[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ubraną w kask strażacki, znajdowały się rzędy czerwonych,
białych i niebieskich balonów. Guy wyciągnął dwa dolary.
- Oto dahty dla pana - powiedziała kobieta z silnym akcentem
z Massachusetts. - Powodzenia.
Guy podniósł strzałkę i obrócił w dłoni, przyglądając się jej.
- Nie pamiętam... którą stroną to lata? - zwrócił się do Ivy, po
czym zaśmiał się z jej reakcji. - %7łartuję. - Podniósł rękę,
zamachnął się i rzucił. Pyk!
- Jest! - potwierdziła kobieta. Przy następnym rzucie chybił.
- Jedna na dwie.
Guy zacisnął szczękę i rzucił. Pyk! i potem znowu, pyk!
- Trzy na cztery - liczyła kobieta. Guy rzucił ostatnią strzałkę.
Pyk!
- Cztery na pięć! Proszę wybrać sobie dowolną nagrodę, sir!
Guy odwrócił się do Ivy.
- Co byś chciała?
- Ty wybierz - odpowiedziała Ivy, ciekawa, co wybierze. Guy
przyjrzał się tęczy wypchanych pluszaków.
- Górny rząd, trzeci od lewej.
Kobieta wręczyła mu pluszowego białego konia ze
skrzydłami.
- To albo koń-anioł, albo Pegaz - stwierdził Guy, oddając
wypchaną zabawkę w ręce Ivy.
- Pegaz - powtórzyła. - Znasz mitologię. Guy posłał jej
szelmowski uśmiech.
- Następny dowód, że lubię klasykę.
- Zawsze to wiedziałam! Dziękuję - powiedziała Ivy,
wkładając sobie maskotkę pod pachę. - Peg jest przesłodka.
Przeszli do kolejnej budki i na zmianę rzucali obręczami,
celując w butelki, następnie przejechali się wielką karuzelą,
wznosząc się i opadając wśród migoczących świateł jarmarku.
- Chcesz jeszcze raz się przejechać karuzelą czy zjeść obiad? -
spytał ją Guy, kiedy wysiedli.
- Dla mnie deser - odparła Ivy. - A potem następna karuzela. A
potem następny deser.
Roześmiał się i poszli dalej, obejmując się ramionami,
kierując się znakami prowadzącymi do części restauracyjnej. Po
drodze Ivy wypatrzył Max.
- Ivy, tutaj! - zawołał. On i Beth siedzieli na ławce obok
elektrycznych samochodzików.
- Kto to? - spytał Guy.
- Max. I Beth.
- Czy Will jest tu dzisiaj? - w głosie Guya zabrzmiała nuta
zakłopotania.
- Myślę, że przyszli wszyscy razem - odparła i zobaczyła, jak
czujnie Guy rozejrzał się wokół.
- Może staniesz w kolejce po burgery, a ja pójdę się przywitać
- zaproponowała Ivy.
Podeszła do Maxa i Beth ściśniętych na ławce.
- Cześć, gdzie jest reszta? Max wskazał ręką za siebie.
- Poszli na samochodziki. Beth nie chciała jezdzić. A ja wiem,
jak Bryan i Kelsey lubią zderzać się autami, więc też nie
chciałem.
Ivy uśmiechnęła się i postała chwilę, przyglądając się.
Samochodziki miały staroświecki wygląd, z wysokimi czarnymi
prętami kończącymi się jak rozdwojony język węża, liżący i
iskrzący po metalowym suficie. Will i Dhanya jechali gładko po
wypolerowanej podłodze; Bryan, Kelsey i ktoś jeszcze kręcili
swoimi autkami jak wariaci, wywołując całe serie zderzeń.
- Czy to Chase? - spytała Ivy, zaskoczona.
- Tak - potwierdził Max, kiedy Beth się nie odezwała.
- Zapach - mruknęła Beth. - Ivy, ten ohydny zapach.
- Coś jak palone włosy? - spytał Max. - Te samochodziki
zawsze tak śmierdzą.
Ivy usiadła.
- Nie wiedziałam, że Chase przyjdzie dziś wieczorem.
- My też nie - odparł Max. - Czekał na parkingu i przyjechał za
nami.
- Bądz ostrożna - powiedziała Beth. - To niebezpieczne. Ivy
zmarszczyła brwi. Czy to Chase tak wystraszył Beth?
- Są na prąd, ale to bezpieczne - zapewnił ją Max.
Beth pokręciła głową, skręcając łańcuszek z wisiorkiem. Ivy
zdała sobie sprawę, że prowadzą dwie różne rozmowy i żadne z
nich nie wydaje się świadome, że drugie go nie rozumie.
Autka zatrzymały się i Kelsey, Bryan oraz Chase w dalszym
ciągu rozpychali się z hałasem i śmiechem, schodząc po rampie.
Will i Dhanya szli za nimi w milczeniu.
- Cześć, Ivy! Powinnaś być tu z nami, ty i Guy - oznajmiła
Kelsey i zatrzymała się, żeby się rozejrzeć. - Gdzie jest Pan
Tajemniczy?
Ivy wskazała za siebie w kierunku straganu z burgerami.
- Poszedł po coś do jedzenia.
- Pan Tajemniczy - powtórzył Bryan. - Mówisz o naszym
gościu z amnezją?
- Gdzie? - spytał Chase. Jego szare oczy błyszczały
ciekawością.
- Ten boski facet, trzeci w kolejce - podpowiedziała im Kelsey.
Wyciągnęli szyje, żeby go zobaczyć. Kiedy Ivy dostrzegła, że
oczy Willa się zwęziły, odwróciła się, żeby także spojrzeć. Guy
rozmawiał z ciemnowłosą dziewczyną, kręcąc głową i żywo
gestykulując, jak gdyby o czymś ją przekonywał.
Oddalił się od dziewczyny, ale po chwili, kiedy coś za nim
zawołała, znów się do niej odwrócił i kontynuował rozmowę z
jeszcze większym ożywieniem niż poprzednio.
- Wybaczcie - mruknęła Ivy i ruszyła w ich stronę.
- Wezmą się za kudły! - stwierdziła Kelsey z nadzieją w
głosie. Zanim Ivy dotarła do Guya, dziewczyna już odeszła.
Szukała
czegoś w torebce, a Ivy uchwyciła urywek melodyjki z
telefonu dziewczyny.
Dziewczyna przycisnęła sobie telefon do ucha, po czym raz
jeszcze obejrzała się na Guya. Do Ivy dobiegł ledwie słyszalny
głos, gdy dziewczyna pospiesznie się oddalała.
- Czy ona powiedziała  Do zobaczenia, Luke"?  spytała Ivy.
Guy odwrócił się.
-Co?
- Zdawało mi się, że nazwała cię  Lukę" - powtórzyła Ivy.
- Nie nazwała - odparł, lecz nie patrzył jej w oczy.
- Znasz ją, Guy?
- Nie widziałem jej nigdy w życiu. Pytała o drogę. Strasznie
się wściekał jak na pytanie o drogę.
- Dokąd?
Jego oczy zaiskrzyły.
- Czy to przesłuchanie?
Ivy przypatrywała mu się, przechyliwszy głowę na bok. -Nie.
- Wybacz - przeprosił Guy, a jego głos złagodniał. - Nie
powinienem tak warczeć.
Po chwili Ivy skinęła głową.
- A ja nie powinnam cię naciskać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl