[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cię do domu.
Rebeka nałożyła kapelusz, wzięła torebkę, a Jack
tymczasem sprawdził, czy kuchenne drzwi są dobrze
zamknięte. Razem wyszli na ganek. Rebeka dopiero
teraz zdała sobie sprawę, że jest dosyć pózno. Jack
podał jej ramię i poprowadził główną ulicą handlową,
na której było sporo sklepów i różnych lokali. Więk-
Niezwykła umowa 67
szość sklepów już zamknięto. Zatrzymali się na
tyłach herbaciarni.
Z kuchennego okna na pustą uliczkę padało słabe
światło. Rebeka popatrzyła na Jacka.
 Jutro dokończę salon, a potem...
Kiedy Jack podszedł bliżej, po prostu przestała
myśleć. Jego spojrzenie zdawało się odbierać jej siły.
Dreszcz przeszedł jej po plecach. Jeszcze nigdy w ży-
ciu nie czuła tak dobitnie obecności innego człowieka,
nigdy własna fizyczność aż do tego stopnia nie dała
jej się we znaki.
Jack ją pocałował. Westchnęła, gdy otoczył ją
ramionami i przytulił do siebie. Odchyliła głowę do
tyłu, bo nie mogła inaczej, gdy jego usta złączyły się
z jej ustami.
Przestał ją całować, ale ich usta nadal były blisko
siebie. Po chwili Jack ją puścił, a zaraz potem ot-
worzył drzwi kuchenne. Rebeka nie umiała się zdecy-
dować. Czy powinna wbiec do kuchni? A może raczej
rzucić się Jackowi w ramiona i pocałować go na
pożegnanie? Najbardziej chciała zrobić to drugie.
 Dobranoc  szepnął Jack.
 Dobranoc  odpowiedziała również szeptem
i wśliznęła się do kuchni.
Rebeka obudziła się rano i stwierdziła, że świat
wygląda całkiem inaczej. Nawet pokoik, który służył
jej za sypialnię, nie był już taki sam jak przedtem.
Kiedy tu zamieszkała, z dumą i radością wybierała
odpowiednie łóżko i pościel. Namówiła znajomą
panią z kościoła, żeby zrobiła jej dywanik, dokładnie
68 Judith Stacy
taki, jaki Rebeka sobie wymarzyła. Fotel na biegu-
nach pochodził ze sklepu jej ojca. Tata sam wybrał to
cacko dla Rebeki. Seth Grissom zrobił półkę na
książki, która wypełniała całą wolną przestrzeń pod
okiennym parapetem. Oczywiście jeszcze zanim
przestał się do niej odzywać.
Pokój stał się przytulną kryjówką Rebeki. Aż do
tego poranka.
Wsunęła na miejsce niesforny pukiel włosów i od-
wróciła się od lustra. Pokój wydał jej się bardzo mały.
Znacznie mniejszy niż wieczorem.
Poranek  jak zwykle  minął bardzo szybko.
Rebeka krzątała się w kuchni, wraz z ciotką Virginią
zjadły śniadanie, po czym zaczęły przygotowania
na przyjęcie klientek.
Ciotka Virginia prawie się nie odzywała. To u niej
normalne, pomyślała Rebeka, więc dlaczego dziś mi
to przeszkadza?
Potem Rebeka, jak zwykle, zajmowała się klient-
kami. Przechodząc pomiędzy stolikami, nalewając
paniom herbatę i podając przysmaki przygotowane
przez ciotkę, Rebeka chwytała strzępki plotek. Zwy-
kłe plotki, jak co dzień. Tym razem jednak wcale nie
była ich ciekawa.
Niemal z ulgą zostawiła herbaciarnię pod opieką
ciotki i wyszła do Jacka. Ciemne chmury zbierały się
na niebie, zapowiadały deszcz. Ale to także nie
obchodziło Rebeki. Idąc Main Street, nie myślała
nawet o nowym sklepie, jak zwykła to robić w takich
chwilach. Tym razem przyglądała się kobietom.
Kobietom idącym pod rękę ze swymi mężami.
Niezwykła umowa 69
Kobietom tulącym niemowlęta. Kobietom trzymają-
cym małe dziecięce łapki, przeprowadzającym swoje
pociechy przez jezdnię z zachowaniem najwyższej
ostrożności.
Tysiące razy obserwowała podobne sceny, ale tym
razem  z niewiadomych przyczyn  wszystko
wyglądało zupełnie inaczej.
Dopiero kiedy otwierała drzwi domu Jacka, kiedy
weszła do środka, dopiero wtedy dotarło do niej, że
świat najpewniej wcale się nie zmienił. To raczej ona
się zmieniła.
Poszła do kuchni, zdjęła kapelusz i wraz z torebką
położyła go na kuchennym stole. Krople deszczu
dzwoniły o szyby.
Jack jeszcze nie przyszedł.
Rebeka założyła fartuch, przeszła do salonu. Zrobiło
jej się ciężko na sercu. Urządzanie domu dobiegało
końca. Za kilka dni opuści to miejsce, żeby już nigdy
tu nie wrócić. Jack będzie miał ten swój dom, a ona...
A co ona...?
Stanęła, rozejrzała się po salonie. Z dumą pomyś-
lała, że pięknie urządziła ten pokój. To będzie praw-
dziwy, przytulny dom.
Dla Jacka.
Własna sypialnia, która znajdowała się za kuchnią
herbaciarni, wydała jej się jeszcze mniejsza. I w porów-
naniu z domem Jacka  całkiem nieprzytulna.
Humor jej się poprawił, gdy pomyślała, że ona
przecież też może sobie sprawić taki miły dom.
Herbaciarnia przynosiła spory dochód, poza tym
miała jeszcze gotówkę. No i ojciec na pewno jej
70 Judith Stacy
pomoże, jeśli zajdzie taka potrzeba. Coraz bardziej
zapalała się do tego pomysłu, robiło jej się coraz
przyjemniej, coraz cieplej.
Zliczny własny dom! Pośle się do Baltimore po
meble... Może nawet do Nowego Jorku. Urządzi się
go pięknie i zaraz będzie można zamieszkać...
Samotnie?
Rebeka znów posmutniała. Wyjrzała przez okno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl