[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciał z hallu odgłos rozmowy, a w chwilę potem otworzyły
63
się drzwi i Ewa ujrzała na progu pannę Bellano.
Obrzuciła obecnych szybkim spojrzeniem i podeszła do
Lavery'ego z wyciągniętą dłonią.
 Nie wiem, czy pan mnie sobie przypomina, drogi
mecenasie. Poznaliśmy się kilka miesięcy temu na bankie-
cie  Unii  mówiła szybko i swobodnie.
 Mam nadzieję, że zechce mnie pan przedstawić
swojej małżonce, abym mogła ją przeprosić za najście, Z
panną Fontenay już się znamy
Lavery dokonał prezentacji z lekkim uśmiechem. Pod-
czas przywitania z Ewą panna Bellano uśmiechnęła się
promiennie Ewa zobaczyła jednak jej oczy, z których biła
zimna nienawiść
 Właśnie siedzimy przy kawie. Może pani pozwo-
li?  zaprosiła Alicja wskazując jeden z foteli.
 Dziękuję bardzo, przyznam, że chętnie się napiję
 szczebiotała panna Bellano.  Obecnie nie występuję
gdyż naderwałam sobie ścięgno i lekarz zabronił mi tań-
czyć Tak się złożyło, że przypadkowo znalazłam się w
Pontoise, co przypomniało mi dawną rozmowę z pani mę-
żem. Zbyt zachęcająco opisał mi wtedy posiadłość pań-
stwa, bym mogła opanować ciekawość. Pomyślałam sobie,
że państwo nie wezmą mi za złe jeśli tu wpadnę i obejrzę
ich uroczy dom!
 Absolutnie nie  powiedział uprzejmie Lavery
 Pani obecność jest dla mnie pochlebnym świadec-
twem, dowodzi bowiem, że moje zdolności krasomówcze
są jeszcze coś warte.
 Musi tak być  uzupełniła Ewa  skoro to kra-
somówstwo skłoniło pannę Bellano do odbycia kilome-
trowego spaceru z naderwanym ścięgnem..
 Tak, ma pani rację. Zresztą muszę dodać że był to
64
z mojej strony bardzo, lekkomyślny krok, gdyż noga roz-
bolała mnie okropnie.
Opuściła powieki i na twarzy jej odmalował się dys-
kretny wyraz cierpienia. Panna Bellano była kobietą do-
świadczoną i wiedziała, jak razi w takiej grze wszelka
przesada.
Rozmowa zeszła na tory zwykłych towarzyskich bana-
łów i trwała już godzinę, kiedy uroczy gość zorientował
się, że pobyt zaczyna się zbytnio przeciągać.
 Na mnie już najwyższy czas  powiedziała wsta-
jąc.  Istotnie ta posiadłość jest urocza i z żalem ją
opuszczam.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale z grymasem bólu
zachwiała się na nogach.
 Och, moje ścięgno!  jęknęła.  Naprawdę zro-
biłam wielkie głupstwo udając się na tak długi spacer!
Przeszła kilka kroków kulejąc.
 Przecież pani nie dojdzie! Nie może pani iść taki
kawał drogi z tą nogą  zatroskała się Alicja.
Panna Bellano potrafiła opanować grymas bólu i
uśmiechnęła się.
 Mam nadzieję, że ją rozchodzę. To chyba tylko
chwilowe.
 Może by pani została u nas na noc? Miejsca jest
dość. Do jutra noga wypocznie i będzie mniej bolała 
zaproponowała Alicja.
 A Piotr ewentualnie odwiezie panią rano samo-
chodem  dodała Ewa, co niekoniecznie musiało być
sugestią do natychmiastowego wykorzystania.
Jednakże panna Bellano prawdopodobnie nie dosłysza-
ła tej uwagi, gdyż zwróciła się z zaaferowaną minką do
Lavery'ego.
 Małżonka pana, drogi mecenasie, jest tak miła i
65
dobra. Chętnie skorzystałabym z propozycji, gdyby nie
obawa, że narobię kłopotu...
 Ależ to żaden kłopot! Alicja ma zupełną rację, do
jutra ból minie, więc jeśli nikt pani nie oczekuje, proponu-
ję, aby pani została.
Słowa brzmiały uprzejmie, lecz spojrzenie Lavery'ego,
który nie spuszczał oczu z twarzy tancerki, było uważne i
dociekliwe.
 A zatem bardzo państwu dziękuję.
 Dostanie pani pokój obok Ewy, będziecie miały
wspólną łazienkę. Każę zaraz Piotrowi przygotować po-
ściel.
Panna Bellano z wyrazem ulgi na twarzy opadła z po-
wrotem na fotel.
Alicja zajmowała ostatni pokój z
północnej strony. Ponieważ Piotra nie było w pomieszcze-
niach służbowych, poszła korytarzem w nadziei, że odnaj-
dzie go w tej części domu. Miękki chodnik tłumił kroki,
kiedy więc otworzyła drzwi do swojej sypialni, zaskoczyła
go w chwili, gdy stał nachylony nad jej toaletą z listem w
ręku.
Domyśliła się, co to był za list i serce w niej zamarło.
Jak to się stało, że dotychczas go nie zniszczyła?! Na od-
głos otwieranych drzwi służący obrócił się.
 Jak... jak Piotr śmie?  zdołała wykrztusić, nie-
zdolna do powiedzenia niczego więcej.
Lokaj nie zdradzał zmieszania. Obserwował bez słowa
rozdygotaną kobietę, jak gdyby oczekując jej dalszych
słów. Alicja nie była jednak zdolna nic więcej powiedzieć,
To, co się stało, odebrało jej resztę sił  nie starczyło ich
już na przeciwstawienie się tej nowej, nieoczekiwanej
katastrofie.
 Dlaczego, do diabła, nie zniszczyła pani tego listu?
66
Instrukcja przecież była wyrazna!  rzucił napastliwie
Piotr. Sposób zaś, w jaki się odezwał, był równie zaskaku-
jący.
Alicja zdrętwiała.
 Sama nie wiem... Zrobiłam straszne głupstwo 
wyjąkała.
 Wprawdzie nie stawiła się pani na to spotkanie,
ale list należało koniecznie zniszczyć!
 Skąd Piotr wie, że się nie stawiłam?  Raptowne
podejrzenie zadrgało w jej głosie. Tej możliwości nie
przewidywała. Na samą myśl o tym doznała zawrotu gło-
wy.
Lokaj uśmiechnął się ironicznie. Nie miał już w sobie
nic z ugrzecznionej gotowości do usług, jaka cechowała go
dotychczas.
 Miała pani stawić się o dziesiątej wieczór, data i
godzina zostały w liście ściśle podane. Któż jak nie ja 
powiedział z sarkazmem  może lepiej wiedzieć, że była
pani w tym czasie w domu.
 Ależ na ten wieczór prosił Piotr o zwolnienie!
Skąd więc ta pewność?
 Informację otrzymałem od kucharki, proszę sza-
nownej pani  oznajmił z przesadnym ugrzecznieniem.
 To są tylko słowa! Oczywiście, że Piotr nie przy-
zna się że mnie szantażował.
 Ja?!
 Jeśli nie sam, to wspólnie z panem Volbertem!
 Zatem przypuszcza pani, że te listy pochodzą od
pana Volberta?
Zorientowała się, że mówi za dużo. Chwila oszołomie-
nia minęła i dopiero teraz Alicja zdała sobie sprawę, jak
skandalicznie zachowuje się służący. Była na siebie zła, że
od razu, z miejsca, nie zbeształa go za to, że ośmielił się na
indagację, a udzielając odpowiedzi, niejako akceptowała
ten stan rzeczy.
67
Należało natychmiast zmienić tę sytuację, w której
skutkiem chwilowego zaskoczenia znalazła się tak nie-
opatrznie.
 Jakim prawem Piotr ośmielił się rewidować moją
toaletę!
 To, co znalazłem, zwalnia mnie od konieczności
udzielania odpowiedzi. Jednocześnie pozwolę sobie za-
uważyć, że pani pozycja jest za słaba, aby zadawać mi
tego rodzaju pytania.
 Piotr jest bezczelny  powiedziała, wyciągając
rękę.  Proszę mi oddać ten list!
 Nie, list zabiorę, gdyż istnieje obawa, że znów za-
pomni go pani zniszczyć. Obecnie radzę uspokoić się i
zachowywać z większym opanowaniem. Nie jest wskaza-
ne, aby ktoś powziął podejrzenia.
Ostrzeżenie przyszło w samą porę, gdyż na korytarzu
rozległo się wołanie Lavery'ego:
 Alicjo, czy jesteś u siebie?
 Proszę natychmiast się opanować!  rzucił cicho,
ale rozkazująco lokaj widząc, że na twarzy Alicji znów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl