[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czułabym się zle; a prócz tego sądziłam, że lepiej będzie...
Nie, nie byłoby w tym nic niewłaściwego, gdybyś została u siebie. Ale mam ochotę się
zdrzemnąć; radzę ci iść do siebie i zrobić to samo, chyba że wolałabyś położyć się obok mnie.
Droga matko, jestem ci bardzo obowiązana, lecz przywykłam sypiać sama i nie potrafi-
łabym inaczej.
Więc idz. Nie zejdę do refektarza na obiad; podadzą mi tutaj: być może, nie wstanę przez
cały dzień. Przyjdziesz do mnie wraz z kilkoma siostrami, które wezwę.
A czy siostra Teresa będzie między nimi? spytałam.
Nie odpowiedziała mi.
Jestem z tego rada.
Dlaczegoż to?
Nie wiem: jakoś obawiam się spotkania z nią.
Uspokój się, moje dziecko; zapewniam cię, że ona bardziej obawia się ciebie, niż ty po-
winnaś jej się obawiać.
Pożegnałam ją i poszłam odpocząć trochę. Po południu udałam się do celi przełożonej,
gdzie zastałam dość licznie zebrane najmłodsze i najładniejsze zakonnice; inne mniszki od-
wiedziły przełożoną i wyszły.
Pan zna się na malarstwie, panie markizie... Zapewniam pana, że to był dość miły obraz.
Proszę sobie wyobrazić pracownię, a w niej około tuzina dziewcząt, z których najmłodsza
mogła mieć lat piętnaście, a najstarsza nie miała dwudziestu trzech; przełożona, kobieta około
czterdziestki, leżała, wsparta połową ciała na poduszkach, biała, świeża, tęga, z podbródkiem,
który nosiła z pewnym wdziękiem; ramiona jak utoczone, palce cienkie, usiane dołeczkami,
oczy czarne, duże, żywe, o tkliwym wyrazie, prawie zawsze przymknięte, jakby otworzenie
ich sprawiało jej pewien trud; wargi różane, zęby białe jak mleko, policzki o bardzo pięknym
owalu, głowa zgrabna wtulona w puszystą i miękką poduszkę; ręce swobodnie wyciągnięte
wzdłuż ciała, z dwiema poduszeczkami podtrzymującymi łokcie.
Siedziałam na brzegu jej łóżka bezczynnie; inna mniszka umieściwszy się na fotelu trzy-
mała na kolanach krosienka do haftowania; jeszcze inne w pobliżu okien robiły koronki; nie-
które ulokowały się na podłodze, na poduszkach zdjętych z krzeseł szyły, haftowały, strzę-
piły jakąś tkaninę lub przędły na małych kołowrotkach. Były tam blondynki i brunetki; ani
jedna nie podobna do drugiej, chociaż wszystkie piękne. Ich usposobienia różniły się tak sa-
mo jak fizjonomie: jedne były pogodne, inne wesołe, jeszcze inne poważne, melancholijne
lub smutne. Wszystkie pracowały oprócz mnie, jak to już panu powiedziałam. Bez trudu roz-
różniało się w tym gronie przyjaciółki, obojętne lub wrogo do siebie nastrojone; przyjaciółki
umieściły się bądz obok siebie, bądz naprzeciw i przy robótkach rozmawiały, naradzały się,
zerkały na siebie, ściskały jedna drugiej palce pod pretekstem, że podają sobie szpilki, igły,
nożyczki. Przełożona przebiegała po nich spojrzeniem; jednej zarzucała nadmierną pilność,
drugiej próżniactwo, tej obojętność, tamtej smutek; kazała sobie przynosić robotę, chwaliła ją
lub ganiła; poprawiała jednej z mniszek strój głowy... Ten welon zbytnio opada na przód... te
boczne części kwefu zanadto zachodzą na twarz, nie widać dobrze policzków... yle wyglądają
takie plisy... . Rzucała każdej jakieś słówko: wymówkę bądz pochwałę.
Gdyśmy w ten sposób spędzały czas, usłyszałam ciche pukanie. Podeszłam do drzwi.
Przełożona powiedziała mi:
Zuzanno, wrócisz.
Tak, droga matko.
Koniecznie wróć, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Wrócę...
79
Była to ta biedna Teresa. Chwilę stała nie mówiąc ani słowa, ja również milczałam; po
czym powiedziałam jej:
Droga siostro, czy masz do mnie interes?
Tak.
Czym mogę ci służyć?
Zaraz ci powiem. Popadłam w niełaskę u naszej drogiej matki; sądziłam, że już mi prze-
baczyła, i miałam pewien powód, by tak myśleć; tymczasem wy wszystkie jesteście zebrane u
niej, a mnie tam nie ma i rozkazała mi pozostać w celi.
Chciałabyś tam wejść?
Tak.
Czy pragnęłabyś, abym poprosiła ją o pozwolenie?
Tak.
Poczekaj, moja droga; idę tam.
Naprawdę wstawisz się do niej za mną?
Naturalnie! dlaczegóż nie miałabym ci tego przyrzec i czemu nie miałabym tego zrobić,
gdy ci przyrzeknę?
Ach! rzekła patrząc na mnie serdecznie przebaczam jej, przebaczam jej pociąg, jaki
ma do ciebie; posiadasz przecież wszystkie uroki, najpiękniejszą duszę i najpiękniejsze cia-
ło...
Byłam zachwycona, że mogę wyświadczyć jej tę drobną przysługę. Wróciłam. Inna młoda
zakonnica podczas mej nieobecności zajęła moje miejsce na brzegu łóżka przełożonej; na-
chylona nad nią, z łokciem między jej udami, pokazywała jej swą robótkę; przełożona, niemal
zamknąwszy oczy, mówiła tak i nie prawie nie patrząc na tamtą; nie zauważyła, że stoję
przy jej łóżku. Niebawem otrząsnęła się z tego lekkiego roztargnienia. Ta, co zajęła moje
miejsce, ustąpiła mi go, usiadłam z powrotem; potem lekko nachyliwszy się nad przełożoną,
która dzwignęła się nieco na poduszkach, nie odzywałam się ani słowem, ale patrzyłam tak,
jakbym miała prosić ją o jakąś łaskę.
A więc zapytała mnie o co chodzi? Mów, czego chcesz? Czyż jestem w stanie od-
mówić ci czegokolwiek?
Siostra Teresa...
Rozumiem. Jestem z niej bardzo niezadowolona; ale Zuzanna wstawia się za nią i prze-
baczam jej; idz powiedzieć jej, że może wejść...
Pobiegłam do siostry Teresy. Biedna siostrzyczka czekała pode drzwiami; powiedziałam
jej, żeby weszła uczyniła to drżąc, oczy miała spuszczone; trzymała długi kawałek muślinu
przytwierdzony do wzoru; wszystko to wypadło jej z rąk przy pierwszym kroku; podniosłam
robótkę, wzięłam ją za ramię i przyprowadziłam do przełożonej. Padła na kolana; pochwyciła
jej rękę i pocałowała wzdychając i roniąc łzę; potem ujęła moją, połączyła ją z ręką przełożo-
nej i ucałowała obie. Przełożona dała jej znak, żeby się podniosła i usiadła, gdzie chce; speł-
niła jej rozkaz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]