[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dotknął perłowego kolczyka zdobiącego jej ucho.
- Ty drżysz? - szepnął.
- Jest mi zimno.
- Nieprawda, jesteś rozgrzana. I... namiętna. Aż płoniesz z pożądania.
- To makijaż. Taki kolor pudru, nie żadne pożądanie.
- Przecież nie robiłaś makijażu. A już na pewno nie używasz pudru o tak
intensywnym odcieniu. Twoje oczy mają najpiękniejszy zielony kolor, jaki
kiedykolwiek widziałem - szepnął. Słyszała wzruszenie w jego głosie. - Są takie
promienne.
- Wcale nie są promienne. Są wrażliwe na światło i załzawione, bo
zabrałeś mi okulary - wymyśliła naprędce.
Zaśmiał się, wyraznie rozbawiony.
- Zaczęłaś kłamać - powiedział. - I teraz masz problem, bo nie możesz
przestać. Potrafię jednak sobie z tym poradzić, żebyś nie mówiła głupstw.
Wiedziała, co zamierza. Chciał zamknąć jej buzię pocałunkiem. A gdy to
zrobił, zabrakło jej siły na dalszy opór.
- Luc, nie rób tego, proszę - błagała, próbując zatrzymać to, co było
nieuniknione. - Będziesz tego żałować. Oboje będziemy żałować.
Spoważniał.
49
R S
- Być może masz rację, ale pozwól mi przynajmniej dać ci jakiś powód.
Na razie nie masz czego żałować.
Musnął kciukiem jej dolną wargę, a następnie gwałtownie wpił usta w jej
wargi. Ich języki się spotkały, jej serce waliło jak młot. Czuła, że krew zaczęła
mocno pulsować w jej żyłach.
Podniecał upajający zapach perfum, których używał. Opuszkami palców
gładziła jego ciało, wyczuwając wzniesienia i wgłębienia, naprężone mięśnie.
Aaskotał w uszy jego gorący oddech. Chciała jeszcze i jeszcze.
Objął ją i mocno przycisnął. Ich ciała się spotkały. Nigdy przedtem nie
pomyślała, że tak świetnie do siebie pasują. Jakby byli dla siebie stworzeni.
Zarzuciła mu ręce na szyję, namiętnie oddając pocałunki.
Już od dawna nie była w męskich ramionach. Zbyt dawno. Już prawie
zapomniała, jakie to cudowne. Tym razem jednak było w tym coś zupełnie
innego, coś bardzo wyjątkowego. Jednocześnie odczuwała zwiększoną
wrażliwość i zarazem ogromne poczucie bezpieczeństwa, lęk i rozkosz. Pokusa
poddania się temu bez reszty była coraz silniejsza. Grace czuła, że chciałaby i
boi się.
Jakby wyczuwając jej strach, Tonia zaczęła płakać. W samą porę,
pomyślała Grace. Odsunęła ręce Luca i podeszła do małego leżaczka.
Zmieniając malutkiej pieluszkę, starała się nie patrzeć na Luca.
Skierowała spojrzenie na okno, ale czysta, błyszcząca szyba odbijała go jak
lustro. Widziała jego zaciśnięte dłonie, klatkę piersiową gwałtownie wznoszącą
się i opadającą przy każdym oddechu. Zatem nie tylko ona tak silnie to
przeżywała. Zwiadomość tego nie sprawiła jej ulgi. Wręcz przeciwnie: wzrósł
strach. Droga, na którą wkroczyli, prowadziła ku zniszczeniu. Trzeba będzie z
tym skończyć, zanim sprawy posuną się za daleko.
- Przewinę Tonię, a potem muszę lecieć do domu - oznajmiła zimnym,
spokojnym głosem, wypranym z wszelkich emocji.
50
R S
- Przewiń, oczywiście - powiedział Luc, podchodząc i kładąc jej ręce na
ramiona. - Potem jednak nigdzie nie pójdziesz. Ani dziś wieczorem, ani jutro.
Nie odważyła się odwrócić w jego stronę. Pracowała z nim prawie rok i
dobrze wiedziała, co oznacza ten sposób mówienia. Jeszcze nigdy się nie
zdarzyło, by potrafiła go przekonać, gdy zwracał się do niej tym tonem. Znowu
jednak kusiło ją, by spróbować:
- Sam potrafisz zająć się Tonią. Nie jestem ci potrzebna.
Jego ręce zacisnęły się na jej ramionach. Zmusił ją, by na niego spojrzała.
- Nieprawda. Obiecałaś, że zostaniesz tu do powrotu Pietra i Cariny. I
zamierzam dopilnować, byś dotrzymała przyrzeczenia.
Obiecała. Tak. Jak również przyrzekła panu Dominikowi, że będzie
oschła i służbowa, nie będzie się angażować. Miała wrażenie, że żadna jej
przysięga nie jest warta złamanego szeląga.
- Luc... Nie będzie w porządku, jeśli zostanę. To nie jest... - szukała
właściwego słowa.
- Przyzwoite - podpowiedział. - Wysoce nieprzyzwoite będzie, jeśli
zostawisz mnie teraz samego. Cała moja wiedza o małych brzdącach da się
określić jednym słowem: zero. Nic nie wiem o pielęgnowaniu niemowląt.
- Ja też nie jestem w tym wiele lepsza. Poza tym dużo się dzisiaj
nauczyłeś. Wiesz, jak przewijać dziecko, jak karmić. Przez jedną noc na pewno
sobie poradzisz.
- Możliwe, że bym sobie poradził. Ale dlaczego miałbym sam zostać z
dzieckiem? Chcę, żebyś mi pomogła.
- Zatrudnij niańkę. Potrząsnął głową.
- Zbyt duże ryzyko. Nie chciałbym ponownie tłumaczyć się przed policją. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl