[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jednak koń, wyczerpawszy swe nikłe pokłady współczucia,
schylił łeb i zaczął skubać trawę.
Po nagłym zniknięciu Sage w kuchni zaległo milczenie.
Pierwszy odezwał się Lucky:
- Co ją napadło?
Harlan zdjął z wieszaka kurtkę i otworzył drzwi.
- Pójdę zobaczyć. - Wybiegł równie pośpiesznie jak Sage.
- Nie chciałam o tym mówić, ale ona rzeczywiście zachowuje się
ostatnio dość oryginalnie - zauważyła Marcie.
- Co ty powiesz?!
Wszyscy obdarzyli Lucky ego nieprzyjaznymi spojrzeniami.
- No, zresztą ona zawsze była dosyć dziwaczna - dodał
łagodniej.
Chase zwrócił się do żony:
- Mówiłaś to wcześniej. Odtąd wyłażę z siebie, żeby być dla niej
miły. Myślisz, że nie udaje mi się?
Marcie wzruszyła ramionami.
- Coś ją dręczy - oznajmiła.
- Też to zauważyłam - dodała Devon. - Ale nie zwierzyła mi się.
- Ani mnie - rzekła Marcie.
- Belcher? - spytał Lucky.
Devon zmarszczyła brwi.
- Nie sądzę. Nigdy nie wierzyłam, że kocha go ponad życie.
Chyba rozpoznałabym objawy takiego uczucia. - Popatrzyła czule na
męża.
- Masz rację, Devon - przytaknęła Marcie. - Ja wiem tylko tyle,
że od przyjazdu na święta ta dziewczyna ani przez chwilę nie jest
sobą.
- Nie jest chyba zazdrosna o Pata? - rzucił Chase. - Bo zabrał jej
mamusię, dla której stał się ważniejszy od córki?...
Przez chwilę rozważali taką możliwość. Wreszcie odezwała się
Marcie:
- Małżeństwo Laurie pogorszyło wprawdzie sprawę, ale nie jest
to chyba zasadnicza przyczyna przeżyć Sage. Dziewczyna jest zbyt
zrównoważona, by ślub matki tak bardzo wytrącił ją z równowagi. -
Zasmucona spojrzała w kierunku drzwi. - Przykro mi to mówić, ale
mam wrażenie, że nie Harlan powinien ją pocieszać.
- Czy sądzisz, że dziwaczne zachowanie Sage ma coś wspólnego
z Harlanem? - zastanowił się Lucky.
- Nie wiem. - Marcie zawahała się. - Ale wyczuwam między
nimi jakąś wrogość. - Prawie natychmiast zaprzeczyła sama sobie: -
Chyba jednak coś wymyślam.
- Wcale nie! - wtrąciła Devon. - Widziałam, jak któregoś dnia
spotkali się na schodach. Próbował ją zagadnąć, a ona minęła go bez
słowa. Wtedy się nad tym nie zastanawiałam, ale teraz, gdy już o tym
mowa, przypominam sobie, że ignorowała go przy wszelkich innych
okazjach.
- Niech to cholera! - mruknął Lucky. - To taki sympatyczny
facet. - Popatrzył na Chase a. - Rozumiesz coś z tego?
- Skądże. Może boli ją, że zatrudniliśmy go w firmie? Wcześniej
było to zastrzeżone dla rodziny. W każdym razie postaram się ją zaraz
znalezć, zanim uda się to Harlanowi.
- Lepiej dla ciebie, jeśli masz powody do takiego zachowania,
Harlan - warknął Lucky.
- Mam. Jeśli ją puszczę, to mnie zabije.
- Zrobię to! - Sage wyrwała się z objęć Boyda i walnęła go
ramieniem w żebra. Chłopak stęknął i zgiął się wpół.
- Ona... ona chyba... - dyszał.
- Tylko nie to! - Sage zamarła. Przeszywała go wzrokiem.
- Sage! Muszę im powiedzieć! - Popatrzył na nią bezradnie. Po
chwili stanął twarzą w twarz z jej braćmi. - Możliwe, że będzie miała
moje dziecko - oświadczył z godnością.
Powiało grozą. Atmosfera przypominała moment oczekiwania
na grzmot po rozświetlającej niebo błyskawicy.
- Ty podły skurwysynu!
Lucky rzucił się na Harlana, który ledwie zdołał odepchnąć
Sage. Pięść młodszego Tylera wylądowała na brzuchu Boyda, który
zgiął się, by za chwilę powrócić po pozycji pionowej pod wpływem
miażdżącego ciosu w podbródek.
- Lucky, nie chcę się z tobą bić. Chcę tylko...
Kolejny cios w bark nie pozwolił dokończyć mu zdania.
Uchylił się i stracił równowagę. Upadł w błoto.
Szybko uniósł głowę i popatrzył na Lucky ego.
Sage skuliła się, widząc szał w jego oczach.
- Niech to diabli, przecież powiedziałem, że nie chcę się z tobą
bić, ale nie dałeś mi wyboru! - Podniósł się i zaatakował Lucky ego.
- Chase! - wykrzyknęła dziewczyna. - Zrób coś!
Chase nie odznaczał się równie porywczym charakterem co
Lucky, dorównywał mu jednak szybkością i siłą. Nigdy nie
wycofywał się z pola walki, zwłaszcza jeżeli chodziło o honor
rodziny.
Choć Sage jeszcze parę minut wcześniej sama groziła
Harlanowi, teraz odetchnęła z ulgą widząc, że Chase nie przyłącza się
do ataku na niego; próbował raczej powstrzymać walczących.
Ale ani Lucky, ani Harlan nie chcieli rozjemcy. Walczyli
zawzięcie. Szybko też zniweczyli pokojowe wysiłki Chase a. Sage nie
zauważyła nawet, który z nich rozkwasił mu nos.
Przez dłuższą chwilę szala zwycięstwa przechylała się na stronę
Lucky ego. Harlan bronił się raczej. Po jakimś czasie jednak sytuacja
zmieniła się na korzyść Boyda, który zaczął atakować. Jeden z ciosów
wylądował na szczęce młodszego Tylera, który odrzucił głowę w tył,
potknął się i padł na maskę wywrotki.
Nawet ze sporej odległości Sage usłyszała trzask pękajęcej kości
jego przedramienia. Lucky znieruchomiał na trwającą wieczność
chwilę, a potem osunął się na ziemię. Z podkurczonym prawym
ramieniem wylądował w błocie.
Sage zawsze sądziła, że rozumie definicję nieszczęścia. Przy
całej jednak dokładności Webstera definicja ta miała spore
niedociągnięcia. Aż do tego wieczoru dziewczyna nie wyobrażała
sobie, co naprawdę oznacza niedola w pełnym tego słowa znaczeniu.
Nieszczęście przenikało do szpiku kości. Jak ciężkie
przeziębienie, sprawiało, że dotknięty nim człowiek kulił się pod
stosem koców, nie mając nadziei, że choć trochę się ogrzeje.
Zmuszało do szczękania zębami i aż do bólu napinało wszystkie
mięśnie.
Sage leżała w ciemności, patrząc tępo przed siebie i usiłując
przeanalizować dziwaczny splot wydarzeń ostatnich kilku godzin.
Gdy tylko przymykała powieki, przed oczami przesuwały się jej
obrazy niedawnej bójki Harlana i Lucky ego, utytłanych w błocie,
zmagających się w ostrym blasku reflektorów. Słyszała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl