nie znał.
S
R
- Bo nie wie, co zrobiłaś. - Tym razem musiał się starać, żeby nie wybuchnąć.
Nie mógł odżałować, że Lily przypomniała mu o swej podłej zdradzie. - Ja znam
prawdę, choć staram się nie poruszać tematu.
- Nasz syn nie będzie pamiętał swego pradziadka - mówiła Lily, jakby uwaga
Vito nie dotarła do jej świadomości. - Giovanni chce, żeby znał historię swej ro-
dziny, żeby wiedział, skąd pochodzi i gdzie jest jego miejsce.
Vito wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Nie rozumiał, czemu Lily w
kółko powtarza to samo, po co ciągle mu przypomina o popełnionej zdradzie.
- Ja właściwie nie mam żadnych korzeni - mówiła zamyślona. - Ojciec nie
chciał mnie nawet zobaczyć, a mama zupełnie sobie nie radziła. Dlatego zrobię
wszystko, by nasz syn wiedział, że jest oczekiwany i bardzo, bardzo kochany. %7łeby
miał swoje własne miejsce na świecie.
Vito zacisnął zęby. Bał się, że starci panowanie nad sobą, więc wolał się nie
odzywać.
Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że porusza się po grząskim terenie, pomyślał.
- Dziadek jest bardzo stary - odezwał się w końcu. Mówił powoli, żeby nie
stracić kontroli nad słowami. - Nie sądzę, żeby ci tak bardzo przypadł do gustu,
kiedy był młody i ciągle w pełni sił. To wspaniały człowiek, ale straszny satrapa.
Zawsze musiał postawić na swoim.
- I nadal taki jest - Lily się uśmiechnęła. - To u was rodzinne.
- Dziadek jest stary i bardzo schorowany - powtórzył Vito. - Wie, że zostało
mu niewiele czasu, więc wszystkie swoje myśli skupił na jednym celu. Chce do-
czekać narodzin prawnuka.
- Mam nadzieję, że zdąży go jeszcze zobaczyć. - Lily wreszcie popatrzyła na
Vita.
- Zdaje mu się, że będzie miał prawnuka - poprawił ją Vito. - Nie zapominaj,
że zgodziłem się uznać to dziecko za swoje tylko po to, żeby sprawić przyjemność
dziadkowi. Co nie znaczy, że o wszystkim zapomniałem.
S
R
- Ja też nie zapomniałam. - Lily spuściła głowę.
- Udajemy, że dziecko jest moje. Robimy to dla dziadka. Kropka.
- Posłuchaj. Zgodziłam się na twoje warunki, nie wspominałam prawdy, któ-
rej ty nie chcesz przyjąć do wiadomości, bo uznałam, że kłótnie do niczego dobre-
go nie doprowadzą. Ale zdawało mi się, że ostatnio coś się między nami zmieniło,
że nabrałeś do mnie zaufania. Tym bardziej nie rozumiem, czemu nadal zarzucasz
mi zdradę, której nigdy nie popełniłam.
Vito z trudem panował nad sobą.
- To nie jest moje dziecko - powtórzył, starannie wypowiadając każde słowo.
- A jestem tego pewien, ponieważ nie mogę mieć dzieci.
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Lily była wstrząśnięta. Widziała zaciśnięte pięści Vita, mocno zwarte szczęki,
pulsujące mięśnie na twarzy. Niemal fizycznie czuła, jak on bardzo się wstydzi
swej niemocy i jak strasznie upokorzyło go to wyznanie. To nic, że dziecko było
jego, że ona o tym wiedziała najlepiej. Vito wierzył w swoją tragiczną niemoc.
- Nieprawda - odezwała się, gdy doszła do siebie. - Jesteś ojcem mojego
dziecka.
- Na litość boską! - Vito zerwał się na równe nogi. - Skończmy wreszcie tę
farsę!
Lily nadal mu się przyglądała. Siedziała na kocu, a Vito stał nad nią wściekły
i zrozpaczony zarazem.
- Nie mogę niczego skończyć - powiedziała. - Zwłaszcza że to nie farsa. To
prawda. Dlaczego uważasz, że nie możesz mieć dzieci? - zapytała. - Robiłeś jakieś
badania?
Vito odwrócił się do niej plecami. Patrzył na połyskujące w dolinie jezioro,
ale z pewnością niczego nie widział. Zbyt był pochłonięty własnymi myślami, za
bardzo przeżywał swoje upokorzenie.
- Capricia długo nie zachodziła w ciążę - odezwał się w końcu. Tym razem w
jego głosie nie było gniewu, tylko zupełna szczerość. - W końcu zgłosiliśmy się na
badania. To ja nie mogłem mieć dzieci, nie ona.
- To jakaś pomyłka. - Lily wzruszyła ramionami.
- Nie było żadnej pomyłki - powiedział, a potem wyjął z kieszeni telefon,
włączył go i nacisnął jeden klawisz. Dzwonił do swego asystenta.
Nie patrząc już więcej na Lily, odszedł kawałek, żeby nie słyszała rozmowy.
Zresztą nawet gdyby mogła coś usłyszeć i tak niczego by nie zrozumiała. Nie mo-
gła dojść do siebie po tym, czego się przed chwilą dowiedziała.
Nagle wszystko, co między nimi zaszło, nabrało sensu. Vito uznał, że Lily go
S
R
zdradziła, ponieważ święcie wierzył, że nie może mieć dzieci. Dla niego to było lo-
giczne i proste. Wyjaśniało, czemu był na nią wściekły. Tłumaczyło go, ale nie
usprawiedliwiało.
Gdyby wtedy, w marcu, powiedział jej, o co chodzi, może udałoby się go
przekonać, żeby ponownie poddał się badaniom. Może za pierwszym razem pomy-
lono próbki? A może po prostu z czasem coś się w jego organizmie zmieniło?
Lily nie była ekspertem od płodności, ale była w ciąży i wiedziała, że nikt
prócz Vita nie może być ojcem jej dziecka.
Potrafiła zrozumieć, jak upokarzająca była dla niego ta sytuacja, ale czemu
nie zdecydował się jej zaufać? Upokorzył ją, oskarżył o zdradę, choć nigdy nie dała
najmniejszego powodu, żeby mógł tak uważać, a na koniec nakłonił ją do małżeń-
stwa, które - o czym tylko on wiedział - miało trwać tak długo, jak długo będzie żył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl