[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Telewizja, tak jak przedtem, nadawała program z udziałem prezenterów i prezenterek. Nadal puszczano
nagrania muzyczne. Ale wieczorem 28 kwietnia prezenterka, choć umalowana jak zwykle, nosiła już chustę.
To było dla nas coś nowego. Kilka dni pózniej prezydentem Islamskiego Państwa Afganistanu mianowano
Sebghatuliaha Modżaddidiego.
5 maja otwarto bramy więzień i wolność odzyskali równocześnie wszyscy więzniowie polityczni i kryminalni.
Wieczorem do naszych (irzwi zapukał Wahid. Miał brodę, nosił strój narodowy i choć dopiero co wyszedł z
więzienia, lepiej od nas znał przebieg wydarzeń. Był szczęśliwy i rny też cieszyliśmy się, że znowu go widzimy,
ale nazajutrz poszedł na targ i kupił nam trzy wielgachne czadory, które nie miały nic wspólnego z chustami,
jakie nosiłyśmy do tej pory.
z Koranu. Dziedziniec z marmuru w kolorze lazurowym nakrapianym ciemnoczerwono był gładki jak lustro.
Wokół niego zgromadziły się białe gołębie. W dzień nowego roku dziedziniec zdobiły doniczki z czerwonymi
tulipanami. To było naprawdę wspaniałe.
Niektórzy pątnicy, niewidomi lub kalecy modlili się tu od roku, czekając na obchody święta, w nadziei, że
tego dnia zdarzy się cud.
Wewnątrz meczetu, na pulpicie był wyłożony Wielki Koran, można go było przeglądać, kiedy chciało się
znalezć odpowiednie wersety, ale widziałam też ludzi, którzy odmawiali je z pamięci, nie zaglądając do
świętej księgi. Potem złożyliśmy ofiarę na meczet i poszliśmy pomodlić się na grobie Alego. Szakila zapytała
jakąś kobietę, co należy zrobić potem, a ona odpowiedziała:
- To świątynia Alego. Możecie się modlić i prosić o coś Boga. Wasza prośba zostanie spełniona. On czyni
cuda.
Ja prosiłam o zdrowie dla mamy i żeby Bóg chronił całą naszą rodzinę. Potem widzieliśmy dziwną rzecz: setki
kłódek wiszących na metalowym pręcie, wszystkie były zamknięte. Zastanawiałam się, do czego mogą służyć.
Znowu zapytałyśmy jakąś kobietę.
- Trzeba pociągnąć za jakąś przypadkową kłódkę, a jeśli się otworzy, twoje życzenie się spełni. Moja bratowa
zrobiła to kilka dni temu, chciała, żeby mąż wrócił do Mazar-e Szarif, bo się o niego martwiła. Tego samego
wieczoru był już w domu!
Szakila nie chciała pociągnąć za kłódkę; ja chętnie bym to zrobiła, wyciągnęłam już nawet rękę i prawie
dotknęłam jednej z nich, ale ona mnie powstrzymała.
- Nie wiem, co to ma znaczyć, Latifo! Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Zamiast zrobić głupstwo i postąpić
wbrew zasadom, lepiej nic nie ruszać.
Wahid czekał na nas na zewnątrz, modlił się w części meczetu przeznaczonej dla mężczyzn.
Kupiliśmy ziarno, żeby nakarmić białe gołębie z błękitnego meczetu. Zauważyłam wielu cudzoziemców,
nawet z Zachodu. Byli zachwyceni pięknem meczetu. W Kabulu są równie piękne i duże meczety, ale ten
jest jedyny w swoim rodzaju i otoczony szczególną czcią, bo znajduje się tu grób Alego, a on potrafi sprawiać
cuda.
Co niezwykłe, obie z Szakila stałyśmy się świadkami cudu!
Nad nieprzeliczonym tłumem powiewała chorągiew zawieszona przez mężczyzn. Tuż przed nami byli
modlący się chorzy i kaleki. Nagle jakiś mężczyzna wzniósł ręce do nieba, przetarł oczy, krzycząc jak oszalały,
że odzyskał wzrok! Otaczający go ludzie rzucili się natychmiast zdzierać z niego ubranie, bo odtąd uchodziło
za święte. Mężczyzna dziękował Zogu, pocierał twarz, potem w ekstazie wpatrywał się w niebo, a tłum coraz
bardziej na niego napierał. Nie przeszkadzał mu w tym. Widziałam wyciągnięte ku niemu ręce, błagania
były natarczywe. Bałam się nawet, że on nie ma już na sobie ani skrawka materiału. On jednak był całkowicie
nieświadomy tumultu, jaki go otaczał, raziło go światło i bez przerwy powtarzał ten sam gest. Zasłaniał
oczy dłońmi i odsłaniał je, mówiąc z płaczem:  Dzięki, o Boże! . Rodzina chroniła go, jak mogła. Ciągnęłam
Szakilę za rękaw, powtarzając:
- Popatrz! Popatrz! To cud!
- Przecież patrzę. Puść mnie, to boli.
Mama znajdowała się za daleko od nas, żeby przeżyć to samo uniesienie co my, ale widziała i też była prze-
konana, że zdarzył się cud. Pózniej pewien człowiek pracujący w meczecie powiedział nam, że ten pielgrzym
tkwił pod meczetem już od roku, modląc się codziennie.
Wahid też był pod wrażeniem, ale zachował większy spokój niż my.  Bóg jest naprawdę wielki -rzekł z
powagą.
Po powrocie do Kabulu natychmiast opowiedziałam ojcu o tym cudownym zdarzeniu.
- Ja też kiedyś widziałem cud, pewien człowiek miał sparaliżowaną nogę i na moich oczach zaczął chodzić!
W Mazar-e Szarif często zdarzają się cuda!
Jest wieczór 12 sierpnia 1998 roku w Kabulu, a ja nie mogę zasnąć. Mówi się już o masakrach w świętym
mieście. Podobno są setki zabitych. Tulipany zwiędły od wiosny i talibowie nie widzieli, jak w słońcu
rozpościerają się ich krwistoczerwone łany. Krwią mężczyzn i kobiet z Mazar-e Szarif zbroczyli tamtejszą
ziemię.  Bóg jest naprawdę wielki - mówił Wahid, a dzięki wstawiennictwu Alego ślepi odzyskują wzrok.
Gdybym mogła pomodlić się do Alego przy tym marmurowym grobie, w błękitnym meczecie, błagałabym
go, żeby uczynił jeszcze jeden cud dla opuszczonego przez wszystkich ludu afgańskiego.
%7łeby talibowie, którzy ośmielają się wymyślać nieludzkie i sprzeczne ze świętą księgą prawa, ci ignoranci w
sprawach Koranu, nauczyli się go przestrzegać z odwieczną pokorą, tak jak robimy to my, Afgańczycy.
Trzy dziewczynki z Tajmani
Rano robię w kuchni herbatę dla mojej koleżanki Faridy z szóstego piętra, która przyszła ze mną
porozmawiać. Uważa, że stałam się bezwolna, że się poddaję. Już nie gorączkuję, z płucami jest lepiej i Farida
od jakiegoś czasu namawia mnie, żebym nie ulegała przygnębiającej bezczynności. Znajduje sposób, żeby
mną potrząsnąć i poprawić mi nastrój. Ona czasem wychodzi z domu, natomiast ja obijam się bez celu po
mieszkaniu, gdzie towarzyszy mi troska o chorą mamę i smutek Sorai. Otwieramy okno kuchenne, żeby
wpuścić trochę powietrza, i patrzę przez siatkę na meczet. Często to robię. Budowę ukończono może dzięki
funduszom tego pana ben Ladena, o którym pisałam w pracy egzaminacyjnej.
Meczetami zawładnęli talibowie i wykładają tam swoją wersję Koranu. Pośrodku dziedzińca widzę mułłę w
otoczeniu grupy małych chłopców niezmordowanie recytujących pod jego dyktando.
Mułła trzyma kij i pewnie bije nim chłopców, ilekroć któryś się pomyli lub zawaha.
Farida przygląda się razem ze mną jego poczynaniom.
- Całkiem możliwe, że każe im powtarzać jakieś okropne rzeczy! Popatrz, bije tego chłopca po rękach...
W tej właśnie chwili, dzięki widokowi z okna, budzi się nagle z uśpienia mój umysł studentki. Przede wszyst-
kim w szkole koranicznej są sami chłopcy, nie ma dziewczynek! Mułła może nauczyć te dzieci tylko jednego:
tekstów Koranu. Wychowanie religijne jest ważne, sama chodziłam na lekcje religii, ale uczono mnie też [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl