[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chyba można
-190-
zaryzykować stwierdzenie, iż w pewnym momencie znowu odczujecie pokusę, by
wypuścić dżina z butelki, otrzymać od niego parę odkrywczych rad i w ten sposób
uczynić waszą firmę bardziej konkurencyjną.
Reid odchylił się w fotelu i spojrzał mi w oczy.
- To bardzo istotne spostrzeżenie - przyznał. Zaskoczył mnie, choć jego dalsze
słowa nie były już tak zdumiewające. - Jednak... Sądzę, że możecie polegać na
moim zwyczaju robienia tylko tego, co jest zupełnie bezpieczne.
Spojrzał na Talgartha.
- Co to ja proponowałem? Co miał robić każdy, kto może sobie pozwolić na
odizolowaną platformę kosmiczną, otoczoną laserami i bronią nuklearną?
Talgarth uśmiechnął się i przytaknął.
- Zaraz... - odezwał się Borys z miną, która w kreskówkach zawsze łączy się z
zapaloną żaróweczką w dymku.
- Mimo to - przerwałam mu nieubłaganie - zrobiłeś to z, jak to się nazywa?
Błękitną Mazią zamiast pełnego uzbrojenia i uszło ci to na sucho. Dlaczego nie
miałbyś tego powtórzyć?
- Prawa szybkiego ludu - oznajmił zupełnie poważnie.
- Prawa czyje? - powtórzyłam. Nie byłabym bardziej zaskoczona, gdybyśmy zaczęli
dyskutować o prawach kultur bakterii.
- No wiesz - machnął ręką. - Zwykły zestaw. %7łycie, wolność i prawo do szczęścia.
Wybuchnęłam śmiechem.
- A teraz poważnie - powiedziałam, kiedy się uspokoiłam. - Co cię powstrzymuj e?
Reid zgniótł papierosa i spojrzał na mnie niechętnie.
- Ja mówię poważnie. Nie można zrobić tego, czego się dopuściliśmy przed
pięcioma laty. Już wtedy było to złe, ale... - skrzywił się - nie wiedzieliśmy o
tym. Można było ożywić szybki lud i przygotować się na obronę przed nimi, ale
nie wolno było ich przywrócić do życia i skasować, kiedy dali nam to, co
chcieliśmy. Więc nie musicie się niepokoić, że znowu to zrobimy.
Talgarth przytaknął. Zmarszczyłam brwi, starając się coś z tego zrozumieć. Dee i
Tamara przyglądały mi się ostro, ostrzej nawet niż mężczyzni.
- Sam zaproponowałeś, że zrobisz to dla mnie - wysunęłam zarzut. - Dla zemsty.
-191-
Uśmiechnął się zimno.
- Wiedziałem, że się nie zgodzisz. Jesteś zbyt inteligentna.
Zastanowiłam się, jakby zareagował, gdybym wzięła go za słowo, ale doszłam do
wniosku, że lepiej porzucić ten nieprzyjemny temat i wrócić do głównego punktu
programu.
- A zatem nie możemy być pewni, że ich nie ożywisz, ale za to z pewnością ich
nie skasujesz?
- Mniej więcej - oznajmił pogodnie. - Ale, jak już powiedziałem, nie ożywimy ich
bez odpowiednich zabezpieczeń. Nie ma na to specjalnej szansy w przewidywalnej
przyszłości.
Dostrzegałam wprawdzie rozmaite okoliczności, kiedy jego pojęcie  odpowiednich
zabezpieczeń" mogłoby się różnić od mojego, ale zostawiłam to na razie i
spróbowałam jakoś przejść nad tym do porządku.
- Według Wilde'a - powiedziałam powoli - miałeś kiedyś inne poglądy.
Twierdziłeś, że szybki lud jest jedynie sztuczną inteligencją, a instalacje nie
mają świadomości. A teraz mówisz, że jedyną gwarancjąnaszego bezpieczeństwa są
twoje zupełnie odwrotne przekonania. Dlaczego je zmieniłeś?
Na jego twarzy rozlał się szeroki, szczęśliwy i głupawy uśmiech.
- Dzięki Dee.
Pokręciłam głową i spojrzałam na towarzyszy, a potem na Dee, która nie
spuszczała ze mnie nieruchomego wzroku. Doznałam nieprzyjemnego wrażenia, że
ona
wie, o czym myślę.
- Chyba nie rozumiem - powiedziałam nieszczerze i dyplomatycznie.
- To zupełnie proste - odparł sucho Reid. - To kwestia doświadczenia.
Zorientowałem się, że nie mogę myśleć o Dee tak, jak myślałem, zanim stała się
autonomiczna. - Uśmiechnął się do niej. - Zanim ode mnie odeszła. Teraz wiem, że
mój dawny, hm, związek z nią był żałosny i chory, ale musicie nam wybaczyć
tutejsze zwyczaje. Gynoidalni i androidalni partnerzy są tutaj symbolem sukcesu
wśród bogatych ludzi. Objaw kapitalizmu - uśmiechnął się z odrobiną zażenowania.
- W każdym razie, po wielu oskarżeniach, które wytoczyła Dee, po
zmartwychwstaniu, kiedy zacząłem poznawać ją na nowo... zrozumiałem, że muszę
jąuznać za człowieka. Nie za sprytną podróbkę, imitację, ale za prawdziwą
kobietę, którą pokochałem i która pokochała mnie. A ponieważ często i uporczywie
zaprzeczałem publicznie, jakoby ona i inni sztuczni ludzie mieli być prawdzi-
-192-
wymi ludzmi, nie miałem innego wyjścia, jak tylko przyznać się do błędu w bardzo
oficjalny i niezaprzeczalny sposób.
Zerknął na wielką fotografię naprzeciwko mnie i znowu uśmiechnął się do Dee.
- Ożeniłem się z nią.
Więc o to chodziło! Małżeństwo oznaczało publiczną deklarację rodzaju
wzajemnych
praw własności: dziwny, stary zwyczaj, dość rzadko spotykany w Unii, lecz tutaj
najwyrazniej rozpowszechniony. A zatem Reid związał się z tą maszynką w ładnym
ciele i w ładnej sukience, którąposiadał i używał przez lata. Miałam nadzieję,
że moja twarz nie zdradziła obrzydzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl