[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I to na długo. Jaryis uśmiechnął się. Mówitaś przez sen.
Co powiedziałam? Natychmiast się spięła.
Niewiele zrozumiałem. Coś o przeznaczeniu.
Nie chciała stąd się ruszać. Było jej tak dobrze. Jaryis, jego spojrzenie... Wielu
mę\czyzn tak na nią patrzyło. W zale\ności od nastroju droczyła się z nimi,
czasem bawiła, nie szczędząc pocałunków, lub odprawiała wyniośle, wiedząc,
\e następnego dnia znów będą u jej stóp.
Lord Larne jest inny. Dumny jak ona i obdarzony równie silną wolą. Metyl
wiedziała, \e Jaryis walczył z pokusą. Chciała, by przegrał tę walkę.
Samochód jest gotowy usłyszeli panią Helms.
Czar zniknął.
Pójdę po rzeczy mruknęła nieprzytomnie Meryl.
Gdy kilka minut pózniej zeszła na dół, Jaryisa nie było. Ubiegł ją i uregulował
rachunek. To ponad jego mo\liwości, przemknęło jej przez myśl. Na szczęście
deszcz ustał. Szybko poszła do warsztatu.
Samochód jest naprawiony perorował Mike. Ale to ostatni dzwonek,
by pomyśleć o nowym. Jedzcie ostro\nie, dobrze?
Było po północy. Ruszyli. Zza chmur wyszedł księ\yc i jak za dotknięciem
czarodziejskiej ró\d\ki świat zmienił się nie do poznania. Z wra\enia zapierało
dech.
Chciałam zapłacić... zaczęła.
Niepotrzebnie. To moja rola.
Nie zapraszałeś mnie na wycieczkę, sama się wkręciłam. Dlatego ja
powinnam była zapłacić.
Ale ja tak nie uwa\am.
Przecie\ ty nie masz... Ugryzła się w język.
Radzę ci nie kończyć tego zdania rzucił.
Nie miałam zamiaru.
Miałaś. I gdybyś to zrobiła, wyrzuciłbym cię z samochodu. Właśnie dlatego
nie chcę mieć z tobą do czynienia.
Jaryis znowu był spięty i pewnie zły, \e pozwolił sobie na chwilę słabości.
Posłuchaj... . zaczęła.
Temat jest wyczerpany.
Nie mów tak!
Powiedziałem: wystarczy.
Bo tak uznał lord Larne? Człowieku, masz tupet!
Zamiast odpowiedzieć, nacisnął hamulec i posłał jej złowrogie spojrzenie. Zrobi
to, przeraziła się. Ten palant jest gotów ją tutaj wysadzić.
Chcesz jeszcze coś powiedzieć zapytał groznie.
Tylko jedno. Dostaniesz dobrą nauczkę, jeśli teraz ten gruchot nie ruszy.
Jednak silnik zapalił od razu. A więc i złośnikom los czasami sprzyjał.
ROZDZIAA SZSTY
W oddali lśniła gładka tafla morza. Droga na grobli jaśniała jak srebrzysta
wstą\eczka. Na tle ciemnego nieba majaczyły potę\ne zarysy zamku. Być mo\e
ostatni raz oglądam ten widok, pomyślała Meryl. Szkoda.
Podjechali pod główne wejście. Mimo póznej pory stal tam jakiś samochód.
Hannah wybiegła na powitanie.
Przyjechał niejaki Blackham szepnęła konspiracyjnie do Jaryisa, Czeka
ju\ parę godzin. Mówi, \e się nie ruszy, bo ma pilną sprawę.
Bardzo pilną z tyłu rozległ się nieprzyjemny głos.
Obiecałem mojemu klientowi, \e nie dam panu uciec.
Z mroku wynurzył się chudy mę\czyzna po pięćdziesiątce. Nie robił dobrego
wra\enia. Meryl a\ się wzdrygnęła na jego widok.
Nigdzie przed panem nie uciekam, panie Błackham.
Czy\by? A te dokumenty Pomachał papierami. Mój klient domaga się
pieniędzy. I coraz bardziej się nie cierpliwi.
Meryl wycofała się w cień. Pewnie Jaryis zgrzyta zębami, \e stała się świadkiem
tej sceny.
Pański klient i ja zawarliśmy umowę...
Mój klient zmienił zdanie - prychnął Blackham Chce odzyskać pieniądze.
Inaczej podejmie działania.
Dobrze pan wie, \e nie wytrząsnę takiej sumy z rękawa wybuchnął Jaryis
Myśli pan, \e nie wiem, o co naprawdę chodzi? Te określone prawem
działania oznaczają dla mnie bankructwo.
Nie mam z tym nic wspólnego...
Akurat! Pański klient tylko czeka, by mnie wykończyć i za bezcen wykupić
Larne. Nie dla siebie. Niech pan ma odwagę powiedzieć mi to w oczy!
Konsorcjum od dawna ostrzy sobie zęby, a potencjalni właściciele ju\ zacierają
ręce z radości...
Do Meryl, która stała przy drzwiach, przysunęła się bezszelestnie Hannah.
Dzwonił pan Steen. Prosił przekazać wiadomość: Larry ju\ wie. Wszedł na
wojenną ście\kę .
Kiedy to było?
Parę godzin temu.
Czyli ju\ jest w drodze przeraziła się.
Nadszedł czas, by podjąć ostateczną decyzję. Zabawa się skończyła. Zresztą dla
Jaryisa ani przez moment nie była to zabawa. Ziemia usuwała mu się spod nóg. I
tylko Meryl mogła to powstrzymać. Teraz. Bo za dziesięć minut będzie po
wszystkim.
Energicznym krokiem podeszła do Blackhama i wyjęła mu z ręki papiery.
Zaśmiała się szyderczo, demonstracyjnie okazując znudzenie i niesmak. Jak\e
trywialna to sytuacja dla kogoś z wielkiego świata!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]