[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ostatnie słowa poniosły się w nocnym powietrzu. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie,
dostrzegł Melanie, po czym rzucił się do biegu. Pomknęła za nim, błyskawicznie wyszarpując
broń z niezbędniczki.
Stać! Policja!
Biegnę do ciebie, Mel! zawołał Bobby. Nie rób żadnych głupstw.
Harrison natychmiast przyłączył się do ostrzeżeń Bobby ego.
Nie strzelaj, May. Powtarzam, nie strzelaj, chyba że sam wyjmie broń. Chcę mieć tego
drania żywego.
Melanie biegła jak oszalała, a w uszach brzmiały jej przestrogi Harrisona. Zaczynało
brakować jej powietrza.
Usiłował wdrapać się na mur, kiedy wreszcie go dopadła. Chwyciła Enesa za pasek od
spodni i pociągnęła z całych sił do tyłu, gubiąc przy tym pistolet. Upadli na trawę i wielki
mężczyzna przygniótł Mel swoim ciężarem, omal jej nie miażdżąc. Zerwał się w ułamku
sekundy i ponownie chciał sforsować mur.
Z oddali słyszała dudnienie stóp Bobby ego i nawoływania, że już ją dostrzegł. Nie mogła
na niego czekać. Ponownie przyskoczyła do Enesa i ściągnęła go na ziemię.
Lecz teraz to Melanie zerwała się pierwsza i zanim oszołomiony mężczyzna zebrał się z
trawy, stała już w pozycji do walki. Była podniecona, ale całkowicie kontrolowała siebie.
Lata treningów zrobiły swoje.
Mogła mu się wreszcie przyjrzeć. Był tak przystojny, że dech jej zaparło. Przez jedną
krótką chwilę myślała, że się pomyliła. Ktoś taki nie może być przecież mordercą. Nie mógł
związać, zakneblować i udusić Joli Andersen. A jednak zrobił to. I by zaspokoić swe chore
fantazje, gotów był zabijać dalej.
Melanie rozprawiła się z nim dwoma potężnymi wyrzutami nogi. Pierwszy cios trafił go
w ramię, a drugi w bok głowy. Kiedy rozciągnął się na ziemi twarzą w dół, skoczyła mu na
plecy i wykręciła ręce do tyłu.
I wtedy rozpętało się piekło.
Dobiegł Bobby, z drugiej strony muru dochodziło wycie syren, pisk hamulców, trzaskanie
drzwiczek samochodowych, podniesione głosy. Migające koguty rozcinały nocne powietrze
czerwonym blaskiem.
Melanie zatrzasnęła kajdanki na nadgarstkach mężczyzny, wyrecytowała mu jego prawa i
podniosła się, z niejakim trudem chwytając równowagę.
W głowie jeszcze jej huczało od pierwszego upadku na ziemię, krwawiło kolano, piekł
cholerny pęcherz na nodze.
Bobby spojrzał na nią z niesmakiem.
Dobrze się czujesz, partnerze? wycedził sarkastycznie.
Kpisz czy o drogę pytasz? Uśmiechnęła się szeroko. Nigdy jeszcze nie czułam się
lepiej, Bobby.
ROZDZIAA PIDZIESITY DRUGI
W sobotni poranek Melanie została obudzona przez Caseya, który z gromkim krzykiem
wskoczył na jej łóżko.
Mamusiu, czas wstawać!
Melanie jęknęła i odwróciła się na plecy, zrzucając przy tym syna z siebie.
Pooglądaj kreskówki wymamrotała i przykryła głowę poduszką. Tej nocy ledwie
zmrużyła oczy, miała za sobą dwie noce spędzone na cmentarzu, dręczył ją niepokój o
Ashley, cierpiała z powodu kłótni z Mią. Obudz mnie pózniej.
W odpowiedzi Casey odtańczył na łóżku dziki taniec wojenny.
Do zoo! wrzeszczał. Do zoo!
Melanie rzuciła poduszkę na ziemię i spróbowała usiąść w pościeli, co nie było zadaniem
łatwym, zważywszy, że po łóżku skakał dziki człowieczek.
Mieszkam w zoo poskarżyła się z uśmiechem. Roznosi cię energia, tak? Nie możesz
się już doczekać?
Musiała przyznać, że teraz, gdy już się rozbudziła, z radością wyglądała najbliższych
godzin. Connor obiecał zabrać ich dzisiaj do zoo. Casey co prawda spotykał się już wcześniej
z Connorem, ale miała być to pierwsza specjalnie zaplanowana wyprawa całej trójki.
Melanie uśmiechnęła się i wyciągnęła ramiona do synka.
Chodz tu, uściskaj mnie i pocałuj na dzień dobry.
Ledwie spełnił prośbę matki, błyskawicznie zeskoczył z łóżka i wypadł z pokoju, ale po
chwili znów był z powrotem.
Pospiesz się, mamo. On tu zaraz będzie.
Dwie godziny pózniej, wykąpani, uczesani i pachnący, z koszem piknikowym
wypełnionym różnymi wiktuałami, powitali Connora w drzwiach frontowych.
Gotowi?
Pewnie! Casey przeskakiwał w podnieceniu z nogi na nogę. Idziemy, mamusiu.
Melanie wybuchnęła śmiechem.
Poczekaj, jeszcze kosz z jedzeniem.
Ja się tym zajmę powiedział Connor. A ty, brzdącu, możesz już wskakiwać do
samochodu. Na tylnym siedzeniu czeka niespodzianka.
Caseyowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Niespodzianka?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]