[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrażenie, że z każdym uderzeniem serce mi podpowiada:  Wynoś się stąd .
Ale nie uciekłam stamtąd wystarczająco szybko. Glos M ca wystrzelił przez korytarz
niczym ramię, niemal fizycznie pociągając mnie z powrotem w jego stronę.
- Tak naprawdę wcale nie słyszałaś Jen na dole. Prawd Elaine z Minnesoty?
Zamarłam. Jedną stopą stałam już na schodach, ale nie z szłam niżej. Z jakiegoś
powodu stężała mi krew w żyłach.
- Przepraszam? Ja... nie wiem, o czym ty mówisz.
- Och, wiesz doskonale. - Marco mrugnął okiem. A potem podszedł do drzwi, których
o mały włos nie otworzył przedtem Will, i załomotał do nich krawędzią dłoni.
- Jen! - zawołał. - Jesteś tam?
Chwila ciszy. A potem wysoki dziewczęcy głos odezwał się przez drzwi.
- Hm, tak, sekundkę! Zaraz wychodzę. Marco obejrzał się na mnie i pokręcił głową.
- Niezły numer - powiedział. - Ale on będzie musiał kiedyś się o tym dowiedzieć.
A więc miałam rację. Marco wiedział. Przez cały czas Chciał, żeby Will otworzył
drzwi i znalazł w środku tych dwoje.
Co za chory człowiek jest do czegoś takiego zdolny?! Przyszywany brat Willa, jak
widać.
- Hm - mruknęłam, usiłując udawać idiotkę. On wie dział. Ale to nie było jeszcze
najdziwniejsze. Ja wiedziałam że on wiedział. - Muszę iść...
Ale Marco nie dał się na to nabrać. Długimi krokami prze bił dzielącą nas odległość i
złapał mnie za ramię palcami, które były tak zimne, że aż mnie sparzyły. Przytrzymał mnie w
żelaznym uścisku, więc nie mogłam nawet uciec w dół po schodach, tak jak planowałam.
- Co ty tak w ogóle usiłujesz zrobić? - zapytał szyderczo. - Ochraniać go?
- Puść moją rękę. - Głos mi nieco drżał. Coś w tym jego dotyku naprawdę mnie
przerażało.
I nie byłam jedyną osobą, która to wyczuwała. Usłyszałam jakiś niski dzwięk
dochodzący gdzieś z okolicy moich stóp. Spojrzałam w dół i zobaczyłam psa Willa,
Kawalera. Nie poszedł na dół za swoim panem, ale przyczaił się na dywanie i warczał cicho
na Marca.
Naprawdę. Warczał na Marca.
On też to zauważył. Zirytowany rzucił do psa:
- Odwal się ode mnie, ty głupi kundlu.
A potem Marco odepchnął mnie tak mocno, że kolana się pode mną ugięły i musiałam
się złapać poręczy, żeby nie spaść ze schodów.
Kawaler przestał warczeć. Podbiegi do mnie i polizał po ręce w tym miejscu, którego
dotykał Marco.
- Och, dajcie spokój - powiedział Marco sarkastycznym tonem, patrząc na to
wszystko. A potem, gapiąc się na mnie, na to, jak szybko oddycham, i moją pobielałą dłoń
zaciśniętą na poręczy, pokręcił głową jeszcze raz i dodał: - Ty nawet nie powinnaś stawać po
jego stronie. Miał ci się podobać ten drugi. I co z ciebie za Pani Nenufarów?
Patrzyłam na niego, mrugając powiekami. Pani Nenufarów? Ach, racja. Pani
Nenufarów z Astolat to kolejny przydomek Elaine - tej, po której odziedziczyłam imię.
Dziwne.
I trochę niespodziewane w ustach faceta z tatuażem.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Głos mi drżał, ale z Kawalerem u boku czułam się
nieco pewniej. - Wydaje mi się, że powinieneś dać spokój Willowi.
Marco wydawał się szalenie rozbawiony.
- Twoim zdaniem powinienem dać spokój Willowi? - spytał drwiąco. - Czy na pewno
o to chodzi? Chryste, Mortonowi niezle się wszystko pomieszało.
Mortonowi? Panu Mortonowi? O czym on w ogóle mówił?
- Tobie się wydaje, że to, co teraz przechodzi Will, jest niefajne? - Marco pokręcił
głową, a jego wilczy uśmiech powrócił, szerszy niż kiedykolwiek. - No to czeka cię niespo-
dzianka.
Drzwi do pokoju gościnnego otworzyły się i ze środka wyszła Jennifer, wsuwając
kosmyk włosów pod spinkę, spod której się wymknęły.
- Cześć, ludzie - powiedziała pogodnie. Zbyt pogodnie. - Przepraszam, rozmawiałam
przez telefon z mamą Ktoś mnie szukał?
Patrzyłam na nią w milczeniu. Nie mieściło mi się w głowie, że ktoś tak miły na
pierwszy rzut oka w środku jest taki...
Zimny.
A potem, kiedy Marco się nie odezwał, a Jennifer spojrzała na mnie pytająco,
wyjąkałam:
- M - musisz przestawić swój samochód. - Nadal było mi niedobrze, ale starałam się to
ukryć. - Zablokowałaś wyjazd komuś z sąsiadów.
Jennifer miała taką minę, jakby nic nie chwytała.
- Ależ ja zaparkowałam na podjezdzie Wagnerów. Zerknęłam na Marca. Mrugnął do
mnie okiem.
- Jutro będzie się fajnie żeglowało - powiedział. - Nie sądzisz, Elaine?
ROZDZIAA 12
Tafla się mieni rycerzami,
jadą samotnie lub dwójkami.
Wiernego serca brak czasami
Pani na Shalott.
Stacy i Liz nie były specjalnie zachwycone tym, że musiały czekać na mnie tyle czasu.
- Boże, coś ty robiła? - spytała Stacy, kiedy wreszcie zeszłam ze wzgórza chwiejnym
krokiem. - Szłaś okrężną drogą?
- Przykro mi - odezwałam się do nich. I naprawdę mówiłam szczerze. Było mi
przykro.
Tylko że z zupełnie innego powodu.
W czasie jazdy do domu byłam milcząca. Może trochę zbyt milcząca, bo Liz zapytała:
- Nic ci nie jest, Ellie?
Powiedziałam, że nie. Chociaż wiedziałam, że to kłamstwo. Jak mogłoby mi nic nie
być po tym, co się wydarzyło?
To właśnie była część mojego problemu. Bo co dokładnie się wydarzyło? Tak
naprawdę sama tego nie wiedziałam.
No więc odkryłam, że Jennifer zdradza Willa. Z jego najlepszym przyjacielem. I co z
tego? Przecież to nie miało nic wspólnego ze mną.
Spotkałam przybranego brata Willa i odbyłam z nim dziwną rozmowę. Wielkie
rzeczy. Chłopcy w ogóle są dziwni.
A ci, których ojcowie zginęli z winy nowych mężów ich matek, są pewnie jeszcze
dziwniejsi niż reszta. Więc czego mogłam się spodziewać?
Mimo to cała ta sprawa z Markiem wydawała mi się po prostu... Sama nie wiem,
dziwniejsza niż wszystko inne, co mi się przytrafiło? Sposób, w jaki pies zawarczał na niego,
kiedy dotknął mojego ramienia. I to, jak ze mną rozmawiał. Jakbyśmy kontynuowali jakąś
wymianę zdań zaczętą w przeszłości. Tyle że przecież my się dopiero co poznaliśmy! I dla- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl