[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby zachował pan w przyszłości ostrożność.
Barton Russell wstał. Mięśnie jego twarzy nerwowo drgały.
- Niech cię diabli, ty wścibski, małostkowy, zarozumiały Belgu!
Ze złością wyszedł z restauracji. Pauline westchnęła.
- Monsieur Poirot, jest pan niezrównany&
- To pani, mademoiselle, była wspaniała. Zręcznie wylała pani swego szampana i
znakomicie odegrała rolę denatki.
- Brrr - zadrżała - przyprawia mnie pan o dreszcze.
- To pani do mnie telefonowała, prawda? - spytał łagodnie.
- Owszem.
- Dlaczego?
- Sama nie wiem. Dręczył mnie niepokój i& strach, choć nie miałam pojęcia,
czego właściwie się boję. Barton powiedział mi, że wydaje to przyjęcie, by uczcić pamięć
Iris. Zdawałam sobie sprawę, że ma w związku z tym jakiś plan& ale nie chciał mi go
zdradzić. Widząc jego dziwne podniecenie poczułam lęk, że może wydarzyć się coś
strasznego& ale, oczywiście, nie przyszło mi do głowy, że zamierza& pozbyć się mnie.
- A więc, mademoiselle?
- Słyszałam, co ludzie o panu mówią. Pomyślałam więc, że jeśli ściągnę pana
tutaj, powstrzyma pan bieg wydarzeń. Sądziłam, że pan& jako cudzoziemiec& że jeśli
do pana zadzwonię, udając, iż grozi mi niebezpieczeństwo i& zabrzmi to tajemniczo&
- Przypuszczała pani, że zainteresuje mnie melodramat? To właśnie mnie
zaintrygowało. Sama wiadomość& była wyrazną mistyfikacją& po prostu nie brzmiała
prawdziwie. Ale przerażenie w głosie było autentyczne. Więc się zjawiłem, a pani dała mi
do zrozumienia, że wcale pani do mnie nie telefonowała.
- Musiałam tak zrobić. Poza tym nie chciałam, aby pan wiedział, że to właśnie ja.
- Ach, ale ja byłem tego zupełnie pewien! No, nie od samego początku. Ale dość
szybko zdałem sobie sprawę, że tylko dwie osoby mogły wiedzieć o tych żółtych irysach:
pani i pan Barton Russell.
Pauline kiwnęła głową.
- Słyszałam, jak je zamawiał - wyjaśniła. - Wybrał te kwiaty i zarezerwował stół na
sześć osób, choć miało nas być tylko pięcioro& wszystko to wzbudziło moje
podejrzenia& - Urwała, zaciskając usta.
- Jakie podejrzenia, mademoiselle?
- Podejrzewałam& - odparła powoli - że coś może się przytrafić& panu
Carterowi.
Stephen Carter odchrząknął. Bez pośpiechu, lecz zdecydowanie wstał od stołu.
- Eee& hmm& chciałbym& eee& podziękować panu, panie Poirot. Jestem panu
wielce zobowiązany. Z pewnością wybaczycie mi, jeśli was opuszczę. Wydarzenia
1
dzisiejszej nocy były& dość wyczerpujące.
- Nie cierpię go - powiedziała gwałtownie Pauline, patrząc za nim. - Zawsze
uważałam, że to& z jego powodu Iris popełniła samobójstwo. Albo też, być może& zabił
ją Barton. Och, to wszystko jest takie ohydne&
- Proszę o tym zapomnieć, mademoiselle& zapomnieć o przeszłości& Niech
pani myśli jedynie o chwili obecnej&
- Tak& - mruknęła Pauline - ma pan rację& Poirot odwrócił się do Loli Valdez.
- Seora, z upływem wieczoru staję się coraz odważniejszy. Jeśli teraz zechce
pani ze mną zatańczyć&
- Och, tak, chętnie. Jest pan bardzo atrakcyjnym mężczyzną, monsieur Poirot.
Wręcz nalegam na taniec z panem.
- Jest pani niezwykle uprzejma, seora.
Tony i Pauline zostali sami. Nachylili się ku sobie ponad stołem.
- Kochana Pauline.
- Och, Tony, przez cały dzień zachowywałam się wobec ciebie jak wstrętna,
dokuczliwa, złośliwa jędza. Czy kiedykolwiek będziesz w stanie mi to wybaczyć?
- Najdroższa! Znów grają naszą melodię. Chodzmy na parkiet.
Tańczyli, uśmiechając się do siebie i cicho nucąc:
Nic tak jak miłość nie pogrąży cię w rozpaczy,
Nic tak jak milość cię boleścią nie osaczy,
Będziesz niepewny
I opętany,
Będziesz tęsknotą
Wieczną targany.
Bo kiedy trafisz w miłości szpony,
Jesteś zgubiony.
Nic tak jak miłość cię bez reszty nie opęta,
Bo gdy w miłości się zagubisz, zapamiętasz,
Będziesz szaleńcem,
2
Będziesz zbrodniarzem,
O własnej śmierci
Nagle zamarzysz.
Bo kiedy trafisz w miłości szpony,
Jesteś zgubiony& 2
2 Przełożyła Ewa Rojewska-Olejarczuk.
3
SERWIS DO HERBATY ARLEKIN
Pan Satterthwaite dwukrotnie cmoknął ze złości. Czy miał rację, czy też nie,
nabierał coraz większego przekonania, że obecnie samochody psują się znacznie
częściej niż dawniej. Ufał jedynie starym, przyjaznym pojazdom, które przetrwały próbę
czasu. Wprawdzie miały swoje drobne narowy, ale właściciel znał je, był w stanie je
przewidzieć i w porę zapobiec ich skutkom. Ale te dzisiejsze auta! Nowe wynalazki,
różne okna, nowoczesne tablice rozdzielcze z lśniącego drewna, na których trzeba
szukać przełącznika świateł przeciwmgielnych, wycieraczek, ssania i tak dalej, i tak dalej,
gdyż wszystkie gałki znajdują się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach! A kiedy
błyszczący nowy nabytek zaczynał zawodzić, miejscowy mechanik nieodmiennie
powtarzał irytujące frazesy w rodzaju: Choroba okresu ząbkowania, sir. Te kabriolety
super superbos są naprawdę doskonałe i nowoczesne, ale muszą od czasu do czasu
przejść ząbkowanie. Cha! Cha! Cha! Zupełnie jakby samochód był dzieckiem.
Pan Satterthwaite, mężczyzna w zaawansowanym wieku, żywił głębokie
przekonanie, że nowy samochód powinien być całkowicie dorosły. %7łe nabywca ma prawo
zakładać, iż jego pojazd został dokładnie sprawdzony i ma już za sobą wszystkie
choroby okresu ząbkowania.
Jechał właśnie z wizytą na wieś do przyjaciół, u których miał spędzić weekend. W
drodze z Londynu jego nowy samochód zaczął zdradzać pewne niepokojące objawy i
został wstawiony do warsztatu. Jego właściciel czekał na diagnozę oraz na orzeczenie,
jak długo potrwa naprawa i kiedy będzie mógł wyruszyć w dalszą podróż. Szofer
naradzał się z mechanikami. Satterthwaite siedział, usiłując uzbroić się w cierpliwość.
Poprzedniego wieczoru zapewnił telefonicznie swych gospodarzy, że przybędzie do nich
w porze podwieczorku. Zamierzał dotrzeć do Doverton Kingsbourne przed godziną
czwartą.
Znów cmoknął z niezadowoleniem i próbował skupić myśli na czymś przyjemnym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]