[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na łóżku i usiadła. Wąskie ramiączka koszuli niedbale zsunęły się jej
z ramion.
To nie Mal płakał, to ktoś otwierał drzwi sypialni. W półmroku
zimowego świtu Leonie zobaczyła sylwetkę Gilesa Kenta. Skurcz
przerażenia poraził jej serce.
99
SR
- Dobrze, że nie śpisz - usłyszała szept, który zabrzmiał jak cicha
grozba.
Obserwowała go wstrzymując oddech. Bezszelestnie zamknął
drzwi i zaczął zbliżać się w kierunku łóżka
- smukła, długa postać w lśniąco czarnym szlafroku.
- Czego chcesz - syknęła, unikając jego wzroku. Natychmiast
chwyciła kołdrę i naciągnęła ją sobie pod samą szyję.
Stanął nad łóżkiem.
Leonie uniosła na chwilę wzrok - po to tylko, aby zobaczyć, jak
jego brwi unoszą się w drwiącym rozbawieniu.
- Chodzi nie tyle o to, czego ja chcę - powiedział cedząc powoli
każde słowo - ale raczej o to, czego chce zupełnie inny mężczyzna.
Przez moment nie mogła zrozumieć, o co chodzi. Była tak
skoncentrowana na tym, by na niego nie patrzeć, że zupełnie nie
zauważyła, iż Giles trzyma w ramionach jej syna. Gdy w końcu to do
niej dotarło, oblała się purpurą.
- Och, tak, oczywiście - wyjąkała.
Dlaczego zachowała się tak idiotycznie? Teraz Giles wie, że Leonie
od razu go posądziła, że przyszedł ją napastować. Tymczasem
jedynym celem jego wizyty było przyniesienie jej Mala. Najchętniej
zapadłaby się po prostu pod ziemię.
- Przypuszczam, że domaga się śniadania - znów ta chłodna
kpina w jego głosie.
- Tak, oczywiście - powtórzyła Leonie z rozdrażnieniem, życząc
sobie w duchu, aby Giles dał jej Mala i od razu zniknął. - Wybacz, jeśli
cię obudził. Nie słyszałam, jak płakał.
- Nie płakał. Gruchał tylko do siebie i ssał paluszek z głodną
minką. Zresztą, prawdopodobnie byłem bardziej rozbudzony niż ty.
Zmieniłem mu pieluszki i wykąpałem jegomościa.
- O! - wyjąkała w osłupieniu - dzięki, tto...to bardzo miło.
- No, sprawiło mi to frajdę - oznajmił z poważną miną. - Teraz
wszystko, co musisz zrobić, to tylko go nakarmić.
Jakby na potwierdzenie tych słów, Mal przekręcił swą małą,
ciemną główkę, popatrzył oskarżycielsko na mamę i zaczaj płakać.
100
SR
- Wygląda na to, że wcale nie zamierza dłużej czekać - zaśmiał
się Giles, po czym podał jej syna, a sam ku jej przerażeniu, rozsiadł
się wygodnie na łóżku.
Spojrzała na dziecko, które węszyło w gładkim jedwabiu koszuli,
poszukując ciepłego sutka. Natychmiast w jej piersiach zaczęło
wzbierać mleko. Zaokrągliły się i nabrzmiały, jakby czekając na
malutkie usteczka synka.
Giles z krzywym uśmieszkiem patrzył na rozterkę Leonie.
- Przecież widziałem go przy twojej piersi w dniu, kiedy się
urodził, pamiętasz?
Pochylił się i zręcznie odpiął dwa guziki jej nocnej koszuli.
Była zbyt wstrząśnięta, by się poruszyć. Nie mogła nawet
oddychać.
Gorąca dłoń wsunęła się za jej dekolt i dziewczyna zadrżała.
Poczuła, jak długie palce oplatają się wokół nabrzmiałej piersi, jak
odsuwają okrywający ją jedwab. Usłyszała jego ciężki oddech i
zobaczyła płonące, szare oczy.
Giles w napięciu patrzył na nagą, bezbronną pierś. Jego palce
poruszały się, pieszcząc gorące ciało, twardą brodawkę...
Dziewczynę ogarnął spazm niepohamowanego pożądania i
wiedziała, że będzie musiała się mu poddać. Westchnęła
rozpaczliwie i zamknęła oczy, rozkoszując się dotykiem dłoni na
swojej skórze. Dotykiem, którego pragnęła od tak dawna.
Namiętność i ból rozbudzonego pragnienia ogarnęły jej całą istotę... I
wtedy Mal zapłakał znowu. Tym razem głośniej.
Leonie otworzyła szeroko oczy i zamarła, porażona nagłym
powrotem do rzeczywistości.
Giles zaśmiał się krótko i odsunął rękę od jej piersi.
- Lepiej go nakarm, zanim postawi na nogi cały dom.
Wstał i wyszedł tak szybko, że Leonie w ogóle by tego nie
zauważyła, gdyby nie trzask zamykanych drzwi.
Automatycznym ruchem podała Malowi pierś. Natychmiast zaczął
ssać z apetytem małego głodomora.
Siedziała, trzymając dziecko i patrząc bezmyślnie przed siebie,
101
SR
zupełnie ogłuszona tym, co się stało. Pragnęła Gilesa tak silnie, że
wciąż drżała z pożądania. Ale nie to ją przerażało. Jestem w nim
zakochana - pomyślała - i westchnęła ciężko. Przymknęła oczy. Jak
mogło do tego dojść? Owszem, od pewnego czasu była skłonna
przyznać się, że Giles ją pociąga, ale wiedziała, że szaleństwem
byłoby pozwolić, aby on cokolwiek podgrzewał. Był przecież gotów
wykorzystać jej uczucia. Cały czas starała się zachować zdrowy
rozsądek, ale... Nie, to niemożliwe, nie pokochała go!
Było jednak za pózno, aby to sobie powtarzać. Od chwili, gdy po
raz pierwszy przyznała się przed sobą do tych uczuć, zaczęły rosnąć
i potężnieć jak oszalałe.
Jak mogła do tego dopuścić? Od kiedy przestała kochać Malcolma i
poddała się wzbierającemu w niej uczuciu do Gilesa?
Próbowała przywołać twarz Malcolma. Chciała przypomnieć sobie
łączącą ich miłość, ale Malcolm oddalał się od niej dzień po dniu, od
wielu miesięcy. Wycofywał się niezauważalnie w przeszłość. Był
kimś, kto będzie jej zawsze drogi. Był ojcem jej dziecka. Pogodziła się
już jednak z jego odejściem. Nigdy o nim nie zapomni, nazbyt go
kochała. Jej miłość zmieniła się jednak w łagodne przywiązanie, a
rozpacz stała się cichym smutkiem i pokorną rezygnacją. Leonie
wciąż żyła. I była kobietą pragnącą życia i namiętności.
Boże, ale dlaczego właśnie Giles? -myślała z płonącą twarzą. Nigdy
jeszcze nie czuła takich emocji, których nie byłaby w stanie
opanować. Nie chciała się do tego przyznać, ale prawda była
bezlitosna - dziś rano Leonie gotowa była oddać się Gilesowi. I
kochaliby się, gdyby nie było pomiędzy nimi dziecka. Gdyby Mal nie
zaczął płakać...
Przypomniała sobie o dziecku i spojrzała na rumianą buzię i
ciemną główkę. Mal skończył właśnie jeść i beztrosko spał, opierając
się z ufnością na jej ramieniu. Uśmiechnęła się mimowolnie - był taki
zadowolony i anielski.
Powoli, żeby go nie obudzić, zapięła koszulę i położyła się na
łóżku - wciąż trzymając to słodkie ciałko w ramionach. Patrzyła na
synka i jednocześnie zastanawiała się gorączkowo, jak, na miłość
102
SR
boską, będzie mogła teraz spojrzeć w oczy Gilesowi.
Nie miała wątpliwości, że wiedział, jak bliska była utraty kontroli
nad sobą. Zadrżała na myśl, co też on może zrobić następnym razem.
Ich małżeństwo miało dać mu prawa do jej syna. Teraz na pewno
Giles uważa, że otrzymał pełne prawa również i do niej. Westchnęła
ciężko. Cóż, trzeba mu to będzie jak najszybciej wybić z głowy.
Minęła godzina, zanim Leonie odważyła się w końcu zejść na dół.
Miała na sobie lekki, sportowy strój - jasne dżinsy i delikatny,
kaszmirowy sweterek. Włosy zaczesała do tyłu i przewiązała
błękitną wstążką.
Giles siedział przy stole i czytał gazetę. Najwyrazniej skończył już
śniadanie; Była niedziela i nie szedł do pracy, więc też wystąpił w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl