[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieistotne, zresztą mało mnie cała ta sprawa obchodzi".
R
L
T
Dlaczego więc dla niej było istotne, że Levi zataił przed nią prawdę? Dlaczego tak ją to
obeszło? Czy przesadza? Czepia się słówek? Nawet nie chciała myśleć, co by ryzykowała,
gdyby Levi chciał się z nią ponownie spotkać.
Smiley miał rację. Teraz nie był czas na takie sprawy. Teraz to było nieistotne. Musi
przestać myśleć o perfidii Leviego i skupić całą uwagę na Odette.
Zacisnęła ręce na torbie lekarskiej, którą trzymała na kolanach, i zaczęła wyobrażać so-
bie rozmaite scenariusze. Miała nadzieję, że tym razem będzie to normalny poród, nie poślad-
kowy. Przynajmniej będę mogła liczyć na pomoc Leviego, pomyślała nie bez ironii.
Dlaczego nie zabrał Odette do domu? Na pewno nie chce, żeby urodziła na pustej dro-
dze. Nigdy nie zrozumie tych ludzi.
Kiedy dotarli na miejsce, wyjaśniło się, dlaczego tam tkwią.
Powietrze ze wszystkich czterech kół terenówki Leviego było spuszczone. Obok stał ra-
diowóz miejscowej policji, a dwóch policjantów rozmawiało przez radio.
Smiley podjechał z wizgiem, wyskoczył z auta i pobiegł do Odette, która w spodniach i
samym biustonoszu siedziała oparta plecami o pień baobabu. Na ich widok wybuchnęła pła-
czem. Coś tu nie gra, pomyślała Sophie.
Levi siedział obok siostry i obejmował ją ramieniem. Kiedy Smiley podszedł, ustąpił mu
miejsca.
Sophie zrobiła w tył zwrot i bacznie przyjrzała się rzece. Dwa wielkie krokodyle trwały
nieruchomo w cieniu i żółtymi ślepiami, nie mrugnąwszy powieką, obserwowały ludzi. No, no.
Zapominając o urazach, Sophie zerknęła na Odette w objęciach Smileya i zwróciła się do
Leviego:
- Dobrze się czujesz?
- Znośnie - odparł ponurym tonem. - Telefon satelitarny padł zaraz po rozmowie z Wil-
liamem i policją.
Sophie zmarszczyła brwi. Levi nie wyglądał dobrze.
- Jesteś ranny?
- Drasnęła mnie zabłąkana kula. Nic mi nie jest.
Odgiął rękę, którą cały czas przyciskał do piersi, i wtedy Sophie zobaczyła, że lewe ra-
mię ma przewiązane zakrwawioną szmatą. Domyśliła się, że to bluzka Odette.
- Zobaczę.
- Wpierw zajmij się Odette.
R
L
T
Wciąż wydawał polecenia. Typowe.
Sophie szybko obejrzała się na Odette. Nie sprawiała wrażenia kobiety w ostatniej fazie
porodu.
- Jak się czujesz? - spytała.
- Teraz już dobrze - zapewniła ją Odette, nie odrywając twarzy od piersi Smileya.
- W takim razie pokaż rękę - poleciła Sophie.
Levi zgromił ją wzrokiem, ale posłusznie wykonał polecenie.
- Pospiesz się. On może znowu zacząć strzelać. Sophie spokojnie odwiązywała prowizo-
ryczny opatrunek.
- Zakładam, że stoimy po właściwej stronie drzewa - rzekła, a potem ruchem głowy
wskazała rzekę i dodała: - Tam też na nas czyhają. Policja obroni nas przed mordercą, ale nie
przed tymi potworami czekającymi na smaczny kąsek.
Levi uniósł brwi.
- Widocznie już taka twoja rola, żeby przestrzegać mnie przed krokodylami.
- A twoja rola widocznie polega na tym, żeby zatajać przede mną prawdę - odcięła się. -
Ale o tym porozmawiamy pózniej - dodała.
Kiedy Sophie zdjęła prowizoryczny tampon, zobaczyła ranę postrzałową, gładki wlot i
postrzępiony wylot. Kula przeszła przez mięsień, nie powodując większych obrażeń. Levi miał
rację, od tego się nie umiera. Trysnęła krew, więc Sophie błyskawicznie założyła tampon z po-
wrotem.
Levi jęknął z bólu.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi. Zagoi się. Zabierzcie stąd Odette. On chyba oszalał.
- Sądzę, że policja zabierze nas wszystkich - rzekła.
Levi gwałtownie potrząsnął głową.
- Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki go nie dopadnę - warknął.
Sophie dotknęła jego ramienia.
- W twoim stanie to będzie raczej trudne.
- Steve albo ktoś inny strzelił do nas, kiedy Odette żegnała się z tym miejscem. Chciał
zabić moją siostrę. Nadal tam jest, chociaż policja jest przeciwnego zdania.
Utkwił wzrok w jej twarzy. W jego oczach Sophie ujrzała determinację.
R
L
T
- Zostanę, dopóki go nie złapiemy. Zrób, o co proszę. Zabierzecie stąd Odette. Jeśli zo-
staniecie, on zechce zabić i was. - Sophie spojrzała na Smileya, który usiłował zająć czymś i
uspokoić Odette. - Zabierzecie ją stąd - powtórzył Levi.
W tym samym momencie kula trafila w drzewo za nimi ułamek sekundy przed tym, jak
usłyszeli świst. Smiley nakrył Odette sobą i dał nura za drzewo. Levi chwycił Sophie, pchnął ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl