[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łem go, czemu ruiny wszystkich anielskich mieszkań wyglądają tak samo: stałe
miejsce na kuchnię, wyłożony kamieniem pokój do kąpieli. Czy żadnemu z anio-
łów nie przyszło do głowy, że można inaczej rozplanować wnętrze? A Teeplee na
to, że skoro jestem zdziwiony, muszę powędrować tak daleko jak on i popatrzeć
na osiedla ciągnące się, wedle jego określenia, jak okiem sięgnąć. Wszędzie by-
ło identycznie, bo tak chcieli aniołowie. Gdy przemierzali tysiące mil z jednego
wybrzeża na drugie, wciąż trafiali do takich pomieszczeń, jakie niedawno opuści-
li. Teeplee oznajmił, że niektórzy jak ślimaki ciągnęli ze sobą w podróż własny
pokój z obawy, że mieszkania w odległych krainach nie spełnią ich oczekiwań.
Zachęcał mnie, żebym wyobraził sobie, jak przemierzają wielkie odległości, któ-
rych nie pokonałby dzisiaj nawet człowiek posiadający wiele żywotów, i wszędzie
znajdują identyczne osiedla, bo takie jest ich życzenie.
Nie jestem pewny, czy to wszystko prawda. Może jest inne wyjaśnienie. A jeśli
prawo regulowało te sprawy?
Pewnego zimowego dnia, gdy wszystko było oszronione, dotarliśmy do ru-
in wielkiego budynku, gdzie rozrzucone bezładnie kamienne bloki pogrążyły się
w gruncie; można by pomyśleć, że ziemia chciała połknąć anielskie wytwory, ale
161
chwyciła zbyt duży kęs Trafiło mi się tam cenne znalezisko: duża skrzynka, pełna
błyszczących nowiutkich śrub.
Nowiusieńkie mruknął Teeplee, drżąc z chłodu i zawiści. W drodze po-
wrotnej nieustannie wypytywał, czy nie zgubiłem skrzynki; sugerował, że nasz
skarb byłby u niego bezpieczniejszy i tak dalej. Gdy wróciliśmy do zatęchłej kry-
jówki, postawiłem skrzynkę na stole między nami. Teeplee zdjął rękawicę i za-
nurzył dłoń w brzęczących metalowych detalach. Wodził opuszkami palców po
gwintach i badał paznokciem głębokość żłobkowania.
Zruby rzucił w zadumie. Wiesz, mały, można wbić gwózdz albo
wiązać sznurkiem, ale to zupełnie inna sprawa. Zruba. . . zacisnął pięść.
Zruba ma w sobie moc. Po chwili dodał z udaną obojętnością: Co chcesz za
tę skrzynkę?
Czy ja wiem? Przydałoby się coś na ręce odparłem. Teeplee pospiesznie
wsunął rękawicę na dłoń.
Jasne. Byle grzało wymamrotał. Uniósł ramiona i pomachał palcami.
Ciekawe, dlaczego na mankietach czarnych rękawic wymalowano gwiazdy. Te
nie dają ciepła.
Mnie się podobają odparłem. Wyglądają na niezniszczalne.
Chcesz mieć rękawiczki powiedział. Dobra. Znajdę ci takie, przy któ-
rych moje wyglądają jak naga skóra. Spojrzał z ukosa. Sam wiesz. Trudno
dobrać parę. Podniósł dłoń, jakby przewidział moje argumenty i nie zamierzał
ich wysłuchiwać. Poszedł do sąsiedniego pokoju, by szukać towaru.
Wrócił, trzymając jakiś przedmiot owinięty w brudną szmatę.
Różne bywają rękawice stwierdził. Odwinął gałgan i położył na stole
srebrzystą rękawiczkę lśniącą jak bryła lodu.
Czy dasz wiarę, aniele, że dopiero na widok tego przedmiotu połyskliwego
cienia ludzkiej dłoni dotarło do mnie, że zapomniałem, jak Zhinsinura użyła
identycznej rękawicy do manipulowania doktor Boots; taką samą musiał stracić
okradziony święty Andy, abym po latach ja się zatracił, ustępując miejsca Bo-
ots? Taka była kolej rzeczy. W chwili, gdy Teeplee rzucił rękawicę na zniszczony
blat stołu, powróciło wspomnienie o tej drugiej. . . Nie, inaczej. Na jej widok po-
wróciła tamta chwila; niczego nie uroniłem; znów byłem zdumiony i przerażony.
Ujrzałem ciasne pomieszczenie, jasną kulę i postument, na którym spoczywała;
ukazała mi się wkładająca rękawiczkę Zhinsinura i usłyszałem znów, że mam za-
mknąć oczy. Zbyt wiele cudów nastąpiło w krótkim czasie; zapomniałem wszyst-
ko.
Widziałem już taką rękawiczkę oznajmiłem, gdy obraz zniknął. . . a ra-
czej zbladł.
Widzieć i mieć to zupełnie inna sprawa odparł Teeplee.
162
Znam opowieść dotyczącą podobnej rękawicy. A może chodzi o tę. Mo-
je życie wkroczyło w fazę. . . a może był to jedynie moment. . . w której wszystkie
wątki się krzyżowały. W głowie mi się mąciło; zupełnie jakbym dostał oczopląsu.
Co ze śrubami? zapytał Teeplee.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]