[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie, uparła sie, klepie, huczy. Mowie wreszcie:
Odczep\e sie, kurwo jedna!
Za co ty mnie tak, Kaziuk! Chodz, upiera sie, trzeba coś zrobić z oknem, póki ludzi nie śmie
j o sie.
A co, pytam, widzieli mo\e coś do śmiechu? Wstyd, \e całe okno wybite! Plotkować
zaczno!
Ale nie o mnie, czy to mnie podglądali? Niechaj ona ładzi, abo ten jej narzeczony.
Posiedział ja jeszcze niemało na worku, niemało czasu zeszło, zaczem wyszed ja ze stodoły. Jezu,
co sie robi, narzeka Handzia i pod chate mnie prowadzi, na nasze panie napadajo! Napadajo?
dziwie sie: I ten jej kawaler, nie obronił? Zachodzim pod drzewo.
Prawda to, pytam sie uczycielki spod okna przez dziurę, \e ktoś na panie napad?
Tak, mówi ona, okno rozmyka: ktoś właz na drzewo i podglądał, a potem trzasnoł w okno i
udek. Mówi to, a na boki patrzy, oczy chowa.
To na drzewie siedział?
Tak, słychać było jak sie zwalił.
Hm, pewnie ta gałązka jemu sie urwała, mowie i gałązkę podnosze z ziemi: Aha, mówie, w
góre spoglądawszy, to z tamtej gałęzi sie urwało, pasuje. Co za świnia, podglądał pani mówi,
ciekawe czego taki szukał! A to mo\e i po nim ślady? dziwie sie. A ślady na zagonku w cybuli jak
po koniu! Patrze ja na te ślady, gałązkę oglądam i myśle: lepiej było tobie na te drzewo nie włazić
człowieku, oj, du\o lepiej byłoby dla ciebie, du\o. A ona:
Boję sie! Mo\e mnie co wieczór podglądano, tfu, okropność!
A jakby te gałęz obciąć? radzi Handzia. W chacie będzie widniej i ju\ nikt sie nie uczepi?
Gałęz, mówie i cały dr\ę, zęby latajo: Gałęz? A dobrze, ju\, zaraz! Zaraz sie zrobi, tak sie
zrobi, \eby ju\ nikt nie właził na te gałęz. Ziutek, piłe, siekiere raz dwa!
Troche szkoda, mówi ona.
Szkoda? E, mnie tam ju\ niczego nie szkoda, rzeki nie szkoda, chaty nie szkoda, drzewa nie
szkoda! mówie, siekiere biore i od dołu pień obciopuje!
Co?! Handzia oczom nie wierzy: Co ty, co ty, Kaziuk, całe drzewo? Nie tykaj, trzęso sie
tato, nie rusz klona, bo zle będzie! Nie ścinaj, mowie, chatniego drzewa!
A co ono, święte?
Nieszczęście na dom ściągniesz! Nie ścinaj!
A to so jakieś nieszczęścia? dziwie sie. I obrabuje.
Od piorunów, broni, nie ścinaj! I próbujo za plecy odciągać, ale ich tak odpycham, \e na
Handzie polecieli.
Nie ścinaj! gwałtuje Handzia. Dziewczęta kiedyś dorosno, ławke dzie im postawim! A im
bardziej sprzeciwiajo sie, tym mocniej rąbie, obrębuje kore, \eby piła dobrze weszła, białe ciało
spod kory sie świeci.
Nie ścinaj, bo ręka uschnie! straszo tato, nogami tupio, latajo wkoło, to z tej, to z tej.
Y tam, od jełowca nie uschła, nie uschnie i teraz.
Ale\ panie Kaziku, naprawdę szkoda, przemawia ona z okna, takie piękne drzewo! Cały
dom w gałęziach! Naprawdę szkoda, co pan robi najlepszego!
Co tam gałęzi! ja na to, wyprostowawszy sie: Grunt, \eby nikt pani nie podglądał.
To wystarczy tę jedną gałąz!
A co sie bawić po gałązce: całe drzewo zetniem! Po co ono? O, podwalinę rozsadza.
Strzecha gnije od cienia. I pani będzie miała widniej w izbie. Widniej, mowie, pani nie lubi, jak
widno? Mnie sie zdaje, \e pani lubi jak widno.
Ona na mnie patrzy, patrzy.
Jak widno, to lepiej czytać, mówie, oczy sie nie tak psujo. Pani tak du\o czyta, a mnie
paninych oczow szkoda. Klękaj, Ziutek!
Nie! broni sie: Nie bede drzewa ścinał!
Klękaj, mówie!
Wołajcie Michała! jęczo tato: Michał, Michał!
Klękamy, piłe przykładamy. Pociągam, drasnęło zębami białe, chłopiec piłe wypuścił.
Beczy.
Trzymaj, zasrańcu!
Nie bede! To\ to tatowy brat! Nie bede!
Trzymaj! i w łeb go: Ciągnij, psiakrew, bo zatłuke!
Co ty robisz! huknoł zza pleców Michał: Co ty robisz, kainie!
Zlepy? Ja na to: Nie widzisz, \e drzewo ścinam!
Nie ścinaj! I za piłe łapie. Ja za siekiere:
Odczep sie, mówie, to moje drzewo.
Babka posadzili, ono i moje!
Ale komu posadzili, kto sie wtedy urodził, ty czy ja? A po czyjej stronie chaty ono? Po
twojej?
Ty zdumiał! mówi Michał, spoglądawszy na siekiere. I odstępuje.
Ciągaj, Ziutek, nakazuje ja małemu, spokojnie. I ju\ nie słucham, co gadajo za uszami,
ciągam piłe, za dwoch ciągam i pcham, bo ile\ chłopiec pomo\e. Tyle \e naciska. Nie wiem, czy
ona patrzyła z okna, czy nie, mnie zdawało sie, \e patrzy. Przepiłowali my śnit z jednej strony,
przepiłowali z drugiej, od ściany, drzewo ruszać sie zaczęło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]