[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na intuicję? Nie będzie niezawodna, bo nie posiadam nadprzyrodzonych zdolności!
- Dobrze! Już dobrze! - Machnął rękami z rozdrażnieniem i ruszył do wyjścia.
- Przyjąłem do wiadomości!
- Ja też przyjęłam. Pana przeprosiny! - rzuciła w stronę jego oddalających się
pleców.
Obrócił się i po raz pierwszy w tym tygodniu uśmiechnął się.
- Przeginasz! Teraz muszę zadzwonić do Roberty i odwołać prawnika. Idz już
lepiej do domu - powiedział, wciąż się uśmiechając.
S
R
To było nawet lepsze niż przeprosiny - poprzedniego dnia Caitlyn musiała zo-
stać w biurze niemal do północy.
- Jeśli jest pan pewien, że...
- Oczywiście. Harowałaś jak wół przez ten tydzień - był to pierwszy komple-
ment, który usłyszała od niego, od kiedy zaczęła pracę. Cała wściekłość wyparowa-
ła. Uśmiechnęła się i sięgnęła po torbę. - Do zobaczenia jutro o siódmej.
- O siódmej? Przecież jutro jest sobota!
- Dlatego chcę wypróbować ten hotel na półwyspie. Zastanawiam się, czyby
go nie kupić z myślą o zagranicznych klientach, którzy chcą się wyrwać na chwilę
z miasta. To naturalne, że najpierw chcę sam spędzić tam weekend.
- Ale nie mamy zarezerwowanych pokojów - powiedziała Caitlyn z resztką
nadziei w głosie. Jej marzenia o wylegiwaniu się przez cały weekend w wannie le-
gły w gruzach w zderzeniu z realiami nowej pracy.
- Zadzwonimy, gdy będziemy w drodze. Zobaczymy, co uda im się załatwić
w tak krótkim czasie. I oczywiście użyjemy pseudonimu. Nie chcę, by wiedzieli, że
to ja się do nich wybieram. - Zauważył, że zmarszczyła brwi, i dodał:
- Zawsze jestem o krok do przodu przed innymi, Caitlyn. Dlatego odniosłem
sukces. Musisz o tym pamiętać.
I choć wciąż się uśmiechał, jego oczy pozostały ponure. Słowa Lazzara
brzmiały jak przestroga.
Gdy o siódmej rano Jeremy otworzył pilotem bramę do rezydencji Lazzara,
Caitlyn zdała sobie sprawę, że nawet nie stara się pogodzić życia prywatnego z pra-
cą - asystentka Lazzara Ranaldiego nie miała co marzyć o życiu prywatnym. Każ-
dego ranka spotykali się w hotelu albo u niego, w zależności od tego, co dyktował
harmonogram. A cóż to był za harmonogram! W ciągu tygodnia pracy u niego Ca-
itlyn przemierzyła więcej kilometrów niż w ciągu całego życia. Lazzaro traktował
helikoptery jak taksówki, a loty samolotem na dwugodzinne spotkania były co-
dziennością. Caitlyn wstawała przed świtem i brała prysznic, po czym szofer
S
R
Lazzara dowoził ją na miejsce. Codziennie kładła się spać przed północą tylko po
to, by zerwać się na równe nogi wraz z dzwonkiem budzika. I cały ten cyrk zaczy-
nał się od nowa...
Wypiła ostatni łyk kawy na wynos z nadzieją, że kofeina szybko zacznie dzia-
łać. Wyszła z samochodu, przykleiła uśmiech do twarzy i zastukała do ciężkich
drzwi wejściowych, zastanawiając się, w jakim nastroju zastanie szefa.
- Dzień dobry! - Przyzwyczajona do tego, że nikt nie odpowiada, Caitlyn
otworzyła drzwi.
Jej wysokie obcasy głośno stukały w parkiet i milkły na grubych, szykownych
dywanach. Nowe buty zaczęły ją obcierać, zanim dotarła do pustego holu. Była u
niego dopiero trzeci raz. Zwykle Lazzaro czekał w kuchni, witał się z nią szybko i
przystępował do omawiania harmonogramu.
