[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie mogą zrobić nic na górze, więc w jego stronę idzie maksimum pięciu ludzi. Jeśli szuka go
pięciu terrorystów, to czy ma szansę na przeżycie? Na pewno nie, jeśli będzie siedział i czekał
na nich.
Ale jakie miał inne wyjście? Wiedzieli, że wyrwał płyty w suficie, aby przejść z jednego
pokoiku do drugiego na czterdziestym piętrze, i teraz szukali wszystkiego, co mogłoby ukryć
dorosłego mężczyznę, strzelali do każdej rzeczy, która budziła ich wątpliwości.
Jednak jeśli było ich tylko pięciu, to nie mogli dokładnie pilnować wszystkich klatek
schodowych i przeszukiwać jednocześnie piętra. Nie wiedział, co robić. Chciał być pewien, że
do spotkania dojdzie na jego warunkach i że nie wda się w strzelaninę na schodach z jednym z
nich, podczas gdy reszta grupy będzie o trzydzieści, czterdzieści stóp od niego.
Uświadomił sobie nagle, że jeśli rzeczywiście szukało go pięciu ludzi, to nikt nie
pilnował klatek schodowych na trzydziestym drugim piętrze. Może myśleli, że nie ma zamiaru
uciekać na niższe piętra? Co mogli teraz o nim myśleć? Zaraz, czemu w ogóle było ich tutaj aż
tylu? Chcieli dostać się do sejfu i chcieli" utrzymać spokój wśród zakładników. Szykowali się
do dłuższego pobytu. Na znalezienie go mieli tyle czasu, ile tylko chcieli.
23.56. Pozwolił, żeby dziewczyna zapadła mu głęboko w pamięć. Krew na jego koszuli
spowodowała, że ta mała uznała go za ciężko rannego. Może brud na jego twarzy uniemożliwił
także odczytanie wyrazu jego oczu i zdeterminowania? Aadna dziewczyna. Kiedy trafiły ją
pierwsze kule, wyglądała równie kiepsko jak chłopak na Wilshire Boulevard.
Włączył radio. Kanał dwudziesty szósty.
- Jesteś tam? Słuchasz mnie?
Leland nacisnął guzik nadawania. Patrzył przez okno ponad Wilshire na wzgórza - w
niektórych miejscach widział migające choinki.
- O co chodzi?
- Idziemy po ciebie. Chcemy dostać nasz sprzęt. Jeśli będziesz stawiał opór, zaczniemy
rozstrzeliwać zakładników. ,
- Nie wciskaj mi gówna! Chcecie, żeby nie wpadli w panikę!
- Nie, nic nie rozumiesz! Przyprowadzimy ich tam, gdzie cię znajdziemy, i zastrzelimy
na twoich oczach. Ponieważ nie przeszkadza ci zabijanie kobiet, posłużymy się dzieckiem.
- Poczekaj, muszę odebrać drugie połączenie. - Leland wyłączył radio. Przyglądał się
od kilku chwil wzniesieniu w Laurel Canyon, starając się na tym skoncentrować uwagę. Tam:
jeden, dwa, trzy, cztery błyski światła. Ciemność. Zaczął liczyć. Dziewięć sekund. Jeden, dwa,
trzy, cztery. Jeśli chce odpowiedzieć na sygnał, to musi wydostać się z tej barykady i podejść do
kontaktu przy schodach. Cztery? Co u diabła znaczą cztery błyski światła? Przecisnął się po
biurkach i wyszedł na korytarz. Teraz przerwa wydłużyła się do dziesięciu sekund. Jeden, dwa,
trzy, cztery. W porządku, ale co to znaczy? Pospieszył do schodów. Włączył światło i poczuł,
że go na chwilę oślepia. Niech to. Podbiegł szybko z powrotem do okna, starając się nie stracić
z oczu odległego punktu na wzgórzach. Cztery błyski, przerwa, znowu cztery błyski, szybciej.
Teraz światło zapaliło się na dłużej i lekko migotało. Jakieś trzy mile. Cztery oznacza cztery,
jak w dziesięć-cztery, ponieważ wysłał sygnał przez radio. Wiadomość przyjęta. Załkał.
00.02.
- Wesołych świąt! - wyszeptał. Włączył radio. - Jesteś tam jeszcze? Przepraszam, że
kazałem ci czekać. Masz obecnie oprócz mnie jeszcze inne problemy. Mój kumpel mówi, że
nadjeżdża policja.
- Wcale mnie to nie dziwi. Jesteśmy przygotowani, żeby spędzić tu wiele dni, a gdy
będzie trzeba, to nawet tygodni.
Leland nic nie odpowiedział. Jeśli to prawda, to czemu tamten go o tym poinformował?
Jeżeli rzeczywiście są przygotowani do takiego długiego pobytu, to jedynie Leland znajduje się
poza ich kontrolą. Wiedzieli doskonale, co robią, nawet gdy mówili przez radio. Musieli
wzmocnić swoją pozycję. Chcieli odzyskać detonatory i skrócić go o głowę, a musieli to zrobić,
zanim dotrze tu policja i zorientuje się w sytuacji.
ROZDZIAA 10
25 grudnia, godzina 00.04, wg czasu strefy Pacyfiku
Wszystko stawało się dla niego coraz jaśniejsze. To, co zrobił, nie było wcale takie
głupie. Zmniejszył ich szeregi i oderwał od roboty. Tak w ogóle byli przygotowani na frontalny
atak i dlatego wzięli zakładników. Przyciągnęło ich tutaj coś, co było w sejfie, tylko co? Jacyś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]