[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uderzyła w nich jak grom. Mnich przerwał długie milczenie:
- Mogę wam jeszcze wyjawić to, że zamierzam wykryć
win
nego i ukarać go. Powiem więcej, mam królewską zgodę na
ściganie zbrodniarza. Myślę, że bardziej niż królowi zależy
mi
na schwytaniu przestępcy.
Po dłuższej ciszy Edryk zapytał:
Czy tylko on był zabitym w dziwny sposób? Nie było
drugiego?
A powinien być? Jeden wam nie wystarczy?
Było ich dwóch - powiedział cicho gospodarz. - Wysłano
ich razem. Jak zbrodnia wyszła na jaw? Wygląda na to, że je-
steście jedyną osobą, która to może wiedzieć.
Brat Cadfael usiadł na długiej ławie i raz jeszcze opowie-
dział całą historię. Nie martwił się, że nie powróci na
nieszpory. Zawsze wykonywał swoje powinności, lecz jeżeli
było coś ważniejszego, wiedział, którą drogą powinien iść.
Nie obawiał się o Godit - miał pewność, że nie będzie
wychodziła z bezpiecznego ukrycia, zanim on wróci.
- A teraz wy opowiedzcie mi wszystko, co wiecie.
Muszę chronić Godit i dać Mikołajowi Faintree pomstę, a
obu tych rzeczy chciałbym dokonać należycie.
Tamtych dwoje spojrzało na siebie porozumiewawczo i
mężczyzna zaczął mówić.
- Na tydzień przed upadkiem miasta, kiedy myśleliśmy o
przyprowadzeniu do opactwa dziewczyny, Fitz-Alan także
rozmyślał o końcu obrony. Wszystkie skarby złożył u nas,
pragnąc, by w razie jego niespodziewanej śmierci trafiły do
cesarzowej. Skryliśmy jego majątek w naszym letnim domku
leżącym na przedmieściu Frankwell. Mieliśmy oczekiwać na
pojawienie się dwóch wysłanników z wiadomym nam zna-
kiem, którym winniśmy przekazać powierzone nam dobra.
-I kiedy to się wydarzyło?
Krótko przed upadkiem zamku, kiedy zaczynało już
dnieć. Przyjechali do nas konno dwaj młodzi giermkowie.
Nie chcieliśmy, aby narażali się na niebezpieczeństwo, po-
dróżując dniem, więc wyprawiliśmy ich do letniego domku,
by tam doczekali zmierzchu. Poszedłem z nimi i wskazałem
miejsce ukrycia skarbów. Pózniej, przed odjazdem, mieli je
sami wydostać.
Powiedzcie mi więcej. Co mówili ci dwaj, jakie mieli po-
lecenia, czy wiedzieli, co mają przewiezć? Może znacie
drogę, jaką obrali? I kiedy ostatni raz widzieliście ich
żywych?
Kiedy wchodzili do naszego sklepu, usłyszeliśmy, że za-
czyna się szturm. Jako znak przynieśli cynową główkę
świętego. - Petronella wyciągnęła spod fartuszka mały
medalik.
O, taki...
Mówili, że poprzedniego wieczora odbyła się ważna na-
rada, a po niej Fitz-Alan powiedział im, że uchwalono wysłać
ich ze skarbem następnego ranka, bez względu na to, co się
będzie działo.
Więc każdy, kto był na tej naradzie, mógł wiedzieć, że
wyruszą w drogę ze skarbem. Czy uczestnicy znali miejsce
ukrycia skarbu?
Nie, bracie, nikt więcej prócz mnie i barona nie znał
miejsca ukrycia skarbu. Ci giermkowie musieli przyjść do
mnie, abym im o tym powiedział.
Czyli ten, kto zamierzał zawładnąć bogactwem, nie mógł
sam wydostać go z waszego letniego domku.
Myślicie, bracie, że jeden z dowódców będących na na-
radzie zapragnął przez morderstwo zawładnąć złotem? Któ-
ryś z ludzi Fitz-Alana? Nie mogę w to uwierzyć. Zapewne
wszyscy pozostali do końca na murach i wspólnie zginęli na
stryczku. Ci młodzieńcy bez wątpienia padli ofiarami rzezi-
mieszków grasujących na gościńcu...
Niecałą milę od murów miasta? Nie zapominaj, że kto-
kolwiek zabił, zrobił to tak blisko zamku Shrewsbury, aby
mieć wystarczająco dużo czasu i sposobności na przyciągnię-
cie ciała do fosy. Do fosy, w której leżało już wiele innych
ciał. Mógł to zrobić na długo przed końcem nocy. Musiał
również przypuszczać, że pomiędzy tymi ciałami nikt nie
rozpozna tajemniczego młodzieńca. Więc - rozpoczął nową
myśl - kiedy przyjechali i pokazali swoje znaki, udałeś się z
nimi do Frankwell?
Tak. Koło domku mamy tam wielki ogród, gdzie mogli
ukryć swoje wierzchowce. Złoto i kosztowności były zapako-
wane w dwie sakwy. Opuściłem ich przed świtem i powróci-
łem tutaj.
Kiedy mieli opuścić kryjówkę?
Nie wcześniej, niż zapadną ciemności. Doprawdy twier-
dzicie, że Faintree został-zamordowany wkrótce po tym, jak
wyruszyli?
Bez wątpliwości. Uczyniono to najwyżej milę od Shrews-
bury. Ktoś to dobrze wymyślił i zaplanował. Znałeś Mikołaja.
A kim był ten drugi?
Edryk wolno odpowiedział:
- Nie wiem. Odniosłem wrażenie, że Mikołaj zna go wy-
starczająco dobrze. Zachowywali się jak dobrani towarzysze.
Nigdy też go wcześniej nie widziałem. Pochodził podobno z
innych, północnych włości Fitz-Alana. Nazywał się Torold
Blund.
W ich słowach wyczuwało się pewne wahanie. Jeden z
posłańców, którego dobrze znali i któremu ufali, zginął,
drugi, nieznany im, zniknął wraz z kosztownościami Fitz-
Alana. Morderca doskonale znał wszystkie tajniki planu, a
któż wiedziałby o tym lepiej niż drugi giermek? Na myśl
zawsze przychodzą najprostsze wytłumaczenia.
Tego dnia wydarzyła się jeszcze jedna rzecz - odezwała
się Petronella widząc, jak zakonnik podnosi się, by ich opu-
ścić. - Wkrótce po nadejściu nocy, zaraz po tym, jak królews-
cy przetrząsnęli nasze domostwo, pojawił się u nas Hugo Be-
ringar. Jest zaręczony z Godit, to znaczy zaręczono ich, gdy
byli dziećmi. Rościł sobie do niej prawo, pytał, gdzie można
ją znalezć. Powiedziałam mu, że została zabrana dobry ty-
dzień przed upadkiem miasta przez ludzi pana Adeneya i że
nie wiemy dokąd, lecz że zapewne jest to jakieś bezpieczne
miejsce daleko stąd. Doskonale wiedzieliśmy, że przybył do
nas za zgodą i na polecenie Stefana. Inaczej straż nie wpuści-
łaby go do miasta tak prędko. Był w królewskim obozie, nim
ruszył na poszukiwanie Godit i nie szukał jej z miłości. Sły-
szałam, że mieszka w opactwie, więc nie pozwólcie, bracisz-
ku, mojej gołąbce pokazywać mu się na oczy. Ręczę, iż nie
ma dobrych zamiarów.
On tu był wczesnym popołudniem? - zastanowił się brat
Cadfael.
Tak, a jeszcze Petronella po jego wyjściu wspomniała
głośno o skarbach Fitz-Alana.
Wcale nie... Powiedziałam tylko, że życzę szczęścia mło-
dzieńcom, którzy wyruszyć mają z Frankwell na zachód.
Jestem pewien, że wspomniałaś też o złocie.
Wszystko ci się, stary, pomyliło - kłóciła się z zacięciem.
- A zresztą, gdyby nawet, to on nie mógł słyszeć. Szybko
się oddalił. Pamiętasz, jak stukał o bruk, śpiesząc za moją
gołąbką?
- Wielkie dzięki za pomoc, moi drodzy - przerwał im
mnich. - Jeżeli coś wykryję, powiadomię was o tym.
Był już przy drzwiach, gdy Petronella powiedziała, uno-
sząc się z miejsca:
- A wyglądał na porządnego młodzieńca. Ten Torold
Blund. Jak to być może, że za tak miłą twarzą kryje się taki
kłamca!
***
Torold Blund? - powtórzyła wolno Godit. - To saksońskie
imię. Jeszcze wielu ich mieszka na północy. Ale tego nie
znam. Nie sądzę, abym kiedykolwiek o nim słyszała. Edryk
mówił, że Mikołaj był z nim w dobrej komitywie? To mnie
dziwi... Mikołaj nie był głupcem, a w dodatku jego podróże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]