Ale nie tym razem.
Idąc ciemnym korytarzem, czuła się jak intruz. Nie przywykła jeszcze do wy-
twornych wnętrz na tyle, by przestały ją zachwycać. Jego urządzona z przepychem
rezydencja w Toorak, przedmieściu Melbourne, nie pozostawiała wątpliwości, że
mieszka w niej mężczyzna. Caitlyn rzucił się w oczy brak kobiecej ręki - kwiatów
ożywiających wnętrze, kolorowych akcentów łagodzących twarde linie mebli,
przyciągających wzrok fotografii.
Przechodząc obok salonu, dostrzegła, że w tym zwykle nienagannie posprzą-
tanym pokoju panuje bałagan. Zatrzymała się na widok poduszek rozrzuconych po
podłodze i wciągnęła w nozdrza niepożądany zapach ciężkich, egzotycznych per-
fum. Kolorowe diody wieży stereo migały w ciemności. Pewnie nie miał czasu wy-
łączyć jej przed udaniem się do sypialni. Caitlyn pokręciła głową i skierowała się
do kuchni.
Musisz się przyzwyczaić, Caitlyn.
Pomagała Lazzarowi organizować jego życie, więc powinna się przyzwyczaić
do kobiet, które mu to życie umilały. A było ich wiele: Lucy, Tabitha, Mandy, Ta-
S
R
nya... Każde wymruczane w słuchawce imię było dla niej jak cios - cios, który
Lazzaro łagodził, gdy odmawiał odebrania telefonu. Caitlyn pomyślała, że może
tym razem to Bonita - kobieta, której niski, gardłowy głos był w stanie wyrwać
Lazzara nawet z najważniejszego spotkania.
Gdy weszła do kuchni, zauważyła pustą butelkę po szampanie i dwa kieliszki.
Na jednym z nich widniały ślady szminki.
Usłyszała kroki na schodach i przygotowała się na widok jakiejś olśniewają-
cej egzotycznej piękności.
Ale to był tylko Lazzaro.
Do diaska! - pomyślała, usuwając się spod lampy w nadziei, że cień ukryje jej
rumieniec. Czy on nie może się ubrać?
Lazzaro przyszedł prosto spod prysznica. Miał na sobie same spodnie, w do-
datku z rozpiętym guzikiem, i poklepywał ręcznikiem świeżo ogoloną twarz. Jego
śniada, oliwkowa skóra, zwykle zakryta od nadgarstków po szyję, teraz była od-
słonięta.
- Jestem spózniony... - Mokre włosy opadły mu na czoło. Oszołomiła ją piż-
mowa woń wody po goleniu w połączeniu z zapachem wilgotnej skóry. Ale to nie
zapach zapierał jej dech w piersiach, tylko mężczyzna. - Chcesz kawy?
Proste pytanie - właściwie zbędne, bo tylko dzięki kofeinie udało jej się prze-
trwać ten tydzień. Lecz choć wypiła z nim niezliczone filiżanki, ta kawa wydała jej
się inna. Robił ją Lazzaro we własnym domu.
- Kawa? - powtórzył.
Milcząco skinęła głową, oblewając się rumieńcem.
Gdy odwrócił się i otworzył szafkę nad głową, ujrzała zarys jego mięśni. Na-
prawdę wolałaby, żeby coś na siebie narzucił. Bo na widok półnagiego Lazzara
krzątającego się po kuchni jej myśli rozproszyły się jak liście na wietrze. Miała tyl-
ko nadzieję, że nie wyciągnie trzech filiżanek - że gość Lazzara do nich nie dołą-
czy, albo, co gorsza, Lazzaro nie zaniesie jej kawy.
S
R
Jak szczęśliwa musiała być kobieta, która budziła się przy nim...
- Proszę. - Gdy podawał jej kawę, jej oczom ukazała się jego klatka piersiowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl